Zaczynać czy nie zaczynać debaty o in vitro, zaczynać czy nie zaczynać debaty o eutanazję. W ostatniach dniach mieliśmy dwa stanowiska w tej sprawie. Donald Tusk zachęcił do publicznej debaty, Jarosław Kaczyński przed nią ostrzegł. Ale problem jest zupełnie gdzie indziej. Polacy mają w "kwestiach sumienia” - w sprawie in vitro, eutanazji, aborcji – poglądy bardziej liberalne niż Kościół, ale mniej radykalne niż lewica. Potwierdzają to wszystkie sondaże, a nawet nasze kolejne polityczne wybory. Nie mamy tylko prawa, żadnego kompromisowego, liberalnego prawa regulującego kwestię in vitro czy eutanazji. Bo nasza klasa polityczna jest zbyt nieudolna i zbyt tchórzliwa, aby nasze poglądy - centrowe i umiarkowanie liberalne – przełożyć na język prawa.

Reklama

>>> Zaremba: czy Platforma skręca w lewo?

Jarosław Kaczyński nie chce o wielu sprawach w ogóle rozmawiać, bo ma na "kwestie sumienia" inne poglądy niż Kościół, ale gdyby to publicznie przyznał, straciłby cały elektorat "radiomaryjny". Z kolei Donald Tusk ukrywa się pod maską Krzaklewskiego. Jak niegdyś lider AWS, premier deklaruje, że wziął władzę po to, żeby "oddać ją ludziom". Liberalizm zostaje w Polsce przedstawiony jako niechęć, a nawet niezdolność do sprawowania władzy.

>>> Karnowski: Palikot dostanie po łapach

Po tym jak w Platformie Obywatelskiej rozgorzała coraz bardziej niekontrolowana kłótnia o in vitro i eutanazję - Gowin i Palikot to tylko jej symbole - mocny lider tej partii (mocny przynajmniej w likwidowaniu konkurentów i frakcji), zamiast podjąć decyzję wytyczającą kierunek i granice tej dyskusji, zamiast zmusić swoich partyjnych podwładnych do zakończenie prac nad projektami realistycznych i kompromisowych regulacji prawnych w kluczowych "kwestiach summienia", wzywa do "publicznej debaty". Udaje, że mamy w Polsce jakąś demokrację bezpośrednią. I to z "publicznej dyskusji" wyniknie prawo, które PO i sam Donald Tusk tylko przyklepią, nie ponosząc żadnej politycznej odpowiedzialności.

Reklama

>>> Gawryluk: eutanazja to nie zabawka Palikota

Sugerowanie, że ustawowy kompromis w kwestiach sumienia: in vitro, eutanazji, może być wypracowany w "publicznej debacie" to zwyczajne unikanie odpowiedzialności za rządzenie. Publiczna debata nie jest w Polsce źródłem stanowienia prawa. Źródłem stanowienia prawa jest parlament. Nie żyjemy w demokracji bezpośredniej, i całe szczęście, bo wyglądałaby ona dokładnie tak jak nasze dyskusje w Internecie. Żadnej odpowiedziałności za stanowiska i słowa, zamiast tego nienawiść i resentyment. Stan natury poprzebierany w ideologiczne maski. Żadna regulacja prawna by z tego nie wyniknęła.

Reklama

>>> Rokita: niech decyduje sumienie, nie państwo

>>> Zaremba: nie chcę rozmawiać o eutanazji

Szczerze mówiąc, coraz mniej ufam zapewnieniom Donalda Tuska, że kwestie sumienia naprawdę pragnie on uregulować. Zarówno konserwatywne deklaracje premiera - w rodzaju zapowiedzi chemicznej kastracji pedofili, jak i jego deklaracje liberalne - w rodzaju "otwarcia dyskusji na temat eutanazji", są tylko deklaracjami. Służą do PR-u, zapomina się o nich w dniu ich wygłoszenia. Nie wynikają z nich żadne polityczne decyzje ani regulacje prawne.

Od partii rządzącej nie oczekuję wezwań do dyskusji. Dyskutować Polacy potrafią i bez zaproszenia Donalda Tuska. Gorąca publiczna dyskusja bez decyzji i wniosków to jedna z naszych narodowych specjalności.