Szkolenia to jedyna forma, która może uchronić tę grupę przed groźbą trwałego bezrobocia. Bo choć osób, które mają wykształcenie podstawowe, a nie mają pracy jest w Polsce coraz mniej - obecnie ok 500 tysięcy - nadal ma największe trudności ze znalezieniem pracy. Bez względu na wskaźnik bezrobocia w Polsce od pięć lat niezmiennie stanowią 60 proc. wszystkich bezrobotnych. To fatalny wynik na tle średniej unijnej, gdzie pracuje 48 proc. najgorzej wykształconych. Dlaczego w Polsce jest ich dwukrotnie mniej? Bo cechuje je brak zdolności do reagowania na zmiany na rynku pracy. Są mało elastyczne. Kiedy więc tracą pracę, wpadają w długotrwałe bezrobocie. Tymczasem we Francji czy w Wielkiej Brytanii osoby nawet z wykształceniem podstawowym widzą potrzebę zdobywania nowych umiejętności, a to daje im większe szanse znalezienia nowej pracy.

Reklama

Jak z tym jest u nas? "Nie mam czasu na szkolenia. Poza tym nie widzę potrzeby" - stwierdził portier pytany przez ankietera Pentora. Pracownia ta analizowała, jak poprawić pozycję na rynku pracy najsłabiej wykształconych Polaków. "Na co by mnie można było wysłać?" - dziwiła się jedna ze sprzątaczek. Inny sprzątający pytał, jaki to miałby być rozwój, skoro w pracy sprząta i w domu też. Wielu pytanych mówiło, że czują się cenieni w pracy. Nierzadko nieadekwatnie do faktycznej sytuacji. "Jak mnie wybrali do tej pracy, to znaczy, że mam wystarczające umiejętności. Wszystko potrafię zrobić, szybko poduszkę uszyć, nawet nie patrząc na rysunki" - mówi jedna ze szwaczek biorących udział w badaniu.

Pentor przepytał ponad tysiąc takich osób. Tylko co piąta deklarowała, że mogłaby się dokształcić zawodowo. Skąd taki opór przed podnoszeniem kwalifikacji? "Takie osoby nie mają motywacji, bo nie widzą natychmiastowych korzyści. Boją się, że ktoś ich jeszcze naciągnie na pieniądze za kurs, a oni i tak zostaną bez pracy" - mówi współautor badania Jacek Szut. Wśród pytanych było wielu bezrobotnych, którzy nie widzieli sensu szkoleń, bo najczęściej przeszli już takie kursy organizowane przez urząd pracy. Ale i tak nie znaleźli zatrudnienia.

czytaj dalej



Reklama

Na przeszkodzie stoi także mentalność. Okazało się na przykład, że barierą w podnoszeniu kwalifikacji przez szwaczki byli ich mężowie. Nie chcieli się zgodzić na uczestnictwo kobiet w szkoleniach, bojąc się, że ich żony zyskają pewność siebie, poznają nowe środowisko i będą się buntować w domu.

Optymizmu nie dodaje fakt, że także pracodawcy nie widzą sensu szkoleń dla najgorzej wykształconych. 37 proc. badanych przedsiębiorców stwierdziło, że w tej grupie występuje tak duża rotacja pracowników, że warto uczyć kogoś, kto swoje umiejętności wykorzysta w innej firmie. "Boją się, że stracą tanią siłę roboczą" - uważa Szut.

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) na szkolenia dla osób o niskich kwalifikacjach zawodowych zdecydowała się przeznaczyć 17 mln zł. Ale jej pracownicy przyznają, że to będzie bardzo trudny projekt. "Nie wiadomo, jak zmotywować tę grupę, by chciała coś zmienić w swoim życiu" - mówi Małgorzata Mączyńska z PARP.