W tym szczupłym, wysokim, 47-letnim mężczyźnie trudno rozpoznać byłego rzecznika rządu Jerzego Buzka, a potem członka zarządu Telekomunikacji Polskiej SA. Z twarzy Tomasza Tywonka zniknęły wielkie złote okulary, zastąpione przez szkła kontaktowe. Schudł o połowę. Zamiast garnituru nosi niebieskie dżinsy i lekką koszulę. Na szczęście głos ten sam, pozwala na identyfikację.

W sobotę i niedzielę siądzie gdzieś z boku sali konferencyjnej EXPO XXI w Warszawie. Skrupulatnie będzie sprawdzał, czy wszystko idzie zgodnie z planem. Bo chociaż najważniejszą osobą odpowiedzialną za koordynację wielotygodniowych prac nad programem wyborczym Platformy był Bronisław Komorowski, to najważniejszą osobą odpowiedzialną przed wiceprzewodniczącym PO został Tomasz Tywonek. "Ale tylko jeśli chodzi o techniczną koordynację prac, merytorycznie program budował marszałek Komorowski" - podkreśla Tywonek.

Tak było. Ale ten tandem warto zauważyć. "Porównaj Komorowskiego z Rokitą, a wyjdzie ci, czym różni się nowy program od starego" - doradzał jeden z polityków PO.

Czas szpagatu
Gdy Jan Rokita budował program Platformy, a właściwie plan rządzenia, to wszystko brał na siebie. Od południa do późnej nocy w swoim domu na Saskiej Kępie przyjmował ekspertów, przyjaciół i kurierów. W ten sposób powstała wizja bardzo autorska, ale i bezkompromisowa. "Zrobić szybkie reformy w pierwszych miesiącach rządzenia, a potem zatrzasnąć drzwi kancelarii, zamknąć uszy i czekać na pozytywne efekty" - opisywał żartobliwie tamtą koncepcję jeden z polityków PO. Na pewno była radykalna: 15-procentowy podatek liniowy dla osób fizycznych, firm i VAT. Po prostu. Likwidacja wszelkich agencji i niepotrzebnych narośli na tkance administracji. Po prostu. Odebranie władzy przywilejów, na przykład samochodów wiceministrom. Po prostu. Nicea albo śmierć. Po prostu. I w każdym właściwie obszarze - proste recepty, klarowne rozwiązania. A nad tym wszystkim twarda diagnoza, że Polska potrzebuje wstrząsu, niewydolna i rozrastająca się biurokracja szarpnięcia cuglami, a gospodarka wolności.

Że mało realne? Oczywiście. Gdyby spróbowano zrealizować całość i od razu, PO straciłaby władzę w pół roku.

Ale politycy i komentatorzy wiedzą, że takie plany należy dzielić przez cztery. Program super radykalny daje w efekcie zaledwie kilka kroków do przodu. "Nie zdajecie sobie sprawy z inercji administracji, ja coś wrzucam, wydaję polecenie i ... nic się nie dzieje. Oni, urzędnicy, nie potrzebują ani mnie, ani wyborców, są światem sami dla siebie" - narzekał kiedyś w chwili złości eseldowski minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik. I dlatego program Rokity i jego recepty uznające konieczność rozpędzenia polskich reform prawie do prędkości z początku lat 90., ale zakładające jednocześnie gigantyczny opór materii, dawały nadzieję na częściową choćby realizację.

Ale ta linia już w PO nie obowiązuje. Szykuje się - jak mówił w radiu TOK FM szef klubu PO Bogdan Zdrojewski - szpagat. Uzasadnienie: bo Platforma jest partia wielonurtową, więc i taki musi być program. Rokita i jego bezkompromisowość są w tej wizji tylko jednym z nurtów. Miał więc prawo, z czego czasem korzystał, zabierać głos na poszczególnych spotkaniach programowych, ale już nie on redagował całość. "Nie wiem, co będzie w nowym programie, bo nie uczestniczyłem w jego tworzeniu" - gorzko mówi Jan Rokita.

