Co zdecyduje o wygranej w wyborach europejskich?
Konsekwencja w realizacji założonego planu kampanii. Wygrywa ten, kto ma silne nerwy i nie da się sprowokować. Nie można popełniać błędów na ostatniej prostej kampanii. My na pewno będziemy wśród ludzi, na spotkaniach i rozmowach. Wiem, że takie jest oczekiwanie naszych wyborców, choćby z okręgu małopolsko-świętokrzyskiego, z którego startuję.
Wasi wyborcy zamierzają iść na wybory? To zawsze była pięta achillesowa PiS przy eurowyborach.
Dlatego każde swoje spotkanie zaczynam od apelu o udział w wyborach, tłumacząc jaka jest ich stawka. Dla Prawa i Sprawiedliwości kluczowa jest mobilizacja elektoratu. Choć tak naprawdę, wszyscy powinniśmy zabiegać o jak największą frekwencję, bo to dałoby silniejszy mandat reprezentantom Polski w Parlamencie Europejskim.
Czy sobotnia manifestacja oznacza, że opozycja zaczyna marsz po władzę?
Miałam pracowity dzień, na zwykle bardzo rozpolitykowanego tłitera zajrzałam dopiero późnym wieczorem. Tam najczęściej komentowanymi wydarzeniami dnia były: Eurowizja, GKS Katowice i Noc Muzeów. W pierwszej dwudziestce „trendów” nie było nic o marszu opozycji. Frekwencja na marszu była zaś taka sama, jak zainteresowania nim na tłiterze. Tyle mojego komentarza.
Co ze sprawami światopoglądowymi, które są silnie obecne w tej kampanii? Z jednej strony mamy przekaz w różnej mierze antyklerykalny, z drugiej w pamięci zachowały się słowa Jarosława Kaczyńskiego, że „kto podnosi rękę na Kościół, podnosi rękę na Polskę”.
W moim okręgu te tematy właściwie nie są dyskutowane. Jeśli już się pojawiają, to w kontekście obrony Kościoła. Ale musimy pamiętać, że to region konserwatywny, tradycyjny, inaczej sytuacja wygląda w dużych ośrodkach miejskich. Patrząc na tę kampanię widać bardzo agresywną próbę wywołania mocnego podziału światopoglądowego. Uważam, że kampania to zły czas na dyskusję, jaka funduje nam dziś opozycja.
Widziała pani film braci Sekielskich?
Pedofilia to zło, które trzeba wypalić gorącym żelazem. Wszędzie. Dlatego rząd wprowadza zmiany w kodeksie karnym. Jestem jednak przeciwna prowadzeniu tej dyskusji w trakcie kampanii wyborczej. Dla opozycji jest to bowiem okazja do rozpoczęcia kolejnego ataku ideologicznego, następnej odsłony walki światopoglądowej. Opozycji nie chodzi o rozwiązanie bardzo poważnego problemu, tylko o atak na tradycyjne polskie wartości. Wszyscy widzieliśmy, że ostatnie sejmowe głosowanie w sprawie skuteczniejszej walki z pedofilią zbojkotowała większość posłów PO i Nowoczesnej. Wcześniej PO była przeciwna wprowadzenia rejestru pedofilów.
Zjawisko pedofilii w Kościele to wielka rana dla osób wierzących. Hierarchowie kościelni muszą znaleźć sposób wyjścia z tej sytuacji. Zdecydowany głos prymasa Wojciecha Polaka dowodzi, że Kościół chce się zmierzyć z tym problemem.
Pytanie, czy powinni zrobić to sami, czy wspólnie z państwem? Pojawiają się propozycje stworzenia świeckiej komisji do wyjaśnienia tej sprawy.
Kampania wyborcza nie jest dobrym okresem do takich dyskusji. Nie rozwiązując problemu, nadaje mu wyłącznie charakter propagandowo-polityczny. Jeśli parlamentarzyści chcieli walczyć z pedofilią, mogli zagłosować za zmianami w kodeksie karnym. Rząd PiS zaostrza kary za pedofilię nie tylko wśród osób duchownych. Ministerstwo Sprawiedliwości już od dawna pracowało nad tymi zmianami, wprowadzono wspomniany rejestr pedofilów. Jestem za bezwzględną walką z pedofilią w każdym środowisku, wszędzie. Zero tolerancji dla takich zbrodni.
Czy nie jest tak, że PiS i Kościół płacą cenę za bliskie związki?
