Wiedziałem, że to do nich jeszcze wróci. Zawsze wraca. A oni wciąż tak samo naiwni, mają nadzieję, że im się upiecze. Kiedy opadł już bitewny kurz po oblężeniu w centrum Warszawy, warto sobie przypomnieć, że już to widzieliśmy. Tyle że role cokolwiek się odwróciły.

Reklama

Jakoś nikt nie obchodził przypadającej tydzień temu drugiej rocznicy wyzwoleńczego zrywu narodu polskiego – zbudowanego pod kancelarią premiera białego miasteczka. Ech, przypomnijmy sobie tę wspaniałą atmosferę, te setki artystek pielgrzymujących na warszawski bruk, te wozy bojowe TVN-u i innych patriotycznych stacji transmitujących, co tam – animujących bunt przeciw znienawidzonemu reżimowi. Wspomnijmy te reporterki z przejęciem donoszące od samego rana, czy drogie siostry zjadły już śniadanko, naszą kochaną panią prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz częstującą powstańców herbatą i kanapkami. Tak, prawdziwie polskie serce biło wtedy właśnie tam, pod kancelarią premiera.

Ale przypomnijmy sobie też szefa samej kancelarii Mariusza Błaszczaka, twardo żądającego przestrzegania przepisów i dowodzącego, że budynki rządowe nie mogą być okupowane. „Prawo jest dla wszystkich takie samo” – mógłby wtedy powiedzieć. Ale nie powiedział. To powiedziała dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz, wzywająca wówczas do dialogu. Teraz z paniami z KDT dyskutuje za pomocą konnej policji, armatek wodnych i gazu łzawiącego. Za to opozycyjny poseł Błaszczak do piersi każdego demonstranta przytulić gotów, każdego wyściskać. Prawem już się tak nie przejmuje, w końcu przepisy muszą być dla ludzi, no nie?

Proszę wybaczyć, ale nie chce mi się kpić. Słabo mi się robi, gdy widzę jego czy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Pani prezydent nie wie nawet, jak bardzo jest żenująca, gdy mówi: „Teraz straciłam zaufanie [do kupców], a bez niego nie ma mowy o rozmowach”. Że też fraza o władzy tracącej zaufanie do społeczeństwa nie zabrzmi znajomo tropiącemu podobieństwa z gomułkowszczyzną Stefanowi Niesiołowskiemu?! No tak, ale on dziś w swym zapale graniczącym z szałem zajęty jest miotaniem obelg pod adresem demonstrantów. Równie żałosny jest Ludwik Dorn, niegdyś tak zasadniczy, że grożący innym strajkującym kamaszami, a teraz kupujący u kupców pomarańczowe majtki. W ramach protestu.

Reklama

Ale od nich nie można wymagać. Są politykami. Tylko co się stało z aktorkami? Niejaka Olga Borys (ponoć aktorka, zapewne mocno dramatyczna) narzeka w Dzienniku.pl, że „kupcy robią cyrk”? A my, dziennikarze? Co z dziennikarzem któregoś tam roku, Kamilem Durczokiem grzeczniutko rozmawiającym z Hanną Gronkiewicz-Waltz? Pamięć cię, Kamilu, zawiodła? Białe miasteczko było w mezozoiku? I jeszcze wywieszony na hali gorzki transparent do pań feministek, intelektualistek, dziennikarek, polityczek: „Gdzie kobieca solidarność? Została na kongresie?”.