Obama wygrał obie telewizyjne debaty z dwóch powodów. Po pierwsze, jest medialnie sprawniejszy, bardziej dynamiczny, młodszy. Po drugie, jest kandydatem zmiany, podczas gdy McCain, cokolwiek by o sobie mówił, kimkolwiek by był, zanim rozpoczął kampanię wyborczą, jest dzisiaj kandydatem kontynuacji. I to w kraju, który na kontynuację polityki Republikanów i polityki Busha nie może sobie pozwolić. A nawet więcej, w świecie, który w sukces takiej kontynuacji przestał już wierzyć.
Obamie udało się "przylepić" McCaina do odchodzącej administracji Busha. Właśnie na tym opierało się jego zwycięstwo w obu telewizyjnych debatach. Nie jest to jedynie sprawna retoryka, to w dużym stopniu prawda. McCain bronił się podczas wczorajszej debaty, powtarzając, że przez cały okres swojej politycznej kariery był "konsekwentnym reformatorem", który z polityką Republikanów ostatnich dekad, a już szczególnie z polityką administracji Busha juniora, nie miał wiele wspólnego. Ale prawda jest inna i Amerykanie byliby ślepi, gdyby tego nie widzieli.
McCain był politykiem niezależnym, dopóki nie rozpoczął ostatniego etapu kampanii prezydenckiej. Jeszcze do wiosny tego roku, analizując całą jego polityczną karierę, można było uwierzyć, że nie posunie się do kampanii negatywnej albo przynajmniej nie uczyni z niej głównego narzędzia walki o prezydenturę. Dzisiaj jest inaczej. McCain zupełnie świadomie używa Sarah Palin w roli Jacka Kurskiego. Jej atak na Baracka Obamę, który "przyjaźni się z terrorystą i wrogiem Ameryki", był świadomą manipulacją, na którą McCain musiał wyrazić zgodę. Jeszcze do wiosny tego roku McCain był pierwszym wśród Republikanów "zielonym konserwatystą", wierzył w ekologię, w odnawialne źródła energii...
W ostatniej fazie kampanii John McCain musi się liczyć z naftowym lobbingiem i wierzy wyłącznie w tanią ropę, tak samo jak wierzyli w nią Cheney i Bush. Przez dwie dekady swojej waszyngtońskiej kariery McCain próbował wypracować ideowy kompromis, który zakończyłby albo przynajmniej załagodził kulturową wojnę pomiędzy Ameryką liberalną i konserwatywną. Lawirował w kwestii przerywania ciąży, bo rzeczywiście uważa prawo do aborcji za problem zbyt skomplikowany, aby dać go rozwiązywać „moralnej większości”. Dziś jednak powtarza obietnice, że w przypadku swojego zwycięstwa utwardzi skład Sądu Najwyższego, aby obowiązujące dzisiaj w USA pełne prawne przyzwolenie dla przerywania ciąży zostało zlikwidowane lub znacznie ograniczone.
Czy niezależny kandydat, który okazał się tak miękki wobec republikańskiego mainstreamu w kampanii wyborczej, potrafi odzyskać polityczną niezależność jako urzędujący prezydent? Obama twierdzi, że nie ma takiej możliwości, że McCain będzie kontynuował politykę Busha. I to przekonanie podziela dzisiaj większość Amerykanów, co zapewniło Obamie zwycięstwo we wczorajszej debacie i pozwala mu utrzymywać sondażową przewagę.
McCain nie jest specem od gospodarki, do czego sam długo się przyznawał. Jego szczerość w tej kwestii była samobójcza w momencie, kiedy finansowy kryzys Ameryki stał się problemem już nie tylko dla światowych mediów, ale dla milionów głosujących Amerykanów tracących domy, pracę i oszczędności. Ale właśnie dlatego, że kandydat Republikanów nie zna się na gospodarce, jest więźniem banałów reaganomiki, więźniem polityki sprowadzonej do hasła „niższe podatki i mniejsze wydatki państwa”.
Hasło to, może ładne w teorii, w politycznej praktyce ostatnich trzydziestu lat sprowadzało się w Ameryce do podatkowych cięć, którym towarzyszyły coraz większe wydatki i rosnący deficyt amerykańskiego państwa. Tymczasem McCain podczas wczorajszej debaty udawał, że nic o tym nie wie. Nadal obiecywał cięcia podatkowe (a jest to obietnica, z której w Ameryce nie tak łatwo się wywinąć jak w Polsce), którym mają towarzyszyć cięcia wydatków, niemożliwe do przeprowadzenia.
Bo jak ograniczyć wydatki państwa, które musi zażegnać finansową katastrofę w sektorze bankowym, a jednocześnie kontynuować interwencję w Iraku i Afganistanie czy dalszą militarną i polityczną obecność Ameryki we wszystkich kluczowych regionach świata - czego zwolennikiem jest John McCain i popierający go Republikanie? Kiedy podczas debaty z Obamą McCain zapowiedział, że jego administracja wykupi wszystkie toksyczne długi Amerykanów, nie trzeba było być ekonomistą, żeby go sprawdzić. Od miesięcy amerykańskie media wyceniają taką operację na parę bilionów dolarów, których amerykański rząd dziś po prostu nie ma.
Obama nie przedstawił żadnego precyzyjnego programu wyjścia Ameryki z kryzysu finansowego. Ale podkreślał konsekwentnie, że to nie on i jego partia do tego kryzysu doprowadzili. Nie sposób odmówić mu racji. Osiem lat prezydentury demokraty Clintona były jedynym okresem równoważenia amerykańskiego deficytu na tle trzydziestu lat dominacji Republikanów, którzy postanowili konsekwentnie nie płacić własnych rachunków.
Wszystko to sprawia, że jeśli nawet amerykańscy wyborcy nie usłyszeli od Obamy konkretnej odpowiedzi na pytanie, jak ocalić Amerykę, jak odzyskać równowagę pomiędzy mocarstwowymi ambicjami a pustą kasą, to widzą w nim polityka, który jakiś scenariusz wyjścia z kryzysu będzie w stanie realizować. A w Partii Demokratycznej dostrzegają polityczne narzędzie, które mu to na to pozwoli.
Republikanie są dzisiaj zbyt zdemoralizowani, aby obronić Amerykę. Pokazało to ich zachowanie podczas uchwalania planu Paulsona. Demokratyczna większość w Kongresie i Senacie poparła plan Paulsona, mimo że krach spowodowany jego odrzuceniem obciążyłby w większym stopniu Republikanów i to na parę tygodni przed wyborami. Tymczasem Republikanie, odrzucając plan Paulsona w pierwszym głosowaniu w Kongresie, nie zawahali się skompromitować własnego prezydenta i zmniejszyć szans wyborczych McCaina, który ten plan popierał.
Później dali się po prostu skorumpować poprawkami pisanymi naprędce pod konkretne regiony i polityków. Zachowali się jak lobbyści własnych stanów, a nie jak ustawodawcy całego państwa. McCain jako ich kandydat znajduje się zatem w pozycji o wiele słabszej niż Obama jako kandydat Demokratów. I to niezależnie od medialnych i wizerunkowych przewag Baracka Obamy, które przesądziły o jego zwycięstwie w obu telewizyjnych debatach.