Problem etanazji można sprowadzić do pytania o granice ludzkiego cierpienia w sytuacji nieodwracalnej, gdy istnieje przekonanie, że to cierpienie nie ustanie. Zwolennicy eutanazji uważają, że człowiek w takiej sytuacji powinien mieć prawo do śmierci.
Nie zgadzam się z nimi, człowiek nie ma prawa do odbierania sobie życia, nawet w sytuacji nieodwracalnego cierpienia. Nigdy. Oczywiście nie chodzi tu uporczywe o podtrzymywanie egzystencji w sytuacji, gdy ktoś nie jest w stanie żyć bez odpowiedniej aparatury. To jest uporczywa terapia, z której każdy powinniem móc zrezygnować.
Człowiek ma prawo do życia, ale nie ma prawa do śmierci. Odstępstwo od tej zasady może uruchomić mechanizmy, które mogą doprowadzić nasz świat do katastrofy. Obecnie w kontekście eutanazji jest mowa o ludziach, którzy cierpią fizycznie. Już pojawiają się postulaty, że prawo do niej powinny mieć osoby cierpiące psychicznie, a w Holandii, która jest prekursorką prawnego uznania praktyk eutanazyjnych, toczy się debata nad objęciem nimi ludzi, którzy czują się po prostu zmęczeni życiem.
Idąc tym tropem jakiś ekonomista wkrótce zaproponuje cudowne rozwiązanie problemu ubezpieczeń emerytalnych, który spędza sen z powiek wielu krajom europejskim, w których aktywni zawodowo nie są w stanie zarobić na emerytury starszych. Eutanazja może szybko ten problem rozwiązać. Niesmaczne kpiny? Czym w takim razie jest domaganie się prawa do eutanazji dla ludzi "zmęczonych"?
Eutanazja jest zabójstwem. Jest bardziej niemoralna niż zmuszanie do życia ludzi cierpiących. Jednocześnie chcę bardzo jasno podkreślić, że czym innym jest określenie eutanazji mianem zabójstwa, a czym innym ocena moralna osób, które się jej dopuściły - aby jej dokonać trzeba znać ich sumienia, świadomość itp. To rozróżnienie jest istotne, bowiem w trakcie dyskusji o eutanazji pojawia się tendencja, aby dostosować prawo do poszczególnych, często tragicznych przypadków.
W ostatnich dniach całą Polskę obiegły obrazy matki, która po 24 latach opieki nad sparaliżowany synem domaga się prawa do jego eutanazji. Szanuję jej trud i cierpienie, ale uważam, że nie powinna mieć prawa do zabicia syna. Nawet w skrajnie liberalnej w tych kwestiach Holandii takiego prawa by nie dostała, bo potrzebna jest do tego prośba pacjenta. Zwolennicy eutanazji oczekują, że zabicie człowieka zostanie zastąpione słowem eutanazja i nie będzie karane. Na to nie może być zgody. Jeśli już ktoś dopuścił się tego czynu, to lepiej wziąć pod uwagę okoliczności, nawet łagodzące ewentualny wyrok, niż zgodzić się na prawne uznanie tej praktyki.
Odpowiedzią zwolenników eutanazji na problem ludzkiego cierpienia jest ucieczka od niego poprzez unicestwienia człowieka. To nowy wkład w historię ludzkości, w drastyczny sposób zaprzeczający naszemu człowieczeństwu. Mimo, że jestem przeciwnikiem eutanazji, doskonale rozumiem bezradność człowieka wobec cierpienia, które go przerasta, ale nie mogę zrozumieć próby zrobienia z tej bezradności reguły, która ma porządkować nasz świat. Ludzkie życie jest wartością nadrzędną w stosunku do cierpienia. Konstrukcje prawne odwracające tę hierarchię wartości są niedopuszczalne.
Zupełnie inną propozycję zmierzenia się z cierpieniem niż eutanazja daje od wieków chrześcijaństwo. To prawda, że także wiara nie zawsze odkrywa źródła cierpienia, ale pokazuje jak je wykorzystać dla rozwoju człowieczeństwa. Znana na całym świecie noblistka Matka Teresa z Kalkuty przez całe życie doświadczała olbrzymich cierpień duchowych, wynikających z jej relacji do Boga. Nie uciekała jednak od nich, lecz poświęciła swe życie ludziom cierpiącym, stając się w XX wieku ikoną naszego człowieczeństwa. Znam wiele osób cierpiących, które zamiast ucieczki od cierpienia w śmierć starają się iść drogą tą drogą.
