Głównym zadaniem Unii jest więc teraz zachowanie możliwie jednolitego stanowiska, by nie powtórzył się scenariusz z początku lat 90., gdy Unia kompletnie nie mogła się w sprawie Kosowa porozumieć. W efekcie do Kosowa wkroczyli Amerykanie. Mam nadzieję, że teraz będzie inaczej, choć sprawa jest bardzo trudna. Ważne, by zarówno Serbom, jak i Kosowu zarysować perspektywę członkostwa w Unii. Wtedy rozwód byłby mniej bolesny. Serbia nadal ma szanse na przynależność do UE.
Wśród krajów Unii nie ma jednolitego stanowiska, czy uznać kosowską niepodległość, czy nie. Unijne inicjatywy w sprawie porozumienia między Serbami a Kosowem poniosły fiasko. Teraz pozostało nam przyjęcie jednego z dwóch złych rozwiązań. Mniej złe, to uznanie kosowskiej deklaracji niepodległości.
Państwa przychylne niepodległości Kosowa, jak Niemcy, stanowią we Wspólnocie większość. Zdecydowanie przeciw są Cypr i Hiszpania. Wątpliwości wysuwają m.in. Rumunia i Słowacja. Wynikają one z przesłanek wewnętrznych. Kraje te obawiają się bowiem precedensu i tego, że mniejszości narodowe w tych państwach też będą chciały się odłączyć. Chodzi m.in. o mniejszość węgierską w Rumunii i na Słowacji, czy o Basków w Hiszpanii. Gdyby nie to, pewnie nie byłoby w Unii problemu z wypracowaniem jednomyślności w sprawie Kosowa.
Sądzę, że w tej chwili dyplomacja unijna będzie próbowała przekonać jak największą liczbę krajów członkowskich do tego, żeby zajęły podobne, a najlepiej takie same stanowiska. Nie spodziewam się scenariusza uznawania "na wyścigi" niepodległości Kosowa. Polska w tej sprawie jest i będzie w głównym nurcie największych krajów unijnych. Nie będzie wychodzić przed szereg. Powinna natomiast pracować na rzecz wspólnego stanowiska Unii.
Kosowo to bardzo mały kraj. Tak czy inaczej musi się zdać na pomoc i opiekę UE. Jego przyszłość zależy od Unii. Liczy na naszą pomoc gospodarczą i siły porządkowe, które tam wysyłamy. To prawie dwa tysiące policjantów, administratorów i celników.
Szkoda, że amerykańskie zielone światło dla pospiesznego uznania niepodległości Kosowa nie zostało skoordynowane z UE. I to, mimo że Unia o to zabiegała. To Europa jest odpowiedzialna za rozwiązanie tego trudnego i nieprzewidywalnego konfliktu etnicznego. Stoi na stanowisku: "To my za ten problem odpowiadamy, to jest integralna część Europy, to są przyszli członkowie UE".
W kontekście tej sprawy nie można zarzucać UE, że jest "politycznym karłem". Dziś jest bowiem dużo lepiej niż było w latach dziewięćdziesiątych. Jest ogromny postęp, Unia jest dużo bardziej jednomyślna, wysyła tam własną najpotężniejszą w historii misję cywilną. Jest gotowa do pomocy ekonomicznej.