Nikt nie lubi płacić podatków, a jednak wzywa nas do tego zarówno Kościół, jak i obywatelski obowiązek.

Zasadniczo nie mam nic przeciwko podatkom i nie mam się za radykalnego libertarianina, jak Janusz Korwin-Mikke czy jak już całkiem na poważnie liczni przedstawiciele tego nurtu w Ameryce, którzy chcieliby ograniczyć podatki do minimum albo do zera i sami, z własnej woli finansować szkoły, policję, więzienia, opiekę społeczną itp.

Reklama

Doskonale jednak rozumiem Pawła Dobrowolskiego, który pastwi się nad sensem płacenia abonamentu za radio i telewizję (wtorkowy DZIENNIK). Posunę się jednak dalej na tej drodze myślowej i powiem wprost: korupcja i układ to państwo, które ze mnie i z nas wszystkich zdziera pieniądze i kompletnie się z tego nie rozlicza. Co mi tam mafie paliwowe czy węglowe, co złodziejstwa przy budowie mostów, ja się domagam rozliczenia wydatków na przykład ZUS - największego znanego mi zdziercy.

Raz nawet o tym przed kilkoma laty napisałem, bo nie wytrzymałem widoku pałacu ZUS w pobliskim powiatowym mieście, gdzie pani z informacji krzyczała na biednego rolnika w gumiakach, że tu się wchodzi w butach, a on - przecież obuty - nie mógł pojąć, o co chodzi. Natychmiast zadzwonił do mnie wiceprezes ZUS - nie wymieniam nazwiska, bo licho wie, kim teraz jest - i powiedział, że zatelefonuje i zaprosi mnie na kawę, i wszystko wytłumaczy. Ale nie zatelefonował. Więc dalej nie rozumiem, dlaczego z pensji mi zabierają na rentę, na ubezpieczenie zdrowotne i na opiekę medyczną (to są osobne sumy), a ponieważ profesorowie zarabiają znośnie, więc jest to masa pieniędzy. Państwo bowiem nie ma i nie miało najmniejszego zamiaru mi wyjaśnić, co ja mam z tego i dlaczego ten, kto więcej zarabia, więcej płaci, skoro woreczek żółciowy ma taki sam i umrze jak równy z równymi.

Reklama

Skoro państwo zachowuje się wobec nas zupełnie nieprzejrzyście, to naturalny odruch sprawia, że my wobec państwa zachowujemy się jak zbójnicy. Nie imamy się naturalnie korupcji i nie budujemy sobie pałaców za cudze pieniądze, nie wypłacamy sobie na odprawy pieniędzy przeznaczonych dla niepełnosprawnych i nie bawimy się w zamkniętych ośrodkach rządowych (jakoś nie słyszałem, żeby w Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii czy we Francji były ośrodki rządowe), ale łupimy państwo z najwyższą i w pełni zrozumiałą przyjemnością.

Przed laty, jeszcze w czasach opozycji, pisaliśmy, że "to państwo jest nasze", bo wydawało się, że trzeba w Polsce pobudzić wyniszczone przez rozbiory i przez komunizm uczucia propaństwowe. Ale za wolności państwo jakoś nie dało dowodu, że jest nasze, więc nie dziwię się janosikowej postawie obywateli. Nie płacić za tramwaj, palić gdzie się da, wsiąść do pociągu byle jakiego i dać co nieco konduktorowi, nie płacić za wodę, skoro nie ma licznika, nie dawać składki na komitet rodzicielski, nie płacić mandatów, bo mają taki bałagan, że nie dojdą. I właśnie - kto z państwa wie, na co idą pieniądze z mandatów? Kiedyś jeszcze byli tak bezczelni, że istniał podatek drogowy, teraz - chociaż o tym zapominamy - też istnieje, ale jest wliczony w cenę benzyny, więc musimy go płacić, ale kto się z tego rozlicza, czy za to będzie w tym roku sławne 8 kilometrów autostrad?

Co pewien czas jakiś maniak u władzy chce zmniejszyć koszty jej sprawowania, również co pewien czas co głupsza partia opozycyjna dowodzi, że posłowie mają za duże diety. Ja bym im dał pieniądze na dwudziestu nawet doradców i urzędników (jak we wspomnianej Ameryce), gdybym ufał, że to podniesie poziom legislacji parlamentarnej. Ale ponieważ już nikomu nie ufam, to nie dam.

Reklama

Od dawna marzy mi się (wiem, że to nierealne) taka oto wizja: zamiast płacić i nie mieć żadnej kontroli nas swoimi pieniędzmi - nawet wybitni ekonomiści, specjaliści od konstruowania budżetu sami mówią, że nie wiedzą, co czynią, bo budżet to zagadka - w ramach wspólnoty ludzkiej zbierać pieniądze na pomoc dla tych, którzy jej potrzebują, a wydatkowane sumy odliczać od podatków. Wiem, że to wizja odległa, ale coś ona mi przypomina: czy to nie jest przypadkiem lokalny samorząd, który najlepiej wie, jak wydatkować pieniądze? Ale nie ma nadziei, państwo nie zrezygnuje z części podatku na rzecz samorządu, bo pieniądze dają władzę, a samorządy są i tak nadmiernie samodzielne, na przykład w pozyskiwaniu pieniędzy unijnych, i już to chciano ograniczyć, tylko Unia Europejska nie pozwala.

Skoro zapewne lada chwila będą znowu wybory, to dajmy sobie spokój ze sprawdzaniem programów ideowych poszczególnych partii, a przypatrzmy się, czy którakolwiek z nich przejawi chociażby odrobinę chęci oddania części władzy nad pieniędzmi, czy jest szansa, że dotrzyma obietnic obniżenia progów podatkowych, czy zdecentralizuje finanse, czy podda ZUS kontroli, czy powie, na co wyda pieniądze z podatku drogowego, czy wyjaśni, po co są rządowe ośrodki wypoczynkowe, skoro i tam kradną. Czy wreszcie ogłosi abolicję dla nas wszystkich, janosików, którzy oszukujemy oszukańcze państwo przy każdej okazji? Podobno warto być uczciwym, ale wolałbym wiedzieć za co i po co.