Celowo piszę o eutanazji w kategoriach "wartości", pojęcia bardzo nie lubianego przez lewicę, która je relatywizuje w zależności od "powiewu historii". Ale jeszcze bardziej przez światopoglądowych liberałów, którzy najchętniej wyrzuciliby je do swojego modernistycznego kosza na śmieci, bo "mocne" przekonania automatycznie oznaczają dla nich ideologiczny fundamentalizm, czyli jedną z największych "zbrodni" ich nowego wspaniałego świata ciepłej wody w kranie i autostrad.
Upominając się o wartości w relacjach międzyludzkich, czy w życiu społecznym łatwo jest być oskarżonym o fundamentalizm. W rzucaniu takich oskarżeń przoduje mój redakcyjny kolega Cezary Michalskich, który przejawia wyjątkową "wrażliwość" na wszelkie próby zniszczenia jego świata bez wartości, które bez gradacji i rozróżnienia utożsamia z ideologiami.
>>> Michalski: Prawo lepsze od zdziczenia
Uważnie prześledziłem jego ostatnie teksty o eutanazji, szukając konstruktywnych propozycji. Niestety z ubolewaniem muszę stwierdzić, że ideolog światopoglądowego kompromisu, poza tradycyjnym atakiem na fundamentalistów i epatowaniem swoim rozbudowanym "ego", w kwestii eutanazji nie ma Polakom nic do zaoferowania.
Tymczasem są ludzie, którzy wyznają wartości, nawet radykalnie i heroicznie, a wcale nie są fundamentalistami. Czy siostra zakonna, która przez kilkadziesiąt lat opiekuję się dziećmi, chorymi tak bardzo, że przypominają warzywa, jest fundamentalistką? A może ideolżką, bo przecież u podstaw jej postawy leży przekonanie o świętości życia? Niech antyfudamentaliści wciągną na swój indeks postaw zakazanych także rodziców w hospicjach opiekujących się umierającymi dziećmi, czy Matkę Teresę i Jana Pawła II, który opisywał zjawisko eutanazji wprost jako element "cywilizacji śmierci". Określenie to do dziś wzbudza szał lewicy i jeszcze większy światopoglądowych liberałów, jasno bowiem wskazuje ich aksjologiczne zagubienie.
Tymczasem fundamentalizm zaczyna się wtedy, gdy ktoś dla osiągnięcia celu jaki wyznacza wyznawana przez niego wartość, zaczyna stosować metody z tą wartością sprzeczne. Jeśli obrońcy życia w USA atakują lekarza, którzy przeprowadza aborcję, to niewątpliwie wchodzą na pozycję fundamentalistyczne. Jeśli talib zabija człowieka powołując się na islam, to staje się fundamentalistą, który łamie zasady swojej wiary.
Zjawisko to występuję także na gruncie polskim. Jeśli jedna ze sztandarowych obrończyń życia i rodziny jako związku kobiety i mężczyzny, po rozmowie w telewizji z homoseksualistą mówi - "nie podam panu ręki, bo nie wiem gdzie ją pan przedtem trzymał", to ujawnia, że w ogóle nie rozumie na czym polega godność człowieka, a na czym ocena jego poszczególnych czynów. Ten brak rozróżnienia jest typowy dla fundamentalizmu.
Tocząca się w ostatnich tygodniach dyskusja o in vitro i eutanazji ujawniła też bardzo silny fundamentalizm lewicowy. Magdalena Środa i Kinga Dunin, które na sztandarach feministycznego i lewicowego postępu mają pluralizm poglądów, wprost postulują wykluczenie z debaty publicznej posła Jarosława Gowina i ludzi mających poglądy zgodne z nauczaniem Kościoła katolickiego, bo mają niewłaściwe poglądy. Trudno o bardziej skrajny przykład ideologizacji wartości jaką jest pluralizm.
Jeszcze dalej poszedł red. Sławomir Sierakowski, który w czasie jednej z debat krzycząc zabraniał ks. Kazimierzowi Sowie określania eutanazji mianem zabójstwa. Można mieć różne zdanie o eutanazji, ale odmawianie adwersarzowi prawa do oceny zjawiska według własnego systemu wartości jest wyjątkowo niebezpiecznym fundamentalizmem.
Gdy przyglądam się polskiej debacie o in vitro, czy eutanazji staje się dla mnie jasne, że na gruncie wartości nie ma szans na porozumienie między konserwatystami a lewicą. O światopoglądowych liberałach nie wspominam, bo w tych sporze im wszystko jedno. Konfrontacja jest nieuchronna, oby uczestniczyli w niej ludzie żyjący wartościami, a nie ich ideolodzy, czy kontestatorzy.