Rozpad koalicyjnego rządu SPD/Zieloni/FDP kanclerza Olafa Scholza w listopadzie 2024 r. doprowadził do wielomiesięcznego zastoju w relacjach polsko-niemieckich. Ambitne plany zapowiedziane na spotkaniu obu rządów w lipcu 2024 r. nie weszły w fazę realizacji. Niemieccy politycy przez ponad pół roku byli zajęci kampanią wyborczą. Do maja Polska nie miała po stronie niemieckiej partnera do rozmów – zwrócił uwagę w rozmowie z PAP analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) Łukasz Jasiński.

Falstart "nowego otwarcia"

Polska wiązała duże nadzieje z objęciem urzędu kanclerza przez kandydata bloku partii chadeckich CDU/CSU Friedricha Merza, który po zwycięstwie w przedterminowych wyborach 23 lutego 2025 r. stanął na czele koalicyjnego rządu z SPD. W kampanii wyborczej Merz prezentował się jako zwolennik twardej polityki wobec Rosji i bardziej zdecydowanego wsparcia wojskowego dla Ukrainy. Nie krył też sympatii do Polski, zarzucając Scholzowi lekceważenie partnera zza Odry. Zapowiadał, że jego rząd będzie traktował Polskę tak jak Francję, najważniejszego sojusznika Niemiec.

Reklama

Dzień po zaprzysiężeniu, 7 maja, kanclerz złożył wizyty w Paryżu i Warszawie, dotrzymując przedwyborczej obietnicy. Po tym spotkaniu premier Donald Tusk zapowiedział "nowe otwarcie" w relacjach z Berlinem.

Reklama

Początkowy entuzjazm zgasł, impet został wytracony, powróciła stagnacja – ocenił Jasiński. Jego zdaniem w pierwszych miesiącach ze strony Merza zabrakło "mocnego konkretnego gestu" pod adresem Polski.

Szkodząca polityka wewnętrzna

Nie po raz pierwszy na przeszkodzie poprawie polsko-niemieckich stosunków stanęła polityka wewnętrzna. Wizyta Merza w Warszawie zbiegła się z decyzją niemieckiego rządu o wprowadzeniu zaostrzonych kontroli granicznych i zawracaniu migrantów z granicy. Podejmując taką decyzję, Merz kierował się wyłącznie względami polityki wewnętrznej, ignorując fakt, że szkodzi w ten sposób polskiemu partnerowi – powiedział Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR).

Niemieckie kontrole sprawiły, że wzrosła presja na polski rząd ze strony prawicowej opozycji, i doprowadziły do wprowadzenia podobnych kontroli po stronie polskiej, powodując wzrost nastrojów antyniemieckich i negatywne skutki dla gospodarki oraz mieszkańców regionów przygranicznych.

Wybór Karola Nawrockiego, kandydata obozu prawicowego, na prezydenta RP był – zdaniem Burasa – sygnałem dla Merza, że "proeuropejski kierunek obrany przez polski rząd może się skończyć za dwa lata". Merz czuł się ponadto zawiedziony brakiem bardziej zdecydowanej reakcji Tuska na antyniemiecką propagandę prawicowej opozycji.

W kontaktach z Niemcami polski premier wykazuje daleko idącą ostrożność, aby nie dawać opozycji pretekstu do kolejnych ataków – tłumaczył dyrektor warszawskiego biura ECFR. Premier jest świadomy tego, że każdy poważny błąd w relacjach z Niemcami może go kosztować utratę władzy – dodał.

Zwrot Niemiec na Zachód

Jasiński zwrócił uwagę na zmianę priorytetów w polityce Merza. Wobec zaostrzającej się sytuacji międzynarodowej zwyciężył tradycyjny odruch niemieckiej polityki – zwrot na Zachód. Merz postawił na współpracę z Francją i Wielką Brytanią, a szersze formaty, obejmujące Polskę, znalazły się na drugim planie – zauważył analityk PISM. Za symptomatyczny uznał fakt, że w programowym przemówieniu do ambasadorów we wrześniu w Berlinie Merz ani razu nie wymienił Polski.

Dramatyczny wzrost niechęci do Niemców

Na stosunek polityków wobec Niemiec wpływ mają także nastroje społeczne. Wyniki najnowszego badania Barometr Polska-Niemcy nie napawają optymizmem. Jedynie 32 proc. Polaków odczuwa sympatię wobec Niemców, a niechęć wobec nich deklaruje co czwarty badany. To dramatyczny spadek nastrojów – ocenili autorzy sondażu przeprowadzanego od 2000 r.

Co ciekawe, odwrotne tendencje występują w Niemczech. Sympatię wobec Polaków odczuwa 42 proc. Niemców. Wyraźnie spadł odsetek osób wskazujących antypatię – do 9 proc., a więc do najniższego poziomu od początku prowadzenia sondażu.