PiS jest partią konserwatywną, o tradycyjnych wartościach, odwołującą się do chrześcijańskich korzeni. A jednocześnie PiS jest ugrupowaniem, które bardzo jasno mówi „koniec” dla tej patologii. Mogłabym zapytać: co poprzednie rządy zrobiły w tej sprawie? Czy problemy przedstawione w filmie braci Sekielskich zaczęły się przed czterema laty? Dlaczego opozycja nie chce wspólnie z nami walczyć z pedofilią? Odpowiedź jest prosta: Koalicja Europejska próbuje w tej kampanii wprowadzać wojnę światopoglądową. Wszystko zaczęło się od głośnego występu Leszka Jażdżewskiego, poprzedzającego wystąpienie Donalda Tuska. Porównania do świń tarzających się w błocie nie spotkały się z żadną reakcją Donalda Tuska. Granie takimi emocjami może tylko pogłębiać podziały w Polsce.
Czy zaostrzenie prawa karnego nie idzie za daleko? Zbigniew Ziobro sięgnął po tradycyjną formułę, że jak pojawia się jakiś problem, pojawia się propozycja zaostrzenia kar. Teraz pojawiają się głosy, czy nowe przepisy nie uderzą w młodych ludzi, którzy współżyją za obopólną zgodą.
Rozmawiamy o sytuacji, w której dorosły krzywdzi dziecko. Osobiście jestem za tym, by zbrodnię pedofilii karać bezwzględnie. Żadnej tolerancji! Mówię to także jako kobieta i matka. Jeżeli zaczniemy brnąć w politykę, to zawsze znajdą się tacy, którzy zaczną dzielić włos na czworo.
Jaki wynik PiS będzie sukcesem w tych wyborach?
Celem minimum dla każdego ugrupowania jest poprawienie wyników z poprzednich wyborów. Stawka tegorocznych eurowyborów jest bardzo wysoka. Dla PiS zwycięstwo będzie potwierdzeniem akceptacji Polaków dla zmian, które w Polsce następują. Staram się ostrożnie prognozować wyniki wyborów. Liczę na zwycięstwo. Kluczem będzie frekwencja.
Czy ten kto wygra wybory europejskie, wygra parlamentarne?
Zwycięzca będzie miał duży handicap w wyborach krajowych. Ale majowe wybory nie przesądzą o wyniku jesiennych.
Wybory pokażą na ile poważnym zagrożeniem dla was z prawej strony jest Konfederacja?
O wyniku Konfederacji zadecydują wyborcy, a ja wierzę w ich rozsądek.
Z ust polityków PIS można usłyszeć, że to ugrupowanie jest inspirowane ze Wschodu. Działają z inspiracji Kremla?
…
Czy politycy PiS, którzy zdobędą mandaty, mogą wrócić na wybory parlamentarne do Polski?
Startujemy, żeby jak najlepiej wykonać naszą pracę dla Polski w PE. Jednak wszystko zależeć będzie od sytuacji politycznej. Osobiście wątpię w taki scenariusz.
Jeśli zdobędzie pani mandat, odejdzie pani z rządu. Kiedy będzie rekonstrukcja w rządzie i kto odejdzie, czy także ministrowie spoza puli europejskiej?
Rekonstrukcja odbędzie po wyborach. Termin zależy od premiera. Sądzę, że odbędzie się to w miarę szybko. Trzeba bowiem będzie wyznaczyć następców ministrów, którzy zdobędą mandaty.
Dla pani bycie na jednej liście z Patrykiem Jakim to zaleta czy problem?
Wszyscy pracują na wynik. Jesteśmy drużyną, której przyświeca wspólny cel. W ostatnich wyborach uzyskaliśmy w okręgu małopolsko - świętokrzyskim 3 mandaty. Z prognoz wynika, że teraz możemy liczyć na 4. Przynajmniej sześć osób z naszej listy ma równe szanse, by te mandaty zdobyć. Widzę to także po ich zaangażowaniu w kampanię. Dla mnie tak naprawdę drugorzędne znaczenie ma to, kto te mandaty zdobędzie. Liczy się to, by 4 mandaty uzyskali politycy Zjednoczonej Prawicy, ale dzisiaj mówię, że naszym celem jest co najmniej utrzymanie wyniku sprzed pięciu lat.
Nie wybiera się pani na stanowisko komisarza UE?
Też czytałam artykuł Politico, który wymienił mnie wśród kobiet z dużymi szansami na objęcie takiego stanowiska. To miłe, że znalazłam się w takim gronie. I satysfakcja, że ostatnie lata mojej pracy w rządzie zostały pozytywnie ocenione - szczególnie, że Politico nie rozpieszcza PiS. Ale to, kto i jakie stanowiska zajmie, będzie wynikiem decyzji po wyborach.
O czym te doniesienia mogą świadczyć? Czy po wpadce z 27:1 nastąpiło jakieś przeorientowanie w Brukseli?
