Jak wiadomo, mamy poważny problem fiskalny w Polsce. Jeśli jednak spojrzymy na pojawiąjące się propozycje rozwiązania tego problemu, dominują różne pomysły dotyczące funduszy emerytalnych lub też szerzej - nowego systemu emerytalnego. Oczywiście fakt, że część składki zamiast być wpłacana do ZUS, trafia do OFE, powoduje przyrost deficytu o mniej więcej 1,8 proc. PKB. Ale - jak było to tysiące razy podkreślane - nie jest to "zły" deficyt, gdyż w ten sposób ujawnia się ukryty dług państwa wobec obywateli z tytułu zobowiązań wypłat emerytur. I jak wiadomo, część z tego deficytu naturalnie jest finansowana przez OFE, które ponad 60 proc. swych aktywów przeznaczają na zakup papierów skarbowych. Zmniejszanie składki do OFE fundamentalnie nic nie zmieni, zmieni tylko wynik księgowy budżetu dzisiaj kosztem wyższych deficytów w przyszłości. I do tej dyskusji nie ma co wracać. Na początku tego roku można było mieć wrażenie, że kwestia zmian w OFE została ostatecznie przez rząd odrzucona. A jednak…

Od tego momentu padło już kilka nowych pomysłów dotyczących zmian w systemie emerytalnym. Jednym z nich jest propozycja likwidacji ustawowego wieku emerytalnego i możliwość przechodzenia na emeryturę, kiedy dusza zapragnie. Pomysł na pierwszy rzut oka wygląda bardzo atrakcyjnie, gdyż w nowym systemie emerytalnym poziom emerytury jest uzależniony od wysokości zebranych składek i momentu przejścia na emeryturę. Jeśli więc ktoś w wieku załóżmy 45 lat będzie miał kapitał wystarczający na minimalną emeryturę, to będzie mógł z tego prawa skorzystać. Jednak to, co na pierwszy rzut oka wygląda na korzystne z punktu widzenia jednostki w wieku 45 lat, może być dla tej osoby niekorzystne 20 lub 30 lat później. Wtedy znikną możliwości dorabiania i ten poziom minimalnej emerytury sprzed 20 - 30 lat będzie musiał wystarczyć na pradziwą starość. Co więcej, z punktu widzenia całego społeczeństwa system emerytalny powinien zachęcać do wydłużania aktywności zawodowej, a nie jej skracania. A niższa aktywność zawodowa to niższy potencjalny PKB.

Kolejny ciekawy pomysł miałby polegać na tym, że jeśli ktoś uzbiera w ZUS środki które wystarczą na minimalną emeryturę, będzie mógł wypłacić pozostałe oszczędności z OFE. I znów - na pierwszy rzut oka propozycja wydaje się bardzo atrakcyjna. Dajemy ludziom wolność wyboru, a jednocześnie zapewniamy minimum na starość. Ale podobnie jak w poprzednim przykładzie, rozwiązanie takie może nie zagwarantować właściwego minimum emerytury na starość. Co więcej, tego typu propozycja zmienia reguły gry w trakcie jej trwania. Okazuje się nagle, że OFE nie są potrzebne, bo wystarczy sama emerytura z ZUS. To trochę zaskakujące, że proponuje się system bardzo atrakcyjny dla osób zamożnych, a niedbający o tych, którzy zarabiają średnio lub poniżej. Bo to właśnie najczęściej wśród osób niezamożnych istnieje silna presja, aby kosztem emerytur wypłacanych do końca życia zwiększyć bieżącą konsumpcję. I nie ma się co tym osobom dziwić - trudno im dziś myśleć o wysokości przyszłej emerytury, jeśli "nie starcza do pierwszego". Pytanie tylko, co będzie po skonsumowaniu całej wypłaty emerytalnej.

Nie rozumiem, skąd ten wysyp pomysłów na zmiany w nowym systemie emerytalnym. Akurat system ten działa w miarę dobrze. Potrzebne są korekty, takie jak nowe rozwiązania dotyczące benchmarku inwestycyjnego czy opłat. Ale na pewno nie ma uzasadnienia dla fundamentalnych zmian filozofii całego systemu. Nowe pomysły dotyczące OFE pojawiają się raz na tydzień, nie padają natomiast żadne propozycje dotyczące podwyżki wieku emerytalnego czy też reformy KRUS. A przecież wiadomo, że tego właśnie dotyczą wyzwania polskich finansów publicznych. A może jest tak, że propozycje dotyczące wyższego wieku emerytalnego czy też objęcia części rolników powszechnym systemem emerytalnym nie są popularne. Zaś manipulowanie przy OFE jest - brzmi atrakcyjnie.

Pytanie tylko, czy tego typu propozycje, które z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie będą realizowane, nie wprowadzają zamieszania w debacie publicznej. Są na tyle radykalne, że wchodzą na pierwsze strony gazet, wywołują dyskusje. Jest to jednak temat poboczny, nieodnoszący się do sedna sprawy polskich finansów publicznych, ich sztywności, nieefektywności i niesprawiedliwości. Dobrze by było przeciąć tę dyskusję i sprowadzić ją na właściwe tory.







Reklama