Koniec prostych recept
Komorowski kontruje: "To efekt pracy całej partii, wcześniej programu Platformy tak naprawdę nie było, był plan rządzenia, ale to co innego niż program polityczny" - mówi. Teraz ma być i jedno, i drugie. Plus jeszcze program wyborczy, czyli oferta najprościej napisana i najszerzej kolportowana. Ale także najbardziej ogólna - by nikogo nie urazić i nie przestraszyć. Swoje mutacje regionalne stworzą także regionalni działacze Platformy. I jeśli Platforma wygra, to będą mieli szanse go wdrożyć, gdyż podtrzymana zostaje koncepcja zdecydowanego odchudzenia uprawnień wojewody na rzecz wojewódzkich sejmików samorządowych. Nie ma jednak podobno - a takie pomysły wcześniej padały - mowy o likwidacji wojewodów. Oferta PO zakłada też bezpośrednie wybory starostów powiatowych.

Powiedzenie, że w ten weekend narodzi się nowa Platforma Obywatelska, byłoby przesadą. "Może trochę innym językiem, ale tak naprawdę to my po prostu przypomnimy nasz świat wartości i powiemy, co z niego wynika, jakie konkretne, na dzisiaj, rozwiązania" - podkreśla bliski współpracownik Donalda Tuska. Taki właśnie charakter, nawiązujący do korzeni PO, będzie miało przemówienie przewodniczącego PO w niedzielę. "Wszystko po to, by Polacy jeszcze wyraźniej zobaczyli, że jedyną alternatywą dla zmiany jest PO, że jest głównym punktem odniesienia wobec PiS i SLD. Że proponuje rozwiązania, których nie znajdą u podobnych do siebie w sposobie myślenia, lewicy postkomunistycznej i socjalistów Kaczyńskich" - mówi nasz rozmówca.

Z tej i innych rozmów wyłania się jednak podstawowa różnica w stosunku do projektu Platformy sprzed roku: porzucenie nadziei na proste recepty, na szybkie przełamanie oporu administracji, znaczące jej zredukowanie, na przekonanie Polaków, że im więcej wolności, tym więcej bogactwa. "Gdyby miał jednym słowem powiedzieć, o co nam chodzi, użyłbym słów ład, obywatelskość, kapitalizm" - mówi Bronisław Komorowski.

Nowe cele
A zatem podatek liniowy 15-procentowy, ale tylko PIT i CIT, bo VAT bez zmian. No i dużo ulg prorodzinnych. A więc już nie tak prosto. Uważne przejrzenie agencji i funduszy pozabudżetowych. Ale i przyjęcie do świadomości, że niektórych, jak choćby rolnych, zlikwidować się nie da, bo są naszymi „wtyczkami” w unijnym systemie rolnym. Podobnie z biurokracją. "Wiceministrów do taksówek nie przesadzimy, no i w ogóle zmieniamy język rozmowy na temat oszczędności na spokojniejszy" - przekonuje polityk PO znający założenia programu.

Tanie państwo ma być więc nie wielkim oszczędzaniem, ale ograniczeniem rozrostu dokonującego się według PO pod rządami PiS. A więc i w tym obszarze już nie tak prosto. Na osłodę liberałom pozostają propozycje dość drastycznych cięć pozapłacowych kosztów płacy: Odejście od sztywnego, takiego samego dla wszystkich, kodeksu pracy na rzecz możliwości tworzenia rozwiązań branżowych czy zakładowych. Działania na rzecz opóźniania wieku odchodzenia na emeryturę, radykalne ograniczenie możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Skrócenie z 33 do 23 dni czasu choroby pracownika, za jaki płaci pracodawca. Obniżenie dla wchodzących na rynek pracy młodych ludzi składki rentowej z 13 procent do trzech (co oznacza automatycznie minimalną wysokość ewentualnej renty). Wszystko to ma prowadzić do jasnego celu - zmiany państwa opiekuńczego, walfare state, w państwo nastawione na pracę i zatrudnienie, workfare. I wszystko to może doprowadzić do ponownego rozgrzania sporu Polski "liberalnej" z "solidarną".