Od czasu tego głosowania nabieram coraz większego przekonania, że to była dobra decyzja. Nie mogłam podjąć innej. Zaangażowanie przewodniczącego Tuska po tych wyborach otworzyło oczy wielu osobom. Trzeba pamiętać, że w Brukseli krzyżują się różne gry interesów. Wiemy, że niektóre państwa próbowano dyscyplinować poprzez utrącenie kandydatury na stanowisko komisarza wskazanej przez dany rząd. Teraz sytuacja w UE się zmieniła. Politycy widzą, że trwanie w mechanizmach, które nie są demokratyczne i nie gwarantują równości państw członkowskich, musi się skończyć. Brexit, który był trudną decyzją dla Brytyjczyków, podziałał na wyobraźnię. Przez wiele krajów członkowskich przetoczyła się fala nastrojów antyeuropejskich. Teraz jest nieco spokojniej, ale to było ostrzeżenie. Myślę, że nadchodzi szansa na duże, systemowe i co najważniejsze pozytywne i oczekiwane zmiany w UE. To będzie działało na korzyść Unii. Ostatnio w Budapeszcie spotkałam się z węgierskim ministrem sprawiedliwości, będącym kandydatem na komisarza. Rozmawialiśmy o roli naszego regionu Europy w UE. Mamy podobne poglądy na te sprawy. Węgrzy zdają sobie sprawę, że sytuacja w ich grupie politycznej w PE nie jest najłatwiejsza.
Z kim PiS będzie się układał w PE po wyborach?
Na pewno nie z ugrupowaniami skrajnymi i antyeuropejskimi. Prezes Jarosław Kaczyński spotykał się z politykami europejskimi Na razie jesteśmy w EKR, trwają rozmowy z różnymi środowiskami, koordynowane przez przewodniczącego Ryszarda Legutko.
Jakie trzy konkretne sprawy chce pani załatwić w Brukseli?
Trzy to za mało. Wszystkie polskie sprawy są ważne, a te priorytetowe pokazaliśmy w ramach deklaracji europejskiej, przedstawionej na konwencji w Rzeszowie. W skrócie chodzi o równe szanse rozwoju, standardy życia, bezpieczeństwo i możliwość funkcjonowania w obrębie wartości ważnych dla Polaków.
Widząc deklarację waszą i Koalicji Europejskiej…
…one są podobne. To znaczy, że wszyscy mamy podobne spojrzenie na to, co jest ważne dla Polaków. Tylko inaczej dbamy o polskie interesy. Te różnice najlepiej opisał Michał Boni w swoim słynnym tłicie sprzed kilku dni: „Koledzy z różnych państw w PE pytają mnie „co się z wami stało?! Kiedyś byliście reprezentantami naszych interesów. Dzisiaj odwracacie się plecami”. Prawu i Sprawiedliwości chodzi o to, aby polscy eurodeputowani byli reprezentantami polskich interesów, a nie reprezentantami interesów różnych innych państw.
Czy członkostwo Polski w UE należy zapisać w konstytucji?
Nie ma takiej potrzeby. Polska jest członkiem UE. Podpisaliśmy traktaty, Polacy są zwolennikami integracji.
Nie wykluczył tego prezydent, postulował to Jarosław Gowin jako rozdział europejski. Postulat koalicjanta jest na wyrost?
W koalicji mamy różne poglądy i zgłaszamy różne propozycje. Na ten temat mówił także lider PSL. Od momentu wejścia Polski do UE wiele się zmieniło, jednoznaczne określenie naszych relacji z UE wydaje się konieczne. Jednak w mojej opinii nie ma potrzeby wpisywania tego w konstytucję, choć oczywiście jest to temat do dyskusji.
Czy z perspektywy czterech lat nie uważa pani, że spór o praworządność z Brukselą okazał się ślepą uliczką i podkopał naszą pozycję w UE?
Tylko nie my ten spór wywołaliśmy. Wprowadzaliśmy reformy, które były potrzebne. W trakcie kampanii w 2015 roku to był postulat najczęściej stawiany przez wyborców. Reformy nie były łatwe i przecież, doskonale wiemy, nie przez wszystkich akceptowane. A Komisja Europejska wyszła poza swoje kompetencje i – zachęcona przez opozycję - zaangażowała się walkę polityczną.
Unijny sąd uchylił decyzję KE w sprawie podatku handlowego.
Zapowiadaliśmy wprowadzenie takiego rozwiązania już w kampanii wyborczej. Chcieliśmy w ten sposób dać szansę polskim handlowcom na równą konkurencję z wielkimi, międzynarodowymi sieciami handlowymi. Jednak lobbing sieci jest bardzo wpływowy. Może trzeba wrócić do innego rozwiązania spełniającego postulat równości? Bo Polacy muszą być traktowani na równi z innymi państwami w Unii.
