Renata Kim: Czy umie pan sobie wyobrazić, co czuje mężczyzna z Jastrzębia-Zdroju, który prosi o odłączenie go od aparatury podtrzymującej przy życiu?
Marcin Król: Nie! I nie radziłbym nikomu sobie tego wyobrażać, bo tego się nie da zrobić! To jest niewykonalne. Nie możemy sobie wyobrazić, jak się czuje osoba w szczególnie dramatycznej sytuacji. Ani w tym konkretnym przypadku, ani w jakimkolwiek innym. Nie umiemy przecież postawić się w sytuacji zdradzanego męża czy żony, jeśli to nie my jesteśmy zdradzani. Nasza wyobraźnia ogarnia to, co możemy na podstawie wszystkich dotychczasowych doświadczeń wiedzieć. Natomiast doświadczenie skrajne jest dla nas niedostępne, dopóki sami go nie przeżyjemy. Można natomiast próbować go zrozumieć, zważyć jakoś jego racje, choć i to będzie obciążone naszym sposobem myślenia. I w końcu, cokolwiek postanowimy, cokolwiek wymyślimy, to i tak będzie to nasza decyzja, a nie jego. To będzie decyzja wynikająca z naszego racjonalnego myślenia o sytuacji tego człowieka, a nie jego własna ocena.

Więc jak pan ocenia sytuację Janusza Świtaja? Jego prośbę, by pozwolono mu umrzeć?
W tej sprawie chodzi o granice naszej wolności. To jest fundamentalne pytanie we współczesnych społeczeństwach. Od co najmniej 250 lat ludzie walczą o poszerzenie granic indywidualnej, prywatnej wolności. I osiągnęliśmy już ogromnie dużo, możemy robić bardzo różne rzeczy. Mamy prawa człowieka i obywatela i różne inne gwarancje naszej wolności. I sprawa tego sparaliżowanego mężczyzny to właśnie jest kwestia wolności: czy ja mogę zrobić ze swoim życiem to, co chcę. Przypomnę, że wszyscy mądrzy filozofowie polityczni i myśliciele ograniczali tę wolność w zasadzie tylko w jednej sprawie: że nie możemy, używając naszej wolności, naruszać przy tym cudzej. Ale ta żelazna zasada nie dotyczy przypadku tego konkretnego człowieka z Jastrzębia-Zdroju. Samobójstwo nie jest karalne; można je popełnić i nikt nie uzna tego za naruszenie prawa czy moralności, oczywiście z wyjątkiem Kościoła katolickiego. To może być dramat, tragedia dla rodziny samobójcy, ale tak naprawdę trudno zabronić komuś, by odebrał sobie życie.

Ale Janusz Świtaj prosi właśnie o to, by móc umrzeć. Chce popełnić samobójstwo, ale nie jest w stanie sam tego zrobić.
Mówiąc pryncypialnie, on ma takie same prawo do samobójstwa jak każdy z nas. Wiem, to brzmi śmiesznie i dziwnie, ale wszyscy mamy prawo odebrać sobie życie. Tyle tylko, że ten całkowicie sparaliżowany mężczyzna nie może tego prawa zrealizować. A jeśli ktoś mu pomoże, to już nie będzie to samobójstwo. Decyzję o odłączeniu aparatury podtrzymującej przy życiu powinien podjąć lekarz, choć i on może uznać, że takie prawo mu nie przysługuje. I musiałbym uszanować postawę zarówno takiego lekarza, który uważa, że mu takie prawo przysługuje, jak i takiego, który odmówiłby pomocy proszącemu o eutanazję człowiekowi. Niestety, lekarz żyje jednak w świecie prawa i musi podporządkować się obowiązującym regułom prawnym. I musi się liczyć z tym, że bez względu na to, jak logiczne i uzasadnione będą argumenty przemawiające za eutanazją, może w końcu trafić do więzienia za to, że pomógł pacjentowi umrzeć.

