Najczęściej jest mi zadawane pytanie: "jak będzie?". Ekonomiści starają się na tego typu pytania odpowiedzieć na podstawie trendów zachodzących w danym momencie w gospodarce oraz (albo przede wszystkim) uwzględniając historyczne zależności.

Im dłuższa historia gospodarcza danego kraju, tym - przynajmniej teoretycznie - łatwiej jest przewidzieć zachowania gospodarki. Ale gospodarka się zmienia, staje się coraz bardziej globalna, pojawiają się nowe instrumenty finansowe. Tak więc przy zmieniającej się rzeczywistości gospodarczej nie wszystkie metody szacowania przyszłości się sprawdzają. Szczególnie w okresie wychodzenia z kryzysu.

To, że nie jest łatwo, nie powinno być jednak żadnym usprawiedliwieniem. Po ostatniej publikacji danych o PKB za czwarty kwartał powinniśmy nieco śmielej móc ocenić najbliższą przyszłość. Większość zeszłego roku była bardzo dynamiczna i zaskakująca. Pierwszym w pełni pokryzysowym kwartałem był czwarty kwartał zeszłego roku. Przypadł na okres, w którym rok wcześniej szalał już kryzys, a jednocześnie w czwartym kwartale zeszłego roku widać już było pewne oznaki ożywienia, które mają szansę okazać się trwałe.





Reklama



Co do zasady gospodarka może się rozwijać na trzech silnikach: inwestycjach, konsumpcji i eksporcie. Jesteśmy dość zapóźnioną, ale w miarę dużą gospodarką. Tak więc potrzebne nam są inwestycji zarówno w infrastrukturę, jak i w rozwój przedsiębiorstw. I tak się składa, że inwestycje w Polsce są dalece importochłonne. Jest to sposób na nadrobienie zapóźnień 45 lat komunizmu. Dzięki importowi nowoczesnych technologii przeskakujemy kilka etapów rozwoju, ale musimy oczywiście za to płacić. Tak więc siłą rzeczy więcej importujemy, niż eksportujemy. W normalnych (niekryzysowych) czasach eksport nie jest silnikiem, na którym opiera się rozwój polskiej gospodarki. Główną siłą napędową jest w Polsce konsumpcja prywatna, która stanowi około 60 proc. PKB, oraz inwestycje (około 20 proc. PKB). W okresie rozwoju gospodarczego to właśnie inwestycje i konsumpcja powinny napędzać polski wzrost gospodarczy. Dane za czwarty kwartał pokazały, że Polacy przeznaczyli na konsumpcję o 2 proc. więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku. Podobnego w skali, może nieco większego, przyrostu konsumpcji należy spodziewać się również w całym 2010 r. Drugim czynnikiem podtrzymującym nasz wzrost w ostatnim czasie były inwestycje publiczne finansowane ze środków unijnych, jak również z rządowych. W 2010 r. ten komponent wzrostu będzie utrzymany. Ale bez wzrostu inwestycji prywatnych znacznie szybciej nie będziemy rosnąć.

Polska gospodarka ma szanse rosnąć w tempie około 3 proc. w tym roku głównie za sprawą popytu wewnętrznego. Jeśli nawet w Europie Zachodniej rok 2010 będzie rokiem marazmu, to w Polsce sam popyt krajowy powinien wystarczyć na takie tempo wzrostu. O ile na tle Europy taka dynamika wzrostu budzi respekt, o tyle u nas nie jest to powód do zachwytów. Nie przełoży się bowiem na istotną poprawę życia ludności. Przy niewielkim wzroście inwestycji (rzędu kilku procent), powoli rosnącej konsumpcji rynek pracy może co najwyżej wyhamować trend wzrostu bezrobocia. Bez dodatkowego ożywienia z zewnątrz trudno spodziewać się boomu inwestycyjnego, choćby dlatego że w wyniku kryzysu znacząco obniżył się poziom wykorzystania mocy produkcyjnych. A to oznacza, że wraz z rosnącym popytem przedsiębiorstwa najpierw będą zwiększały niewykorzystane moce produkcyjne, a dopiero kolejnym krokiem będzie wzrost inwestycji. Wzrost wykorzystania mocy produkcyjnych oznacza oczywiście wzrost zatrudnienia, niemniej aby mówić o zasadniczej poprawie sytuacji na rynku pracy, musiałaby nastąpić prawdziwa eksplozja inwestycji. Według dzisiejszej wiedzy nic nie wskazuje na to, aby jeszcze w 2010 r. mogło tego typu przyspieszenie mieć miejsce. Dopiero rok 2011 przyniesie szybszy wzrost inwestycji, a co za tym idzie - znaczną poprawę na rynku pracy. W 2010 r. można raczej oczekiwać wyhamowania negatywnych trendów i pierwszych jaskółek poprawy. I to właśnie dlatego dane za czwarty kwartał zeszłego roku są tak interesujące. Bo dobrze oddają stan naszej gospodarki.


Ryszard Petru jest głównym ekonomistą BRE Banku