Jedną z najważniejszych kwestii po wyborach europejskich będzie sprawa wieloletniego unijnego budżetu i uzyskania w nim większego udziału dla Polski. Jak zamierzacie to osiągnąć?
Nie będziemy sami, bo państw niezadowolonych z projektu przygotowanego w Komisji Europejskiej jest wiele. To dopiero wstępna propozycja. Od początku mówiliśmy, że nie będzie zgody na budżet, który nie gwarantuje naszych interesów. Oczywiście wiemy, że ten budżet musi być wypracowany poprzez kompromis. Ta rozmowa przed nami.
W deklaracji PIS jest mowa o dbaniu o dobry budżet, tylko co to oznacza w konkretnych cyfrach. Jeśli dziś mamy około 80 mld euro to dobry budżet oznacza powyżej tych 80 mld euro?
Rzucanie okrągłymi kwotami to ulubiona maniera wielu polityków, którzy mówią „to teraz damy 100 mld zł na zdrowie czy na oświatę”. Jesteśmy przed finalnymi ustaleniami. Czeka nas zacięta walka. Dobry budżet dla Polski to taki, który będzie spełniał nasze cele. Nie chcielibyśmy, żeby to się odbywało kosztem jakiejś grupy interesariuszy. Tak było za czasu rządów PO, gdy wzrósł budżet na spójność kosztem rolnictwa.
Jakie widzi pani wyzwania w kolejnej kadencji PE oprócz budżetu UE?
To będzie czas, który może przynieść duże zmiany systemowe. Na pewno trzeba sobie poradzić z kryzysem zaufania do UE i jej instytucji, jest on coraz większy w wielu krajach członkowskich. W Polsce tak bardzo tego nie dostrzegamy, bo Polacy są pozytywnie nastawieni do UE. Kryzys, który się ujawnił przy okazji brexitu nadal trwa. Z naszej perspektywy najważniejszym celem jest zapobieżenie scenariuszowi podziału na UE kilku prędkości. Priorytetem jest również zachowanie zasady równości, o której już mówiłam.
Jak chcecie temu przeciwdziałać? Nawołuje do tego prezydent Macron, my jesteśmy poza strefą euro, co nie wzmacnia naszej pozycji?
Pamiętam jedno z posiedzeń Rady Europejskiej wkrótce po tym, jak Macron został prezydentem Francji. Siedzieliśmy przy stole, a Macron przez półtorej godziny przedstawiał swoją wizję Europy. Gdy prezydent Francji skończył, przewodniczący Tusk zachęcał do dyskusji, ale wszyscy zajęli się spożywaniem kolacji. To pokazuje, że francuskie pomysły są wbrew wielu interesom krajów członkowskich. Naszym zadaniem jest zgromadzenie grupy krajów, które zadbają o interesy naszego regionu.
Mówiła pani dużo o mobilizacji w tych wyborach. To było m.in. celem piątki Kaczyńskiego. Czy to nie za duże obciążenie dla finansów publicznych w świetle innych wydatków i czy nie sprowadziliście sobie kłopotu na głowę, bo wiele grup zawodowych zaczęło dopominać się o podwyżki?
Jasno mówimy, że kolejna kadencja to czas wspierania grup zawodowych, przede wszystkim ze sfery budżetowej. W 2015 roku, rozpoczynając rządy, zmierzyliśmy się z olbrzymimi problemami społecznymi, dużym bezrobociem. W pierwszej kolejności musieliśmy wdrożyć programy społeczne, adresowane do dużych grup społecznych, które rozwiążą najbardziej palące problemy. Jednym z nich było wsparcie rodzin. Przy okazji były to programy prorozwojowe. Ponad 20 mld zł z programu 500 plus sprawia, że nasza gospodarka rozwija się szybciej.
Ale kolejne 20 mld zł, które pójdzie na pierwsze dziecko w ramach 500 plus, można wydać z większym pożytkiem na ochronę zdrowia.
Na ochronę zdrowia też zwiększymy wydatki, do 6 proc. PKB do 2025 roku. Tak przewiduje ustawa, którą przyjęliśmy.
Tylko trzeba będzie podnieść podatki.
Jeśli gospodarka będzie się rozwijać w takim tempie jak zakładamy – a dotychczasowe prognozy naszych analityków sprawdzają się - to nie będzie takiej potrzeby. Odwrotnie, piątka Kaczyńskiego przewiduje wprowadzenie obniżek podatków i to już jesienią. W kampanii 2015 roku dawaliśmy do zrozumienia, że bierzemy pod uwagę objęcie pierwszego dziecka programem 500 plus. Byłam zresztą za to krytykowana, a przecież to wyjście naprzeciw oczekiwaniom wielu ludzi. Zwłaszcza młodych małżeństw, które myślą o dziecku.