W tej sytuacji konsultacje międzyrządowe były dla obu stron nie lada wyzwaniem. Planowane początkowo na październik spotkanie obu rządów doszło do skutku 1 grudnia w Berlinie. Źródła dyplomatyczne po obu stronach potwierdzają, że wbrew wcześniejszym obawom rozmowy przebiegły w dobrej i konstruktywnej atmosferze.

Promyk nadziei po konsultacjach

Oceniając wyniki konsultacji, Jasiński powiedział o "promyku nadziei". Jego zdaniem przebieg spotkania pokazał, że obie strony "dążą do konstruktywnej współpracy". Kluczem jest pragmatyzm zamiast ambitnych zapowiedzi kolejnych przełomów – zaznaczył analityk PISM.

We wspólnej deklaracji przyjętej po konsultacjach zaakcentowano sprawy dotyczące bezpieczeństwa i obrony. "Bezpieczeństwo Polski i Niemiec jest ze sobą ściśle powiązane" – czytamy w dokumencie. Eksperci zwracają uwagę na zapowiedź podpisania polsko-niemieckiej umowy obronnej. To konieczne uzupełnienie w sytuacji, gdy Polska ma już traktat z Francją, a w przygotowaniu jest podobna umowa z Wielką Brytanią – zaznaczył dyrektor warszawskiego biura ECFR.

Najsilniejsze armie w Europie

Buras przypomniał, że w najbliższych latach Polska i Niemcy będą dysponować najsilniejszymi armiami w Europie. Z punktu widzenia europejskiej obrony przed Rosją Polska i Niemcy będą krajami kluczowymi – zaznaczył Buras, dodając, że Polsce zależy na zapisaniu w takiej umowie gwarancji bezpieczeństwa.

Kwestia reparacji wojennych

We wspólnej deklaracji marginalnie potraktowano natomiast kwestię zadośćuczynienia dla nadal żyjących polskich ofiar wojny. Niemiecki rząd zapowiedział jedynie "przeanalizowanie możliwości zapewnienia dodatkowego wsparcia". W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" ambasador Niemiec Miguel Berger apelował, aby "skoncentrować się na sprawach, które dotyczą naszego bezpośredniego bezpieczeństwa i przyszłości". Humanitarny gest wobec ok. 50 tys. żyjących osób z tamtych czasów "jest dla nas bardzo ważny" – zastrzegł niemiecki dyplomata.

Kwestia zadośćuczynienia na pewno nie zniknie z polsko-niemieckiej agendy, a piłka jest obecnie po stronie niemieckiej. Propozycja Berlina musi być na tyle atrakcyjna, by strona polska, a przynajmniej polski rząd mógł ją zaakceptować. Prace trwają – potwierdza źródło w niemieckim rządzie. Sugestia Tuska, że rząd może wesprzeć poszkodowanych pieniędzmi z polskiego budżetu, wywiera dodatkową presję na stronę niemiecką.

Jasiński uważa wybór między przyszłością a przeszłością za "fałszywą dychotomię". Nasi niemieccy partnerzy nie do końca rozumieją, że kwestia zadośćuczynienia nadal bardzo mocno rezonuje w polskim społeczeństwie. Historia jest cały czas żywa. Te kwestie nadal budzą emocje i są to emocje autentyczne. To nie jest tylko kwestia pieniędzy, ale także sprawa godnościowo-symboliczna – tłumaczy analityk PISM.

Pozytywny wpływ na atmosferę będzie miała z pewnością deklaracja Niemiec o szybkiej budowie w Berlinie stałego miejsca pamięci poświęconego polskim obywatelom – ofiarom II wojny światowej i niemieckiej okupacji. Pozytywnym zaskoczeniem było też zwrócenie Polsce dokumentów Zakonu Krzyżackiego i zapowiedź kontynuowania restytucji dóbr kultury.

Jedna strona barykady

Czy konsultacje międzyrządowe są zapowiedzią lepszej współpracy w przyszłym roku, na który przypada 35-lecie podpisania Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 17 czerwca 1991 r.? Pomysł opracowania z tej okazji nowego traktatu, rzucony przez Merza na początku roku, nie został zrealizowany, jednak zapowiedziana umowa obronna może stać się cennym uzupełnieniem porozumienia z początku lat 90. Na razie we współpracy wojskowej stawiane są małe kroki – niemieckie myśliwce Eurofighter Typhoon rozpoczęły niedawno patrolowanie polskiego nieba w ramach misji NATO Air Policing. Na wiosnę saperzy Bundeswehry będą uczestniczyli w umacnianiu Tarczy Wschód – systemu umocnień na granicy z Białorusią i Rosją.

W obliczu zagrożenia ze strony Rosji Polacy i Niemcy po raz pierwszy od stuleci stoją po jednej stronie barykady – podkreślił Buras. Wiele przemawia za tym, że Niemcy są na dobrej drodze do zrozumienia, że - jak pisał były ambasador Polski w Niemczech Janusz Reiter – "wschodnia granica Polski jest pierwszą linią obrony Niemiec".