Dlaczego dał pan kosza Andrzejowi Dudzie?
Kosza?
W lipcu zrezygnował pan z szefowania Departamentowi Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i odszedł do cywila.
Byłem jedynym, który nie poniósł konsekwencji politycznych tego, co się działo w 2017 r.
Reklama
A co się wtedy działo?
Reklama
Trwało zamieszanie z moim poświadczeniem bezpieczeństwa, dokumentem pozwalającym na dostęp do danych niejawnych. Poświadczenie cofnęła mi Służba Kontrwywiadu Wojskowego, którą nadzorował wówczas minister obrony Antoni Macierewicz. Bez tego nie da się na dłuższą metę funkcjonować w wojsku na wysokim stanowisku.
Jak to "był pan jedyny"?
Byli tacy, co ponieśli konsekwencje.
Minister Macierewicz nie jest już ministrem.
Interpretację pozostawiam panu.
Sugeruje pan, że Macierewicz został zdymisjonowany, bo zabrał panu poświadczenie? Bez żartów.
Nie. Ale to była jedna z przesłanek, dla których nie widziano dalszych możliwości współpracy prezydenta Dudy z ministrem obrony.
Dlaczego odszedł pan dopiero latem tego roku?
Jakbym zrezygnował po odzyskaniu poświadczenia, byłoby to interpretowane jako moje przyznanie się do winy. A ja nie mam się do czego przyznawać. To był zresztą dobry czas, by odejść, bo do wyborów parlamentarnych było jeszcze kilka miesięcy, a do wyborów prezydenckich jeszcze więcej. Służyłem w Wojsku Polskim 31 lat. By mieć wysługę i pełną emeryturę, wystarczy 28 lat sześć miesięcy i jeden dzień – a więc to nie miało znaczenia. Ze względu na ograniczenia wiekowe mogłem służyć jeszcze dziewięć lat, ale biorąc pod uwagę, że nic nie wskazywało na nadchodzące zmiany – lepiej odejść niż się męczyć.
To w końcu dlaczego pan odszedł?
Bo prędzej czy później w którejś kampanii wyborczej moja sprawa zostałaby wyciągnięta. I tak na pewno ktoś ją jeszcze wyciągnie, ale siła takiego uderzenia będzie już minimalna.
Dlaczego zabrano panu poświadczenie bezpieczeństwa?
Nie wiem. Ale wiem, że byłem najłatwiejszym celem do uderzenia w prezydenta. Skoro głowy państwa nie można było zaatakować bezpośrednio, to uderzono we mnie.
To w służbach nie jest praktyka nowa. W ten sposób SKW w 2013 r. utrąciła karierę generała, a później wiceministra obrony narodowej, Waldemara Skrzypczaka. W kuluarach mówiło się, że odebrano panu poświadczenie, bo miał pan współpracować z Ukrainą.
Absolutnie to nie jest prawda. Byłem dowódcą brygady wielonarodowej, w skład której wchodzili żołnierze naszego wschodniego sąsiada. Na Ukrainie byłem wielokrotnie, nigdy nikt nie próbował mnie zwerbować. Albo jestem szczęściarzem, albo się nie nadawałem. Nowe poświadczenie bezpieczeństwa wiążące się z dostępem do informacji ściśle tajnych dostałem w 2016 r. Na pięć lat. Awans na stopień generała brygady otrzymałem w marcu 2016 r. Wcześniej byłem sprawdzany przez służby, musiał to być luty – styczeń 2016 r.
Czyli to było już pod nowym kierownictwem służb, mianowanym przez PiS.