Podstawowym zajęciem polskich polityków stało się podtrzymywanie konfliktu. Lech Kaczyński od początku nie radził sobie z prezydenturą, ale z podtrzymywaniem konfliktu radzi sobie świetnie. Jarosława Kaczyńskiego konflikt interesował bardziej niż odgrywanie roli premiera. Platforma uwielbiała wysyłać na prezydenta to Palikota, to Niesiołowskiego, ale kiedy prezydent zawetował im najważniejsze ustawy, Platforma się dziwi. Poncyliusz, który jeszcze do wczoraj zupełnie dobrze pracował w komisji Przyjazne Państwo, wycofany z niej przez Jarosława, żeby za bardzo nie zżył się z wrogiem, miesza dzisiaj z błotem całą dotychczasową pracę komisji, a więc i swoją własną.

Reklama

Na tym tle minister Boni czy młodzi ludzie z UKIE, którzy po angielsku już mówią i czasem nawet 60 miliardów dla Polski wywalczą, wydają się kompletnie nie rozumieć, na czym polska polityka polega. Bo przecież nie polega ona na rządzeniu państwem, ale na podtrzymywaniu konfliktu.

W dodatku nasi politycy znaleźli sobie dostojnego intelektualnego patrona. To Karl Schmitt, niemiecki prawnik z czasów Republiki Weimarskiej i III Rzeszy. Jego najważniejsze pisma przetłumaczył na język polski Marek Cichocki, który później przyssał się do braci Kaczyńskich. I nauczył ich, że według Schmitta polityka to konflikt, czyli coś, co Kaczyńskim zupełnie nieźle wychodzi. Potem zaraza rozeszła się po mieście. I dzisiaj, kiedy pierwszego lepszego politycznego nieudacznika zapytamy, czemu rządzenie państwem kompletnie mu nie wychodzi, on nam odpowie z filozoficzną zadumą, że polityka to konflikt, a konfllikt to on robi wprost profesjonalnie.

Kiedy jednak Schmitt rysował apokaliptyczną wizję demokratycznego parlamentu Republiki Weimarskiej, jako miejsca okupowanego przez stado szympansów, gdzie walczy się o dominację, a każda ustawa i każde weto są tylko gałęzią do okładania się po głowie, musiał jednak odpowiedzieć na ważne pytanie: kto w takim razie będzie rządził państwem? I na to pytanie ten późniejszy jurysta Hitlera odpowiadał: Fuehrer!

Reklama

Dzisiejsi polscy schmitteaniści z PiS-u i nie tylko, nie mogą tak odpowiedzieć, bo jak by spróbowali, to powsadzano by ich do ciupy i słusznie. Ale jeśli tak, to ich wizja demokratycznej polityki nie trzyma się kupy. Bo kto według nich ma rządzić państwem, kiedy politycy zajęci są ulubioną szympansią konkurencją polegającą na obrzucaniu się łajnem? Przecież państwo takie jak Polska nie będzie rządzić się samo.