Wicepremier Matusz Morawiecki chciał mocno zaakcentować przesunięcie akcentów w polityce rządu: oto zrobiliśmy program Rodzina 500 plus, gdzie daliśmy ludziom ponad 17 mld zł, podnieśliśmy płacę minimalną i minimalną emeryturę. Efekty widać jak na dłoni: bardzo dobre nastroje konsumentów (historycznie dobre) i duży wzrost konsumpcji. Teraz czas na dopieszczenie przedsiębiorców, którzy jakoś tak nie chcą się przyłączyć do ogólnonarodowej fety i cały czas trzymają się przezornie za kieszeń. Niby mają te 250 mld zł na swoich bankowych kontach, niby ich zyski też są historycznie wysokie, co wiemy z danych GUS – a nie inwestują, choć byłoby to racjonalne patrząc, jak w gospodarce rośnie popyt.

Reklama

Wystąpienie wicepremiera miało więc zapewne dodać im otuchy, pokazać: patrzcie, to jest rząd, który o was zadba, który dobrze wie, że inwestycje są jednym z filarów rozwoju. Nie lękajcie się, będzie dobrze.

Udało się? Trudno powiedzieć, bo wicepremier przedsiębiorcom właściwie nie miał niczego konkretnego do zaoferowania. I można to tłumaczyć na dwa sposoby.

Pierwszy: Mateusz Morawiecki występował zaraz po prezesie partii Jarosławie Kaczyńskim, co można odczytać jako dowód jego rosnącej pozycji w otoczeniu prezesa. Być może szef resortu rozwoju i finansów „idzie w górę” i przygotowuje się do roli tego, który raczej będzie wyznaczał kierunki i kreował wizje, a od realizacji będzie ktoś inny. Stąd mało konkretu, za to dużo pięknych obrazów z hyperloop pod jednym dachem nieba włącznie i deklaracji o tym, jak to fala wielkich rządowych projektów poniesie polską przedsiębiorczość. I zamiast np. zapowiedzi obniżek podatków opowieści o tym, że walka z mafiami VAT (co jest na pewno rządowym sukcesem) wesprze legalne firmy bo poprawi im konkurencyjność. A przy inwestycjach takich jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego (która ma być „czym budowa Gdyni była dla II RP”) przedsiębiorcy też skorzystają.

Ale do teorii o wizjonerze trochę nie pasuje nagłe zejście od ogółu do szczegółu, jakim była zapowiedź budowy sieci ścieżek rowerowych, czy hasło „100 megabitów w każdej gminie na 100-lecie niepodległości”, które za bardzo trąci propagandą.

I tu jest drugie potencjalne wytłumaczenie: wicepremier nie miał po prostu niczego nowego do zaoferowania. Sto ułatwień dla firm – sztandarowy projekt deregulacyjny – już wszedł w życie. Stawek podatkowych rząd ruszać nie zamierza, bo to zawsze ryzykowne. O czym przekonano się już wywołując awanturę o tzw. jednolitą daninę łączącą PIT i składki ubezpieczeniowe. O rewolucjach w stylu podatku obrotowego też możemy raczej zapomnieć. A inne konkretne projekty, jak pomysł z malejącym ZUS-em proporcjonalnie do przychodów budzą kontrowersje w samym rządzie, więc nie wiadomo, co z nimi będzie. Co ciekawe więcej pomysłów dla przedsiębiorców przedstawił minister nauki Jarosław Gowin, który zresztą „przejął” mały ZUS zapowiadając, że mógłby to być jeden z elementów wyciągania przedsiębiorców z szarej strefy.

W ogóle można zaryzykować tezę, że z całego wystąpienia najciekawsze było to, co się w nim nie znalazło. Wicepremier Morawiecki zupełnie na przykład przemilczał program Mieszkanie Plus. Hasło o zrównoważonym rozwoju społecznym oczywiście padło, o tym, że każdy powinien mieć szansę „zaplanować swoje życie w promieniu 30-40 km od miejsca urodzenia”. Ale o planach budowy mieszkań więcej mówił prezes Kaczyński, niż wicepremier Morawiecki. Mówił zresztą krytycznie, używając przy tym słów „zgrzyty i błędy”. To żadna tajemnica, że w sprawie Mieszkania Plus trwa próba sił między szefem resortu rozwoju, a ministrem infrastruktury, a sam program dostał zadyszki.

Jeszcze ciekawsze jest milczenie w sprawie zmian w II i w III filarze emerytalnym. Przypomnijmy: projekty ustaw, które powołują Pracownicze Programy Kapitałowe, w których każdy pracownik domyślnie ma brać udział i przekształcają dzisiejsze OFE w Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego są już gotowe. Ma to być filar budowania krajowych oszczędności, z których potem będą finansowane inwestycje. Wicepremier, owszem, mówił o potrzebie kreowania oszczędności, wymienił je nawet na pierwszym miejscu wśród czynników, które są potrzebne do dalszego rozwoju. Ale zamiast o emerytalnych zmianach powiedział coś o ograniczaniu zatrudnienia w administracji. Ciekawe, czy sam wierzy w to, że zwolnienia urzędników są w stanie zwiększyć stopę inwestycji do 25 proc. PKB, co jest przecież oficjalnym celem Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju.