Niestety, świetnie poinformowana rada nie podała, jakie były, prócz deklarowanych przez Donalda Tuska ("podróż życia"), cele rzeczywiste tej wizyty, a jakie nierzeczywiste, ale jeśli chodzi o działania, zrelacjonowano je dokładnie: Machu Picchu, Cuzco, Merkel, Chavez i pociąg Malinowskiego - wszystko pokazano.
Ale żeby rada się nie czepiała, że tylko incydenty mi w głowie, chciałbym skierować państwa uwagę tam, gdzie kondor ani premier nie latają, czyli do Afryki i Azji. Minister Sikorski przygotował plan redukcji naszych placówek dyplomatycznych. I oznajmił, że nasze interesy w Kongo (dziesiątki milionów dolarów) są nieudane, więc i ambasady tam nie potrzebujemy. W Zimbabwe i Tanzanii takoż, więc je zlikwiduje. W ten sposób jedyną polską placówką na południe od równika (nie licząc równikowej Kenii) będzie ta w RPA!
Minister Sikorski, broniąc podróży do Ameryki Łacińskiej, zapewniał, że łączą nas z tym regionem interesy. Rzeczywiście, eksploracja rynku czapeczek wełnianych w Machu Picchu wypadła nad wyraz udanie i trudno byłoby połowie Afryki temu dorównać, choć w Namibii mają czapeczki całkiem fajne. Z drugiej strony i minister, i premier zapewniali, że Polska, silny kraj Unii Europejskiej, musi się na świecie liczyć. Tu pełna zgoda. Tylko który europejski kraj naszej wielkości ma mniej placówek w Afryce czy Azji niż my? A jak pan chce prowadzić dyplomację bez ambasady na połowie kontynentu, panie ministrze? Chyba że właściwą dla nas ligą jest Luksemburg czy Słowenia, bo już teraz cztery razy od nas mniejsze Czechy mają więcej ambasad w Afryce Południowej!
Afryka nie wzbudza zainteresowania Polaków, rosnąca w siłę Azja Południowo-Wschodnia również, skoro MSZ chce zlikwidować ambasady w Laosie i Kambodży. Ma rację Sikorski - to relikty socjalistycznej przyjaźni. Tyle że świat się zmienia, a do obu tych krajów, a zwłaszcza Kambodży, ciągną rokrocznie dziesiątki tysięcy polskich turystów. Teraz pomocy będą mogli szukać jakieś kilka tysięcy kilometrów dalej - w Bangkoku lub Hanoi.
Dobra, ukróćmy ten populizm (Rada Etyki Mediów czuwa, Rada radzi, Rada nigdy nas nie zdradzi!), może i słusznie, Mazurek, prawicie, ale na taką rozrzutność nas nie stać. Czyżby? Na całej operacji MSZ oszczędzi, uwaga, uwaga, 16 milionów złotych, z czego jedną czwartą pożerają rzeczywiście niepotrzebne placówki w Lipsku. Ambasada w Tanzanii kosztuje rocznie niecałe 900 tysięcy, czyli coś jak ze cztery ministerialne fury.
Ale to w końcu 16 baniek. No tak, kupa forsy. Starczy na dziesięć wyjazdów w Andy. Albo i dwadzieścia, jeśli dla oszczędności premier poleci szybowcem.