Jędrzej Bielecki: Prezydent Lech Kaczyński poleciał do Waszyngtonu, by rozmawiać z George'em W. Bushem m.in. o umieszczeniu w Polsce bazy tarczy antyrakietowej. Ale czy warto w ogóle angażować się we współpracę z prezydentem, który nie jest w stanie skutecznie prowadzić irackiej operacji i nie może przeforsować w Kongresie USA kluczowych ustaw?
Richard Pipes*: Oczywiście, że warto! Prezydent George Bush pozostanie w Białym Domu jeszcze dokładnie przez półtora roku, do stycznia 2009 roku. W amerykańskim systemie politycznym jego uprawnienia są ogromne - choćby to, że jest wodzem naczelnym Stanów Zjednoczonych, do którego należą wszystkie strategiczne decyzje w sprawie Iraku, o ile w Kongresie 2/3 deputowanych nie wystąpi przeciw niemu. A to wydaje się raczej wykluczone.

Ale przecież George Bush to prezydent, który ma najniższe od czasu Richarda Nixona i afery Watergate notowania w sondażach...
Niskie wyniki w sondażach nie mają żadnego wpływu na działalność prezydenta Busha. To jego druga i ostatnia już kadencja - więc nie musi się w ogóle martwić o opini wyborców i kierować się sondażami w podejmowaniu decyzji. Z kolei opór Kongresu w przyjmowaniu proponowanych przez Biały Dom ustaw też nie jest niczym nadzwyczajnym - nawet prezydenci będący w swoim czasie u szczytu popularności, jak np. Franklin Delano Roosevelt, też miewali takie porażki. Większość amerykańskich mediów rzeczywiście twierdzi, że George Bush jest skończony, że finał jego kadencji to czas całkowicie stracony. Trzeba jednak pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych aż 80 proc. gazet, stacji radiowych i telewizyjnych ma nastawienie liberalne, więc zrobią wszystko, aby podważyć rządy obecnego konserwatywnego prezydenta.

Więc jak Lech Kaczyński powinien rozmawiać z amerykańską administracją?
Pozycja Polski w Białym Domu jest bardzo silna: wasz kraj jest uważany za wzorowego sojusznika Ameryki. To wynik waszego mocnego i konsekwentnego poparcia dla amerykańskiej operacji w Iraku i w ogóle dla polityki zagranicznej USA. Dla Polski bez wątpienia najważniejsze jest w tej chwili doprowadzenie do szczęśliwego końca projektu budowy bazy tarczy antyrakietowej. Prezydent George Bush jest bardzo zaniepokojony możliwością ataku ze strony Iranu, gdzie rządzą nieobliczalni fanatycy. Jeśli teraz nie przeciwstawimy się ich działaniu, to - może nie za rok czy dwa, ale pewnie za 10 lat - możemy stanąć w obliczu uderzenia rakietowego. Nie sądzę, aby prezydent Bush chciał przy okazji budowy bazy w Polsce umocnić pozycję Stanów Zjednoczonych w Europie Środkowej, jak obawia się Rosja. Ale Polska powinna skorzystać z tej okazji i przyjmując amerykańską ofertę, na trwałe umocnić strategiczny sojusz z Ameryką.

Zaledwie dwa tygodnie temu prezydent Bush przyjmował w domu swojego ojca prezydenta Władimira Putina. Takie spotkanie to w świecie międzynarodowej polityki dowód szczególnej zażyłości. Czy to nie oznacza, że Biały Dom ulegnie w końcu naciskom Kremla w sprawie tarczy?
Jestem pewny, że nie. Prezydent Bush to człowiek o wielkiej determinacji, głęboko przekonany, że robi to, co należy robić, a historia odda mu sprawiedliwość. Bardzo trudno jest wpłynąć na jego stanowisko albo zmienić je. Amerykańskie media zresztą bardzo skąpo odnotowały wizytę prezydenta Putina, potraktowały ją jako rodzaj prywatnego spotkania dwóch przywódców. Więc choćby z tego względu nie należy przeceniać jej znaczenia dla stosunków amerykańsko-rosyjskich. Moim zdaniem jedyne, co stanowi zagrożenie dla realizacji planu budowy bazy, to wycofanie się z tego projektu Polski i Czech. To byłby jednak fatalny błąd, bo wówczas Rosjanie uznaliby, że ich polityka szantażu przynosi skutki i dlatego powinna być kontynuowana. Od tej pory Moskwa występowałaby z coraz ostrzejszymi żądaniami wobec Polski i Europy, co z pewnością doprowadziłoby do kolejnej zimnej wojny. Aby tego uniknąć, Stany Zjednoczone powinny jednak lepiej niż do tej pory koordynować swoją politykę z krajami zachodniej Europy. Tylko takie postępowanie uniemożliwi Kremlowi wbicie klina między Unię Europejską a USA w debacie o tarczy antyrakietowej.

Jak bardzo zmieniłaby się amerykańska polityka zagraniczna, gdyby następcą Busha w Białym Domu został demokrata? Zupełnie niedawno Demokraci zablokowali w Kongresie pieniądze na finansowanie budowy tarczy antyrakietowej.
Gdy partie są w opozycji, bardzo często robią szalone rzeczy jedynie po to, by storpedować inicjatywy administracji. Myślę więc, że w razie zwycięstwa Demokratów w nadchodzących wyborach, także i oni zrozumieją, że wiele inicjatyw prezydenta George'a Busha trzeba kontynuować. Ale ja rzeczywiście obawiam się zwycięstwa Hillary Clinton, Baracka Obamy czy każdego innego demokratycznego kandydata. Jestem bowiem przekonany, że będą oni chcieli doprowadzić do maksymalnego wycofania Stanów Zjednoczonych z rozwiązywania problemów międzynarodowych. Partia Demokratyczna stała się partią izolacjonistów. A to dla Polski, i szerzej - dla świata, naprawdę bardzo niebezpieczne.

Może więc Polska powinna wykorzystać ostatnie półtora roku kadencji Busha i rezygnując z forsowania własnych postulatów, doprowadzić do możliwie szybkiego rozpoczęcia budowy bazy tarczy antyrakietowej?
Polska musi dbać o swoje interesy, przedstawiać własne postulaty, tak jak te o budowie systemu obrony przeciwlotniczej Patriot. Polscy dyplomaci powinni negocjować dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa. Jednak to nie może być priorytetem, nie może opóźniać rokowań - najważniejsza jest sama budowa bazy antyrakietowej. Podobnie sprawy się mają, gdy idzie o zniesienie wiz dla Polaków. To rzeczywiście musi się zmienić, bo obecna sytuacja jest dla Polski niesprawiedliwa. Ale znów nie jest to najważniejsza sprawa: bo kwestii wiz łatwo nie da się załatwić. W tej chwili nikt w Waszyngtonie nawet o tym nie mówi.



*Richard Pipes jest historykiem i politologiem, wybitnym znawcą dziejów Rosji. Przez blisko pół wieku wykładał na prestiżowym Uniwersytecie Harvarda. W początku lat 80. był członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA, gdzie kierował wydziałem ds. radzieckich i wschodnioeuropejskich. Do jego najbardziej znanych prac należy trylogia: "Rosja carów", "Rewolucja rosyjska" i "Rosja bolszewików". Ostatnio opublikował książkę "Rosyjski konserwatyzm i jego krytycy"



















Reklama