A gdyby to pan był lekarzem i miał podjąć tę trudną decyzję?
Uważam, że jeśli uda się z całą pewnością stwierdzić, że dany człowiek jest w pełni świadomy, to należy postępować tak, jak on sobie życzy. Ale powtarzam, cały czas rozmawiamy o kwestiach abstrakcyjnych; przecież gdyby ktoś poprosił mnie, abym go wypchnął z czwartego piętra, to odpowiedziałbym, że to nie jest moje zadanie. Lekarz jest w dramatycznej sytuacji, która wynika z tego, że jego podstawowym obowiązkiem jest ratowanie chorego, a nie uśmiercanie go. Ale gdyby nie groziły za to sankcje prawne, a proszący o eutanazję pacjent byłby całkowicie świadomy tego, co robi, to uważałbym, że należy spełnić jego życzenie. Tu zaczyna się jednak problem, co to znaczy być świadomym? Opowiem anegdotkę o pewnej pani, która była bardzo wykształcona, świadoma i nawiązała kontakt z pewnym, nazwijmy je "towarzystwem" w Belgii, prosząc, żeby jej przysłali truciznę, tak by mogła w pewnym momencie jej użyć. I oczywiście ta kobieta starzała się i starzała, a w pewnym momencie tak się postarzała, że nie była już niczego świadoma i zmarła bez pomocy tej trucizny. I tu tkwi sedno sprawy. W jakim momencie uznajemy, że człowiek wyraża jasno i klarownie swoją wolę i rozumienie swoich interesów, a kiedy już nie?

Czy pan, będąc ciężko chory i cierpiący, chciałby móc odejść? Czy chciałby pan skorzystać ze swojego prawa do wolności?
Mam bliską osobę, która była chora na wyjątkowo złośliwego raka i w pewnym momencie po prostu poszła w góry i tam już została. Zniknęła, jej ciało znaleziono po roku. To zachowanie wcale mnie nie zdziwiło. Nie wiem, czy ja sam bym to zrobił. Nie wiem, jaką w chwili choroby i starości będę miał świadomość, czego będę wtedy naprawdę chciał. Mogę sobie do woli dzisiaj teoretyzować, teraz, kiedy jestem racjonalnym i zdrowym człowiekiem. Ale naprawdę nie wiem, co zrobię, gdy będę dotknięty chorobą i wszystkimi związanymi z nią emocjami. Pełne przekonanie, że wiem, co zrobię, co postanowię, zawsze graniczy z pychą. Ale dziś sądzę, że chciałbym mieć prawo odejść.

Rodzice Janusza Świtaja nie zgadzają się, by został on odłączony od aparatury podtrzymującej przy życiu. Co pan zrobiłby, gdyby pański syn błagał o śmierć?
Znowu nie umiem z całą pewnością powiedzieć, co zrobiłbym w takiej sytuacji. Umiem tylko powiedzieć, że świetnie rozumiem tych rodziców. Po pierwsze, to jego ojciec i matka. Po drugie, to, co dla syna może wydawać się uciążliwością, nadmiernym obciążeniem dla starzejących się rodziców, dla nich stanowi jedynie dowód miłości i okazję do jej okazywania. I nie ma nic dziwnego w tej odmienności widzenia świata.
Osobiście sądzę, że pozwoliłbym moim bliskim odejść. Ale taka decyzja ma zawsze charakter bardzo indywidualny i trudno stworzyć jedną, uniwersalną regułę. Na tym właśnie polega dramatyczny problem z prawem, które nie jest w stanie przewidzieć każdej pojedynczej sytuacji. W pewnych wypadkach nie ma reguł, choć powinny być. Jeśli zaczynamy dyskusję o eutanazji, to wchodzimy na teren prawa, a nie tylko moralności.

Im dłużej zastanawiam się nad tą historią, tym bardziej mam wrażenie, że Janusz Świtaj, prosząc o odłączenie aparatury, kieruje się dobrem rodziców; martwi się, że są śmiertelnie zmęczeni opieką nad nim. To chyba nie jest dobry powód, by prosić o śmierć?

