Większość młodzieży, która w ostatnich dniach bierze udział w walkach z francuską policją, urodziła się w tym kraju, ma obywatelstwo francuskie i mimo wyznawanego przeważnie islamu nie utożsamia się z żadnym innym krajem niż Francja. Ale z Francją też nie, młodzi raczej czują się przez nią odtrąceni. Nie mają szans w porównaniu z rówieśnikami pochodzącymi z rodzin rdzennie francuskich.

Reklama

Powojenni imigranci i ich potomstwo zasiedlają przedmieścia, które z czasem zmieniły się w prawdziwe getta. A przecież nie zbudowano tych dzielnic po to, by odgrodzić Francuzów od przybyszów. Wręcz przeciwnie: osiedla, które dziś płoną, powstały, by stworzyć im warunki godnego życia. Niekontrolowane procesy doprowadziły jednak do skupienia się w nich coraz bardziej zamkniętych grup mniejszości etnicznych, przede wszystkim islamskiej. Niski poziom edukacji, marne szkoły, trudności ze znalezieniem pracy, niskie aspiracje zamieszkującej je ludności doprowadziły do wzrostu zjawiska przestępczości, powstania młodocianych gangów, rozpowszechnienia wśród nich narkotyków, narastania frustracji i wściekłości w wyniku braku perspektyw. Policja często omija te dzielnice, natomiast dobry grunt znajdują tam radykalni wyznawcy islamu. Powstało błędne koło, z którego trudno jest się wyrwać potomkom imigrantów, których stygmatyzuje już samo miejsce zamieszkania, karnacja czy muzułmańsko brzmiące nazwisko.

Paradoksalnie, w walce z dyskryminacją przeszkadza też brak znajomości rozmiarów zjawiska. Cała francuska tradycja uniemożliwia badania z uwzględnieniem takich pytań, jak pochodzenie etniczne czy wyznanie religijne. Teoretycznie każdy, kto ma obywatelstwo francuskie, jest

Francuzem, nie ma bowiem we francuskiej tradycji odróżnienia obywatelstwa od narodowości. Chcąc uniknąć dyskryminacji ze względu na pochodzenie, karnację czy religię, osiągnięto skutek przeciwny - przez lata nic się nie robiło w celu przeciwdziałania procesom dyskryminacyjnym, mimo zadekretowania równości wszystkich obywateli.

Reklama

Do wywołania zamieszek przed dwoma laty przyczynił się Nicolas Sarkozy, posługując się wobec uczestniczącej w nich młodzieży z przedmieść brutalnym językiem, ale równocześnie jako pierwszy polityk tej rangi mówił o konieczności "dyskryminacji pozytywnej" (w Stanach Zjednoczonych nazywa się ją "akcją afirmatywną") - czyli o niezbędnym stosowaniu specjalnych środków dla zapewnienia awansu środowisk upośledzonych społecznie. Jednak przez ostatnie dwa lata nie uczyniono w tym kierunku wiele. W gabinecie Sarkozy’ego pojawili się co prawda ministrowie pochodzący z mniejszości etnicznych, w telewizji można częściej zobaczyć czarnych prezenterów. Na styczeń rząd zapowiada ogłoszenie prawdziwego "planu Marshalla" dla przedmieść. Ale problemu zapalnych francuskich przedmieść takie gesty nie rozwiązują. Najbardziej widoczne inicjatywy w czasie półrocznych rządów Sarkozy’ego dotyczyły wzmocnienia środków represyjnych pozwalających między innymi na karanie ludzi w wieku 16 - 18 lat jak dorosłych młodych.

Problemy z ludnością napływową lub z niej się wywodzącą, odmienną kulturowo, przeważnie wyznania muzułmańskiego, ma nie tylko Francja. Niedawne zamachy terrorystyczne w Wielkiej Brytanii, zamieszki w Holandii, zamachy w Hiszpanii czy ich przygotowywanie w Niemczech pokazują rozległość i zarazem trudność radzenia sobie z tym zjawiskiem. Gdy we Francji płonęły przedmieścia, wielu obserwatorów brytyjskich chwaliło swój model wielokulturowości: różne wspólnoty nie są tam od siebie izolowane, ale mogą same wybierać styl życia,kultywować swoją religię, wspinać się po drabinie społecznej, akceptując minimum norm społeczeństwa brytyjskiego. Młodzi ludzie urodzeni na Wyspach czy w Holandii, nieźle wykształceni i często wywodzący się z dobrze sytuowanych rodzin, poddali się jednak indoktrynacji religijnych ekstremistów.

To w Wielkiej Brytanii doszło do krwawych zamachów terrorystycznych, których inicjatorami byli urodzeni tam potomkowie islamskich imigrantów; to w tolerancyjnej Holandii doszło do głośnego zabójstwa reżysera Theo van Gogha przez Holendra marokańskiego pochodzenia. Obecnie prowadzi się rozległe badania mające umożliwić zrozumienie przyczyn, dla których grupy młodzieży wywodzącej się z drugiego czy trzeciego pokolenia imigracji z krajów muzułmańskich odwracają się przeciwko krajom, w których się urodzili i wychowali, przeciwko Europie. Skąd się wzięło uczucie odrzucenia, upokorzenia,przemieniające się we wściekłość i prowadzące do rewolty usprawiedliwionej radykanym islamem w rodzinach, które często dawno od niego odeszły. Nie muszę dodawać, iż owe zjawiska rewolty, bardzo zróżnicowane, obejmują niewielką część wywodzącej się z imigracji ludności. Ale też zawsze ekstremizm, bunt z użyciem przemocy jest głoszony przez radykalne mniejszości.

Reklama

Polska, wchodząc do Unii Europejskiej, w obliczu masowych ruchów migracyjnych w dzisiejszym świecie niewątpliwie stanie wobec wzmożonej imigracji, i to nie tylko z bliskiej nam kulturowo wschodniej Europy. Polacy na nowo będą musieli przywyknąć do etnicznej i religijnej pluralizacji społeczeństwa, z którą pokolenia urodzone po drugiej wojnie światowej, po wymordowaniu Żydów, wysiedleniu Niemców, przejęciu przez Związek Radziecki zachodniej Ukrainy i Białorusi nie miały już do czynienia. A na razie różne sondaże wskazują, że poziom polskiej tolerancji na odmienność nie jest zbyt wysoki. Perspektywa szerszego napływu ludności o odmiennej kulturze, religii, wyglądzie może się stać doświadczeniem społecznie traumatycznym i politycznie destabilizującym.

Tymczasem już dziś trzeba się uczyć z doświadczeń zachodniej Europy. Z jednej strony należy kontrolować procesy migracyjne, z drugiej - przyzwyczajać do nich społeczeństwo, by nie przeżyło destabilizującego szoku. Trzeba też będzie przygotować odpowiednią politykę imigracyjną, by nie dopuścić do wytwarzania się zamkniętych środowisk imigrantów i patologii, które często temu towarzyszą. Uczyć trzeba również tych, którzy się w Polsce osiedlają: wiedzy praktycznej potrzebnej do codziennego funkcjonowania w nowoczesnym społeczeństwie, ale i naszej kultury, historii - budując w ten sposób więzi bliskości, jeżeli nie tożsamości.