Ludzie zatrudnieni w państwych przedsiębiorstwach i administracji, zdają sobie sprawę, że reformy rozdętego ponad miarę sektora publicznego, pozbawią ich finansowych przywilejów. Jest jeszcze drugie, bardziej polityczne wyjaśnienie gwałtownych protestów. Sektor publiczny jest opanowany przez kilka silnych organizacji trockistowskich. To one odpowiadają za zaostrzenie protestów, gdyż posługują się bezkompromisową retoryką marksistowską. Co ciekawe, ten radykalizm nie mógłby zaistnieć na scenie politycznej, gdyby nie sektor publiczny, w którym działacze tych organizacji mają zapewnione różne stanowiska. Paradoksalnie, państwo utrzymuje tych, którzy sprzeciwiają się wszelkim planom reformatorskim.

Reklama

Łatwo wskazać, kiedy francuska gospodarka stała się tak etatystyczna. Początek tego procesu wyznacza umowa, jaką zawarł generał Charles de Gaulle w roku 1944 z komunistami. De Gaulle zagwarantował związkom zawodowym ogromne przywileje, a w zamian komuniści zaakceptowali reguły demokracji i przestali nawoływać do rewolucji. Ten układ przetrwał wszystkie rządy i trwa praktycznie do dziś.

Sarkozy stara się to zmienić i dlatego wprowadza stopniowe reformy. Nie jest to terapia szokowa, jakby to chcieli widzieć jego oponenci. Pierwsza reforma jest w niewielkim stopniu modyfikacją systemu emerytalnego dla pracowników francuskich kolei, którzy przechodzą na emeryturę 2,5 roku wcześniej niż pozostali Francuzi. To niewielka korekta, jednak wywołała ogromny protest i paraliż całego kraju. Plan reform Sarkozy'ego został przedstawiony jeszcze przed wyborami - ma polityczną legitymację, bo wyborcy świadomie go poparli. Sądzę, że prezydent ma wystarczająco silną wolę, by wytrwać w swoich postanowieniach. Taktyka prezydenta Francji wydaje się więc jasna, gorzej jest ze strategią i ogólną wizją. A tu pojawiają się pewne sprzeczności: z jednej strony Sarkozy chce rozszerzenia wolnego z rynku, z drugiej jednak strony nawołuje do większej ochrony gospodarczych interesów narodowych. Drugie wyklucza pierwsze, bo ogranicza swobodną konkurencję.

To próba powrotu do pierwotnego modelu państwa francuskiego. Model państwa francuskiego opiera się bowiem na dwóch tradycjach. Napoleońskiej, gdzie dominowała idea silnego, ale jednak nieingerującego zbytnio w sferę ekonomii, państwa. Takie państwo ogranicza się do kwestii edukacji, spraw zagranicznych oraz obrony prawa i porządku. Drugi model powstał po wojnie i opiera się na tradycji marksistowskiej. Znaczny wpływ komunistów i socjalistów sprawił, że państwo zaczęło coraz bardziej ingerować w gospodarkę. Reformy mają na celu powrót do pierwotnego napoleońskiego modelu.

Reklama

Polska znajduje się w podobnej jak Francja sytuacji, gdyż z okresu komunizmu odziedziczyła marksistowski typ państwa, z dużym sektorem publicznym i wieloma przywilejami branżowymi dla górników, nauczycieli, kolejarzy itp. Dlatego wydarzenia we Francji mogą być lekcją dla Donalda Tuska. Po pierwsze, musi być odporny na naciski różnych grup społecznych. Nowy polski premier w wyborach otrzymał mandat narodu właśnie po to, by wprowadzać swój program polityczny. Musi być zatem twardy od samego początku. Równie ważna jest wizja, tak by obywatele mieli świadomość, że reformy służą określonemu celowi.

Powinna ona być odpowiedzią na pytanie, jak Polska powinna wyglądać za 5 lat, czy 10 lat oraz jakie kroki powinny być w tym celu podjęte. Ogromne znaczenie ma też szybkość wprowadzania reform. Wydaje się, że Sarkozy działa zbyt wolno, będąc przy władzy już 7 miesięcy. Dopiero teraz wprowadza pierwsze niewielkie reformy, które są na razie negocjowane, więc nie wiadomo, jaki będzie efekt końcowy. Najtrudniejsze decyzje powinny być podejmowane na początku. Sarkozy wybrał inną drogę, co może się zemścić. Czeka go jeszcze trudna reforma liberalizacji rynku w wielu dziedzinach, która uderzy w interesy licznych grup nacisku. I dlatego ważne, by na każdym kroku przeciwstawiać partykularne interesy grupowe, interesowi całego państwa i zwykłych ludzi.

Donald Tusk nie jest dogmatycznym liberałem. To zaleta, bo polityk nie może być tylko teoretykiem. Teraz jednak musi zmierzyć się z wprowadzeniem swojego liberalnego programu w życie. Spotkanie twarzą w twarz z kompleksem problemów, to będzie dla niego test i wyzwanie. Donald Tusk, mimo głosów populistów, nie powinien ukrywać swojego liberalizmu. Populizm, choć niczego nie proponuje, nie może żyć bez wroga, dlatego zawsze szuka kozła ofiarnego. Populiści wymyślają cały katalog win liberalizmu: nadmierny indywidualizm, rozbijanie rodziny, kosmopolityzm oraz niechęć do religii. To oczywiście fałszywy obraz, bo w istocie liberalizm jest jedną z niewielu ideologii, która proponuje konkretne rozwiązania w sytuacji, gdy populizm żywi się odrzuceniem, a socjalizm istnieje obecnie tylko w głowach intelektualistów i nikt nie umie wprowadzić go w życie.