Całkowicie się zgadzam. W życiu bardzo często popełniamy błędy, począwszy od małżeństwa, przez wybór zawodu i tak dalej. Robimy głupstwa. W tej konkretnej sytuacji, o której cały czas rozmawiamy, też istnieje możliwość błędu. Ale w przeciwieństwie do wielu innych życiowych błędów, które mogą mieć poważne konsekwencje, tu chodzi o błąd ostateczny. I tu znowu wracamy do pytania, czy można jednostce pozostawić taką decyzję. Czy w ramach przysługującej nam wolności w ogóle mamy taką wolność? Bardzo liberalni filozofowie odpowiedzieliby, że oczywiście tak. Tak jest między innymi w Holandii, gdzie z tego powodu dochodzi do rzeczy naprawdę horrendalnych. Pewien mój znajomy rozstał się z ojcem, który tego dnia miał być uśpiony. Rzeczywiście staruszek był wprawdzie w ciężkim stanie, ale jeszcze żył i jakoś się jeszcze komunikował. Ale nagle synowi zrobiło się żal i przełożył eutanazję na następny dzień. Dokładnie tak jakby przekładał na jutro randkę albo zakupy. Było w tej historii coś naprawdę wstrząsającego.
Na dodatek w sprawie Janusza Świtaja sporą rolę odgrywają pieniądze; gdyby ten mężczyzna miał duże pieniądze, to raczej nie zdecydowałby się na eutanazję. Gdyby miał znakomitą opiekę, trzy pielęgniarki, genialny wózek, komputer sterowany wzrokiem, to z pewnością chciałby żyć. Dokładnie tak, jak żył słynny filmowy Superman, aktor Christopher Reeve.
I to właśnie jest prawdziwie dramatyczny problem: jeżeli prośba o śmierć wynika z powodów finansowych, to ta sytuacja nas wszystkich stawiają w złym świetle. Nas i wszystkich innych; państwo, społeczeństwo, wspólnotę. Wszystkich, tylko nie proszącego. Bo jego argument, że nie chce obciążać rodziców swoim ciężkim losem, jest całkowicie zrozumiały. Więc jeżeli faktycznie w grę wchodzi aspekt finansowy, to ocena całej sprawy ulega radykalnej zmianie, bo wtedy okazuje się, że nie jest to sytuacja ostateczna i mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby Janusz Świtaj miał pieniądze.
I znów pojawia się potworny dylemat: z jednej strony prawo do wolności decydowania o własnym życiu, a z drugiej potworne ograniczenie, kompletny brak możliwości realizacji wielu potrzeb i pragnień. Bo przecież gdyby ten człowiek miał pieniądze, mógłby prowadzić może nie normalne, ale znośne życie i nie obciążać sobą innych. I tak z poziomu filozofii przechodzimy na obszar polityki, a raczej nawet nie polityki, tylko współżycia społecznego i sprawiedliwości.

Z sondażu przeprowadzonego przez DZIENNIK wynika, że ponad połowa Polaków opowiada się za eutanazją. Czy to oznacza, że jesteśmy gotowi do dyskusji na ten temat? I dokąd możemy w tej dyskusji dojść?
Trzeba o tym rozmawiać, bo to są sprawy, które pojawiają się w związku z postępem nauki. Zresztą pojawi się mnóstwo nowych problemów, które trzeba będzie omówić. Eutanazja jest tylko jednym z nich, bardzo widocznym, bo dramatycznym. Ale przecież jeszcze bardziej dramatyczne są konsekwencje postępów medycyny czy ingerencji genetycznych. A o wszystkich tych rzeczach trzeba mówić. I przypominać, że postępów nauki nie da się zatrzymać. Pewne rzeczy będziemy musieli akceptować. To samo musi zrobić Kościół katolicki. Na razie musi pryncypialnie odpowiadać nie!, ale na dłuższą metę nie da się tego zrobić. Postęp nauki powoduje wciąż nowe problemy, a my musimy na nie odpowiadać. Nie wystarczy po prostu powiedzieć: Nie! Trzymajmy się tego, co do tej pory było.

Jaką decyzję - pana zdaniem - podejmie sędzia w sprawie Janusza Świtaja?
W moim przekonaniu on się nie zgodzi na eutanazję. W polskim prawie nie ma precedensu do wydania korzystnego dla Janusza Świtaja orzeczenia. Ale gdyby była otwarta taka droga, to wszystko zależałoby chyba od interpretacji, na ile świadomym człowiekiem jest ten mężczyzna, który prosi o śmierć. I w tej ocenie nikt sędziemu nie pomoże. Mógłby wprawdzie wezwać na pomoc psychiatrów, żeby stwierdzili poczytalność pacjenta na piśmie, ale to byłaby jedynie prawna podpórka i nic więcej. Sędzia musi wziąć na siebie tę decyzję. Zdecydować o losie człowieka, który z religijnego punktu widzenia popełnia grzech, a z punktu widzenia obrony własnej wolności jest uprawniony do popełnienia samobójstwa.