Platforma jednak stara się zabezpieczyć przed takim ryzykiem. Dlatego wiele zapowiedzi jest "miękkich", to znaczy osłabionych brakiem daty wprowadzenia danego rozwiązania, obudowanych terminami "powinno się dążyć", "należałoby". Jest i oferta dla Polski przywiązanej do wartości rodzinnych. Bo choć PO zaproponuje usunięcie z systemu podatkowego większości ulg, to wprowadzone mają zostać rozwiązania wspierające rodzinę definiowaną jako "najsprawniejszą organizację socjalną". Na razie nie ma konkretnych danych, ale na pewno będzie to duża ulga podatkowa na każde dziecko i premia dla kobiet rodzących drugie dziecko przed ukończeniem 30 lat.

To mają będą jedyne wyjątki od zasady maksymalnej prostoty podatków PIT i CIT. I choć konkretne propozycje inne, to myślenie jest to samo, które dominowało w PO rok czy dwa lata temu. To samo dotyczy zresztą prywatyzacji, gdyż PO dalej chce utworzyć listę strategicznych przedsiębiorstw nie do prywatyzacji, a resztę - sprzedać. Jednak tu spora korekta - nie będzie na niej kilku firm, ale raczej kilkadziesiąt. "Jak najkrótsza" - tylko tyle mówi dziś Komorowski. Reszta, jeśli chodzi o gospodarkę i finanse, bez zmian: budżet zadaniowy, budżety wieloletnie (na przykład 5 - letnie), konsolidacja finansów publicznych. No i jeszcze reprywatyzacja, szczególnie ważna dla Komorowskiego.

Europejski atut
Kto wie, czy nie najostrzejsza zmiana kursu następuje w polityce zagranicznej. Coraz częściej pada słowo "proeuropejskość". "Do tej pory mieliśmy doskonałe stosunki z USA i niewiele z tego wynikało oraz nie najlepsze relacje z Europą z czego wynikało wiele" - mówi jeden z doradców Tuska. To teza, to linia, na którą ogromny ma marzący o stanowisku szefa MSZ, coraz mocniej wchodzący w tę tematyk, Bronisław Komorowski. Platforma wprost zapowiada, że zgodzi się na konstytucję europejską, a od sporu o system głosowania ucieknie proponując nowy przelicznik.

O tej sprawie szczegółowo będzie w niedzielę mówił Jacek Saryusz-Wolski. Co ciekawe, politykę zagraniczną powierzono nie jemu, ale Bogdanowi Klichowi i Markowi Biernackiemu. O ustroju państwa wypowie się mający wkrótce mocno awansować w PO Jerzy Buzek. Padnie tam prawdopodobnie ciekawa propozycja ograniczenia uprawnień gmin do prowadzenia działalności gospodarczej, handlu lokalami i ich wynajmu, na rzecz zwiększenia dochodów z podatków. O podatkach - Zbigniew Chlebowski. O polityce społecznej Michał Boni. Rokita głosu nie zabierze, zresztą, zaproszony został zresztą w ostatniej chwili. Nie wiadomo, czy zabierze głos. Jeśli zabierze, to powie pewnie to samo, co mówi DZIENNIKOWI: "Nie rezygnujmy z reformy państwa, pozostańmy między pisowską rewolucją i eseldowskim projektem odbudowy III RP".

Efektem spotkania ma być tak zwana książka - zestaw propozycji, poddanych jeszcze dyskusji w internecie. Do ostatniej chwili trwały w PO debaty co w niej ujawnić, a co przerzucić do tajnego na razie planu rządzenia. Trwa też dyskusja, które rozwiązania już przekuwać na ustawy, a z którymi czekać. Chyba zwycięży jednak opcja, by poczekać ze wszystkimi. Po pierwsze, sytuacja w wielu obszarach przez ponad 2 lata rządów PiS może się jeszcze zmienić, a po drugie - o czym liderzy PO już się gorzko przekonali - w polityce nigdy nie można być pewnym, że to nasze propozycje będą wdrażane. "Jedno jest pewne. Tym razem Platforma nie da się zaskoczyć" - ocenia Tywonek. Ani Jarosławowi Kaczyńskiemu, ani - o czym warto pamiętać - nabierającemu coraz większych ambicji Aleksandrowi Kwaśniewskiemu.



































Reklama