Żyjemy w największym i najludniejszym ze wszystkich nowych państw członkowskich, z rosnącym potencjałem gospodarczym i dodatkowymi atutami takimi, jak strategiczne położenie i duże doświadczenie w polityce wschodniej. Sprzyja nam także sytuacja polityczna w Europie, zwłaszcza układ władzy w Niemczech, którym przewodzi urodzona w NRD Angela Merkel, dobrze rozumiejąca sprawy wschodnie i nastawiona zupełnie inaczej do Rosji niż jej poprzednik Gerhard Schroeder. Pani kanclerz wielokrotnie czyniła przyjazne gesty w naszym kierunku, proponowała bliską współpracę i wspólne działania.

Polskie władze zachowują jednak daleko idącą rezerwę, której podłożem jest chorobliwa wręcz nieufność, podejrzliwość i niechęć wobec naszego zachodniego sąsiada. Dominuje obawa przed Niemcami i przekonanie, że ich celem jest uzyskanie pozycji hegemona w Europie, na co Polska nie może się zgodzić. Z powodu wyimaginowanych zagrożeń i niezdarnej polityki kraj nasz nie wykorzystał wyjątkowej szansy, jaką stwarzała prezydencja niemiecka właśnie na realizację naszych interesów wschodnich. To właśnie w obszarze polityki wschodniej bodaj najwyraźniej rysuje się wspólnota interesów Polski i Niemiec. Ale bez silnego wparcia i zaangażowania Niemiec Polska sama nie jest w stanie skutecznie wspierać europejskie aspiracje Ukrainy, zwiększać pomoc dla demokratycznych przemian na Białorusi i przeciwstawić się neoimperialnym zapędom Rosji. Nie jesteśmy też w stanie wyrosnąć do roli regionalnego lidera, ponieważ konflikty z Niemcami osłabiają naszą pozycję wśród sąsiadów i ograniczają nasze wpływy w Brukseli.

Niestety, polskie władze, zamiast zajmować się najważniejszymi dla nas sprawami jak aktywizacja polityki wschodniej, wzmocnienie solidarności finansowej i energetycznej Unii czy bardziej stanowcza postawa wobec Rosji, wdały się w jałowe i nieskuteczne kłótnie o pierwiastek i walkę z rzekomą hegemonią niemiecką. Moskwa natychmiast wykorzystała nasze spory z Niemcami i uznała, że nie musi iść z Polską na kompromis.

Spójrzmy prawdzie w oczy: nasze pięć minut na zwrócenie uwagi całej Unii Europejskiej na politykę wschodnią zostały zmarnowane. Portugalczycy w trakcie swej unijnej prezydencji mają zupełnie inne priorytety, chcą zajmować się Afryką, Ameryką Południową, obszarem Morza Śródziemnego. Podobnie będzie za prezydencji słoweńskiej.

Polityka europejska braci Kaczyńskich, która w założeniu miała być polityką tzw. twardej obrony polskich interesów, zamienia się w swoje przeciwieństwo. Razi nieskutecznością i niekompetencją. Poza brakiem postępu w polityce wschodniej, także w innych istotnych dla nas dziedzinach - jak bezpieczeństwo energetyczne czy system głosowania - nic nie udało się obecnemu rządowi załatwić.

Jest to również polityka szkodliwa, bo poważnie nadszarpnęła wiarygodność Polski jako konstruktywnego i przyjaznego partnera. I nie wierzę, by obecnej koalicji rządowej udało się ją odzyskać. Zbyt wiele zostało zepsute w ciągu ostatnich dwóch lat, by w wykonaniu tej samej ekipy i tych samych osób można było dokonać zasadniczej naprawy polskiego wizerunku w Europie.

Musi dojść do zmiany władzy, gdyż tylko nowi ludzie, nowe siły polityczne mogą udowodnić, że Polska jest partnerem aktywnym i godnym zaufania, który może grać w Europie pierwsze skrzypce. Do tego niezbędny jest również zasadniczy zwrot w polskiej polityce.

Reklama

Należy przestać wreszcie traktować Unię Europejską jako ciągłe zagrożenie. Jest dokładnie odwrotnie - Unia jest wielką szansą dla Polski i Polaków. Tymczasem przez ostatnie miesiące polskie władze skupiły się wyłącznie na tym, jak blokować europejskie decyzje. Jest rzeczą zupełnie niezrozumiałą, że nasz kraj, który korzysta w z integracji w znacznie większym stopniu niż kraje bogate, walczy przede wszystkim o dwuletni okres wstrzymywania decyzji. To nie jest postawa kraju, który ma poczucie swej siły i wartości i który widzi w integracji wielkie możliwości rozwojowe. To jest postawa kraju, który się integracji boi i który integracji nie rozumie.

Trzeba też wreszcie pojąć, że w Unii nawet największe państwa nie mają wystarczającej siły, by forsować ważne decyzje w pojedynkę, i że zawsze działa się w porozumieniu z innymi partnerami. Musimy nauczyć się budować sojusze, a najlepiej budować je z silnymi. Naszych rządzących stać co najwyżej na taktyczny sojusz z Czechami. Nic nie ujmując naszym południowym sąsiadom, więcej wygramy, gdy będziemy grać z największymi państwami członkowskimi. Dlatego głównym partnerem Polski w sposób naturalny powinny być Niemcy, a także Francja.

Za ścisłą współpracą z Niemcami przemawiają także względy finansowe. Polska potrzebuje europejskiej solidarności i pieniężnego wsparcia ze strony unijnych bogaczy. A solidarność tę mogą nam zapewnić przede wszystkim państwa, które najwięcej świadczą do wspólnego budżetu, w tym zwłaszcza Niemcy.
I wreszcie, Polska, chcąc być dużym, ważnym krajem, musi się zachowywać jak duży kraj. To znaczy mieć sensowne stanowisko we wszystkich ważnych dla Unii Europejskiej kwestiach, występować z inicjatywami ogólnoeuropejskimi, a nie tylko ze sprawami dotyczącymi naszego własnego podwórka.

Tymczasem Polska aktywizuje się tylko wtedy, gdy mowa jest o pieniądzach lub o systemie głosowania. Ale nie wystarczy mieć więcej głosów, trzeba jeszcze wiedzieć, jaki z nich robić użytek. My natomiast generalnie milczymy: przez dwa lata nie zabieraliśmy głosu w sprawie nowego traktatu europejskiego i włączyliśmy się do dyskusji dopiero w ostatnim momencie z osławionym pierwiastkiem, nie mamy nic do powiedzenia w kwestii realizacji arcyistotnej strategii lizbońskiej i budowania konkurencyjnej Europy, udajemy, że nie dotyczą nas zagrożenia związane z ociepleniem klimatu, no i siedzimy cicho w sprawach polityki zagranicznej, o ile oczywiście nie dotyczy to naszych sporów z Rosją.

W ten sposób zachowują się kraje małe, które nie mają ambicji odgrywania szerszej roli i pilnują tylko swoich najważniejszych spraw. To musi się zmienić. Członkowie europejskiej pierwszej ligi muszą przejawiać inicjatywę i przedstawiać pomysły, które zapewnią im szacunek i poparcie partnerów.

Gdy spełnimy powyższe warunki, nasz głos będzie wreszcie słuchany w Europie z uwagą, a nie ze zniecierpliwieniem.