W wielu firmach prywatna opieka medyczna jest standardem. Uważa się ją - czy słusznie, czy nie to inna sprawa - za lepszą od państwowej. Gdy jednak urzędy zaczynają mówić "przyjdź do nas, zapewnimy ci szybki dostęp do lekarza" - coś zgrzyta. Gdy zaś zachęca w ten sposób Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który z natury rzeczy - obok Narodowego Funduszu Zdrowia - przekonuje, że płacone przez nas co miesiąc składki zdrowotne nie idą na marne, powstaje zgrzyt do kwadratu.
Choć zarazem trudno się decydentom w ZUS-ie dziwić. Instytucja szuka właśnie programisty - DB2 developera. Czyli prawdziwego fachowca. Stara się go znaleźć za pośrednictwem zagranicznych portali, z których eksperci chętnie korzystają, jak choćby NoFluffJobs. Zadanie jest trudne, bo większość poszukujących pracowników firm może zaoferować wynagrodzenie rzędu 10 tys. zł miesięcznie. ZUS? Skromne od 3 do 5,5 tys. zł. Stara się więc przekonać do siebie jak może. W tym właśnie prywatną opieką medyczną.
Jakkolwiek tę konkretną rekrutację należy postrzegać co najwyżej jako zabawny lapsus, tak w wielu postępowaniach rekrutacyjnych nadal dzieje się w zakładzie źle.
Z racji wykonywanej pracy mam kontakt z wieloma prawnikami. Z racji tego żem młody i jeszcze niewiele w życiu widziałem - znam ludzi, którzy dopiero co studia prawnicze skończyli.
Wielu z nich, także ci najlepsi na roku, w którymś momencie doszli do wniosku, że wolą stabilną pracę na państwowym garnuszku niż kapitalizm w kancelariach pośród hebanowych biurek. Rzecz w tym, że najlepszym absolwentom pracę w oddziałach ZUS-u znaleźć ciężko. Model rozmowy z komisją rekrutacyjną jest podobny:
- Pan jest dobrze wykształcony, powinien pan ubiegać się o stanowisko kierownicze.
- Nie mogę, gdyż aby zostać kierownikiem trzeba mieć kilkuletni staż pracy w zakładzie.
- No tak, no tak...
I kończy się na tym, że ci, na których powinien stawiać zakład, są za słabi na wysokie stanowiska i zbyt dobrzy na te średniego szczebla. Wiem, co mówię. Sam chciałem kiedyś zatrudnić się w ZUS-ie. Przegrałem ze studentką zaocznej turystyki, która pracowała w kiosku. Ale zazdrość mnie nie zżera. Wtedy nie oferowano prywatnej opieki medycznej...