"Duża część społeczeństwa serbskiego odbiera niepodległość Kosowa jako gwałt na ich państwie. Nie oznacza to jednak, że wydarzenia których jesteśmy świadkami ostatnio powinny mieć jakiś wpływ na decyzję o uznaniu niepodległości Kosowa. Będziemy chcieli, by na najbliższym posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych minister Sikorski przedstawił posłom informację na temat tego co dzieje się na Bałkanach" - powiedział dziennikowi pl. Krzysztof Lisek, szef sejmowej komisji spraw zagranicznych.

Reklama

Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra apeluje natomiast, by wobec wydarzeń w Belgradzie kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, bo jak widać "emocje na Bałkanach są ogromne".

"To co się dzieje teraz w Belgradzie nie powinno mieć wpływu na stanowisko rządu i prezydenta w sprawie Kosowa. Dobrze się jednak stało, że Polska nie była krajem, który jako jeden z pierwszych uznał niepodległość Kosowa. Źle się natomiast stało, że Polska wobec tych krajów jak USA, Wielka Brytania, Francja, które już uznały niepodległość Kosowa, nie postawiła mocno kwestii naszych sojuszników, takich jak Ukraina i Gruzja. Bo chodzi tutaj przecież o bezpieczeństwo w Europie Środkowo-Wschodniej" - powiedział z kolei były szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Paweł Zalewski.

O tym, że brak pośpiechu w sprawie uznania niepodległości Kosowa, był dobrą decyzją przekonany jest także wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński. "Od początku uważaliśmy, że w tej sprawie nie powinno być pośpiechu. Trzeba natomiast użyć wszelkich środków dyplomatycznych, by przekonać Serbów, że niepodległość Kosowa to krok w dobrym kierunku. Moim zdaniem dzisiejsze wydarzenia w Serbii, nie będą niestety ostatnimi tego rodzaju - mówi Jerzy Szmajdziński.

Telefon w polskiej ambasadzie w Belgradzie wczoraj nie odpowiadał, ale jak dowiedział się dziennik.pl ambasador był w stałym kontakcie z Warszawą i na bieżąco relacjonował to, co dzieje się w stolicy Serbii. I zapewnił, że jak na razie polska ambasada jest bezpieczna.