"Kolonializm był systemem głęboko niesprawiedliwym, sprzecznym z trzema słowami, które są mottem naszej republiki: wolnością, równością i braterstwem" - przyznał w trakcie spotkania z algierskimi biznesmenami. Sarkozy, choć wprost nie przeprosił za francuskie rządy kolonialne, starał się tymi słowami upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - zawrzeć kontrakty, których wartość może sięgnąć pięciu miliardów euro, a po drugie - dać sygnał krajom afrykańskim, że to w dalszym ciągu Francja kreuje afrykańską politykę Unii Europejskiej.

Reklama

Impulsem do wygłoszenia tych słów było zapewne niedawne przemówienie brytyjskiego ministra spraw zagranicznych. David Miliband nakreślił wizję Unii Europejskiej przede wszystkim jako wspólnoty wolnego handlu otwartej na wszystkie te kraje, które spełniają kryteria członkostwa, ale niekoniecznie leżą w Europie. Chodziło głównie o Turcję, z którą już prowadzone są rozmowy akcesyjne, ale także Bliski Wschód i właśnie północną Afrykę. Rozszerzona Wspólnota mogłaby - wedle wizji Milibanda - obejmować niemal cały basen Morza Śródziemnego.

Francuzów mogła zaboleć zwłaszcza wzmianka o krajach północnej Afryki, dawnych francuskich koloniach, które Paryż nadal traktuje w szczególny sposób. "Wypowiedź Sarkozy’ego z pewnością jest reakcją na wystąpienie Milibanda. Tym bardziej że w ten weekend w Lizbonie odbędzie się szczyt UE-Afryka" - mówi DZIENNIKOWI Alex Vines, analityk Chatham House.

To właśnie w Portugalii można spodziewać się starcia dwóch wizji współpracy Unii i postkolonialnej Afryki. Francji zależy na dobrych relacjach, ale jednocześnie nie wyobraża sobie takiego rozluźnienia unijnych wymogów, by do Unii weszły jej dawne zamorskie posiadłości.

Według Sarkozy’ego unijna furtka dla Afryki Północnej - podobnie jak dla Turcji - musi pozostać zatrzaśnięta. Bo gdyby stało się inaczej, to Francja byłaby najbardziej narażona na negatywne skutki tej decyzji np. kolejne fale nielegalnych imigrantów. Z kolei propozycja Milibanda z pozoru wydaje się bardzo atrakcyjna, ale zdaniem analityków mało kto spośród Afrykańczyków traktuje ją poważnie.

"Oni nie aspirują do członkostwa, zależy im tylko na bardziej konkretnej formie współpracy, większych inwestycjach czy ułatwieniach w eksporcie afrykańskich towarów do Unii" - wyjaśnia Vines. To właśnie chce wykorzystać Sarkozy, więc zamiast mglistych obietnic proponuje całe pakiety umów gospodarczych. Przeprosiny za kolonialne krzywdy to dobry wstęp do lukratywnych kontraktów.