W jednym z największych kapsztadzkich townships (osiedla biedoty), Mitchells Plain, wybuchły zamieszki. Wściekli ludzie, do których we wtorek nie dotarła rządowa pomoc żywnościowa zaatakowali policję kamieniami, podpalono barykady z opon. Siły porządkowe otworzyły ogień strzelając gumowymi pociskami oraz gazem łzawiącym. Komentatorzy obawiają się, że to dopiero preludium do nadciągającej fali rozruchów.

Reklama

Kwarantanna po afrykańsku

W RPA zarejestrowano do tej pory około 4 tys. zarażeń, zmarło 75 osób, co stanowi (według danych z 24 kwietnia) drugą co do wielkości, zaraz po Egipcie, liczbę chorych na kontynencie afrykańskim. RPA wprowadziło bardzo ostre restrykcje związane z kwarantanną, ale ich egzekwowanie nie jest łatwe. Od 27 marca pracują tylko pracownicy uznani za niezbędnych do prawidłowego działania kraju – zatrudnieni w służbie zdrowia, handlu oraz dziennikarze. Przedsiębiorcy oferujący konieczne usługi muszą wystąpić do władz o specjalne przepustki, które umożliwią zatrudnionym przemieszczanie się poza miejscami zamieszkania. Pozostali maja pozostać w domach. Nie ma możliwości wyjścia z domu, by pobiegać, albo wyprowadzić psa. Wprowadzono zakaz sprzedaży i transportu alkoholu oraz papierosów – wszystko to pod groźbą wysokiej grzywny lub więzienia. Kwarantanna ma być złagodzona na początku maja, ale nie jest pewne, czy do tego dojdzie.

W kraju wzrasta liczba popełnianych przestępstw, takich jak włamania, grabieże, wandalizm. W kilku więzieniach wybuchły niepokoje, a osadzeni żądali zwolnienia z więzienia, bojąc się zarażenia koronawirusem. Południowoafrykańskie media obiegły filmy pokazujące strażników brutalnie obchodzących się z więźniami. Powtarzają się ataki na ciężarówki dostarczające żywność do sklepów. Biedota nie miała pieniędzy, by przygotować zapasy jedzenia i teraz, zamknięta w domach, zaczyna głodować. Ludzie są zdesperowani, państwo nie jest w stanie pomóc wszystkim, a siły policyjne są zbyt wątłe, by zapanować nad zaogniającą się sytuacją. Rząd zdecydował o rozdysponowaniu 50 miliardów randów (2,6 mld dolarów) pomiędzy potrzebujących, jednak pomoc nie dociera do wszystkich, którzy na nią czekają. Ludzie na ulicy mówią, że wcześniej, niż wirus, zabije ich spowodowany kwarantanną głód.

Wojsko na ulicach

Reklama

Prezydent Ramaphosa, będący naczelnym dowódcą wojska, zmobilizował rozkazem ponad 73 tys. południowoafrykańskich żołnierzy. Nigdy jeszcze w post-apartheidowej historii państwa nie powołano jednocześnie tak dużej liczby wojskowych. W tym momencie około 3 tys. żołnierzy wspiera działania policji i służb medycznych. Ich zadaniem jest tworzenie fizycznego, jak i wizerunkowego nacisku i spowodowanie, by ludzie pozostali w domach. W kraju, w którym poziom bezrobocia i biedy jest szalenie wysoki, a ludzie zaczynają głodować, nie jest to zadanie łatwe.

Wyprowadzenie na ulice wojska, szkolonego wszak do wojny, a nie do utrzymywania porządku publicznego, grozi eskalacją przemocy. Południowoafrykańska prasa pisze o przypadku czterdziestoletniego mieszkańca Alexandrii - przedmieść Johanesburga. Collins Khoza został oskarżony o spożywanie alkoholu w miejscu publicznym i pobity przez żołnierzy SANDF (południowoafrykańskie narodowe siły zbrojne). Po paru godzinach zmarł, stając się dziewiątą osobą zabitą przez siły policyjno-wojskowe w związku z pogwałceniem zasad ogłoszonej kwarantanny. Miejscowa prokuratura wszczęła postępowanie wobec 12 żołnierzy.

Bardzo realnym scenariuszem jest gwałtowny wzrost niepokojów społecznych spowodowany obniżką wynagrodzeń, utratą pracy i realnego zagrożenie głodem. Istnieją poważne obawy, czy państwo poradzi sobie z tak nietypowym kryzysem. Decyzja Ramaphosy o mobilizacji kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy nie wszędzie została przyjęta z entuzjazmem. Obecność wojska na ulicach kojarzy się bardzo źle - szczególnie na podatnym na przewroty i rebelie Czarnym Lądzie.

Zawsze istnieje obawa, że wypuszczony z butelki dżin nie będzie chciał do niej powrócić.