Głównym zarzutem, jaki stawiam braciom Kaczyńskim, nie jest często ostatnio powtarzane twierdzenie o zamachu na demokrację. To są akurat świadectwa histerii. Lech i Jarosław Kaczyńscy są dla mnie rozczarowaniem przede wszystkim dlatego, że uważałem ich za ludzi odważnych. Sądziłem, że tam, gdzie do tej pory próbowano czynić korekty, oni dokonają zasadniczych napraw. Oni skoncentrowali się jednak na technice rządzenia - tu coś związać sznurkiem, tam zakleić plastrem, tutaj przykleić na ślinę, a tam przybić półeczkę starym gwoździem. Miałem nadzieję, że zbudują nowy stół, a oni kleją złamaną nogę.

Prezydent i premier - poza brakiem koncepcji - nie mają dostatecznej odwagi, aby przeprowadzić zmiany w państwie. Aby to zrobić, trzeba mieć śmiałość powierzania odpowiedzialnych zadań ludziom wybitnym. Bracia Kaczyńscy są tak bardzo nieufni wobec świata zewnętrznego, że się takich osób boją. Bardzo znamiennym na to przykładem są dzieje Bronisława Wildsteina jako szefa TVP. Raz zdecydowali się postawić na człowieka wybitnego, a nie zależnego. Potem jednak tego pożałowali i skutecznie doprowadzili do jego odwołania.

Z Gosiewskim, Jasińskim, Lipińskim czy Kuchcińskim na pewno nie da się zrobić wielkich rzeczy. Bracia w odwiecznym politycznym dylemacie, czy wybierać wybitnych, czy podporządkowanych i lojalnych, na tych drugich postawili silniej niż jakakolwiek ekipa rządząca Polską od 1989 roku. Rozstrzygnęli ten dylemat z determinacją, jakiej nie wykazywał nawet Miller.

A Polska wymaga zasadniczych zmian, a nie kosmetycznych poprawek. Z takimi mamy do czynienia choćby w przypadku wymiaru sprawiedliwości. Szkoda, bo Zbigniew Ziobro wydawał się być jednym z odważniejszych ministrów. Miał plany systemowej naprawy wymiaru sprawiedliwości i prokuratury, a skoncentrował się na kosmetyce i doraźności. Wprowadzenie sądów 24-godzinnych czy zaostrzenie kodeksu karnego to inicjatywy ze wszech miar godne pochwały. Natomiast nie tu tkwi istota problemu. Źródłem zła systemu jest konstrukcja Krajowej Rady Sądownictwa i mechanizm prokuratury, które jeden z prokuratorów opisywał przed komisją śledczą tak: "Wy, nadzorcy, nie jesteście w stanie żyć bez telefonu, żeby nie dzwonić do prokuratura prowadzącego śledztwo i nie mówić mu, co ma robić"

Tu jest źródło zła systemu. Ten telefon wymaga systemowego rozwalenia. Ten kabel wymaga ustrojowego przecięcia. Ale tego nie zrobiono. Więcej - chęć sterowania prokuraturą spowodowała, że tych linii nadzorczych jest w ostatnim czasie jeszcze więcej.

Kolejna dziedzina, w której nie dokonano radykalnych zmian, a kosmetyczne dopiero się planuje, to finanse publiczne. O ile w wymiarze sprawiedliwości wprowadzono cząstkowe, ale pozytywne zmiany, o tyle w finansach nie działo się do tej pory nic. Były tylko zapowiedzi. Jeśli Sejm uchwali proponowany przez Zytę Gilowską projekt tzw. konsolidacji budżetu, to stworzy podstawy do zbudowania większej przejrzystości finansów. Ale to też nie zmieni istoty systemu finansowego państwa. By się zmieniła, trzeba budżetu zadaniowego.

W sprawie walki z korupcją rzecz jest trudniejsza. Niełatwo w tej materii o proste środki. Tu większe znaczenie ma kultura rządzenia niż doraźnie tworzone instytucje typu CBA. Poparłem ideę tego biura, ale bez wiary, że to instytucja, która radykalnie zmieni sytuację. Jeśli jednak miałaby złapać choćby 20 złodziei, warto ją powołać. Trochę jestem jednak rozczarowany, że CBA skoncentrowało się na środowisku lekarskim. Tym może się przecież zajmować policja. CBA miało rozpocząć walkę z korupcją na szczytach władzy, wobec której policja jest bezradna.

Reklama

Wbrew moim oczekiwaniom sprzed wyborów, bracia chyba nie widzą potrzeby wielkich zmian. Mają psychiczną barierę, która powoduje, że się ich boją. Mają obawy, co wyniknie z zapoczątkowanych reform. A szkoda, bo postawili głęboko prawdziwą tezę, że w wielu miejscach podstawa obecnego systemu zmurszała. To wymiar sprawiedliwości, administracja skarbowa, media publiczne. Nie mają jednak odwagi przejść od prawidłowej diagnozy do likwidacji problemu. To tak jakby chodzić po lesie, pokazywać drzewa głęboko przeżarte przez korniki, ale tak bardzo bać się ekologów, żeby nie zdecydować się na wycięcie tych drzew.

Obecna władza charakteryzuje się tym, że dużo więcej mówi, niż robi. Ileż to słów padło o Trybunale Konstytucyjnym. Premier publicznie zapowiadał, że po Trybunale to niemal ślad nie zostanie. Opozycja i świat prawniczy krzyczały i protestowały, bo uwierzyły.

A rzeczywistość? Okazała się zupełnie inna. Jak Trybunał był niezależny, tak jest, jak działał, tak działa.