Opozycja chce po prostu robić politykę. Marzy o skutecznym wreszcie uderzeniu w szczęściarza Kaczyńskiego, któremu jak na razie wszystko uchodziło na sucho. Gdy chodzi o samą służbę zdrowia, to radzi rozmawiać. Broń Boże policji wobec bezbronnych pań pielęgniarek. Dobra rada, przypomnimy ją za kilka lat, gdy premier Tusk, Komorowski czy Rokita nie będą mogli wejść do gabinetu zajętego przypadkiem na noc przez koleżanki doktora Bukiela.

Reklama

A więc mamy trzy konie, każdy prze w innym kierunku. Jak to się stało, że wczoraj wspólnie pociągnęły ten propagandowy rydwan? Zadały obozowi rządzącemu najmocniejszy od czasów taśm Beger wizerunkowy i moralny cios? Dlaczego tak cienko i obco brzmiał nagle żal Jolanty Szczypińskiej, że ktoś cynicznie wykorzystuje biedne pielęgniarki? Skąd ta energia w ludziach PO, którzy nagle zrobili się jak wilki czujące krew?

Wygląda, że premier Kaczyński podpalił suche pole. Uspokojony pełzającym charakterem strajku, ośmielony niezłymi sondażami, zbulwersowany coraz bardziej bezczelnymi pogróżkami doktora Bukiela, uznał, że sytuacja nie jest kryzysowa. Trochę to można zrozumieć - Unia, Merkel, pierwiastek - to musi pochłaniać cały czas. Ale procesy społeczne są głuche na dyplomatyczny kalendarz.

Gorąco zaczęło się robić tuż przed szczytem, a iskra poszła po banalnej przecież w demokratycznym państwie decyzji o usunięciu z drogi demonstrantów. Wykonanej może bez specjalnej delikatności, ale i nie brutalnie. Decyzji nieuniknionej i odważnej. Uniemożliwiającej powrót do czasów wicepremiera Longina Komołowskiego, gdy różni dziwni demonstranci przejmowali na tygodnie rządowe gmachy i nasze ulice, a polskie państwo wręcz demonstrowało swoją żałosną słabość. Tym razem były i negocjacje, i umiarkowana siła. Obietnice i apele o rozsądek.

Reklama

A jednak, protest się rozlał. Premier rzucił "na odcinek" służby zdrowia swoje najlepsze siły - Gosiewskiego, Religę, Piechę - a jednak przegrał. Czego zabrakło? Pamięci. O obiecanym "solidarnym" państwie pachnącym socjalistyczną równością. O nawyku Polaków, którzy na władzę mówią zawsze "oni", a dzień po wyborach winią ją za wszystko - nawet jeśli jest to mało zdolne dziecko. Wreszcie o determinacji opozycji, niby uśpionej, a tylko czekającej na okazję. Brutalnej, korzystającej ze spotów reklamowych, dokładnie tak samo, jak zwykło to robić PiS.

Końca rządu z tego nie będzie. Ale spory kryzys - na pewno. I tylko jedno wymyka się analizie. Naprawdę, nie rozumiem, dlaczego Aleje Ujazdowskie, ulica przebiegająca tuż obok kancelarii premiera, jest teraz przejezdna. Wystarczy przecież, by prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz rzuciła na ten odcinek Zmotoryzowane Odwody Straży Miejskiej, podobnie jak wcześniej strażników, koce i jedzenie. Oddziały te mogą dokonać desantu na gabinet premiera i zakończyć kwestię PiS. Zniknie problem, jak wygrać wybory i jaki plan dotyczący służby zdrowia przedstawić.

Pani Hanno, do pracy! Ta prezydentura może być przełomowa.