Dzięki niemu wreszcie spotkanie przed kamerami kandydatów na głowę państwa nie przybrałoby formy nudnej sztampy. Zwłaszcza za sprawą jednego pytania otwierającego możliwości zmierzenia się w codziennej praktyce z czymś, co nadal nie istnieje.
Patrząc na obszary tematyczne, jakie zadane pytania obejmowały, to pokrywały się one z lękami, które trawiły elektorat Andrzeja Dudy w 2015 r. Załamanie ekonomiczne wywołane pandemią jakoś przegapiono (pewnie dlatego że ma miejsce w roku 2020). Na czele listy znaleźli się uchodźcy. Za nimi postępowała laicyzacja, bo po co posyłać dziecko do szkoły, jeśli tam nie przygotują go do sakramentu pierwszej Komunii Świętej? Wprawdzie szkoły już czwarty miesiąc zamknięte, a co będzie we wrześniu Ministerstwo Edukacji nadal nie wie, lecz przecież w zakresie kompetencji prezydenckich są jedynie lekcje religii. No i oczywiście LGBT, bo głowa państwa musi mieć wszechstronną wiedzę na temat stosunków płciowych (nie mylić z międzynarodowymi). Podczas debaty, jakby nieco na siłę, zahaczono jeszcze o rzecz tak nieistotną jak ekonomia. Nagabując kandydatów w kwestii wejścia do strefy euro. Jednak akurat to nikogo nie podnieciło.
Zupełnie odwrotnie niż ostatnie pytanie: „Czy jeśli powstanie szczepionka na koronawirusa, to Polska powinna ją kupić, czy szczepionka powinna być wówczas obowiązkowa?”. Poprzednie kwestie zanęcone przez prowadzącego nieustanie skłaniały do zastanowienia co dają, skoro odpowiedzi na nie prezydenta Dudy są od dawna znane. Dlatego zaskakujące sięgnięcie po szczepionki wyglądało przez moment jak napoleoński plan. Oto po przypomnieniu elektoratowi wszystkich starych lęków, dorzucono nowy. Narasta on z każdym doniesieniem, że kiedyś powstanie szczepionka. Wówczas ubrani w białe fartuchy złoczyńcy będą kłóć igłami dorosłych oraz bezbronne dzieci. Aplikując wszystkim nieistniejącą dziś substancję zdolną spowodować hipotetyczne skutki uboczne. Jednym słowem horror nadciąga.
Na tym panicznym lęku mógłby się opierać napoleoński plan wygrania debaty będącej jak wyczerpująca bitwa na przełęcz Somosierry. Gdy drogę na Madryt wojskom Bonapartego otworzyła dopiero szaleńcza szarża Trzeciego Szwadronu szwoleżerów. Kto wie, być może przyszły prezes TVP Jacek Kurski planował to osobiście. Obsadzając prezydenta Dudę w roli Jana Kozietulskiego pędzącego konno z szablą w dłoni na hiszpańskie armaty. Nota bene, kiedy Bonaparte wydawał rozkaz szarży, jeden z francuskich generałów mruknął do kolegi: „Trzeba być pijanym, by taki rozkaz wydać i trzeba być pijanym, by taki rozkaz wykonać!”.
Szarża TVP od samego początku sprawiała wrażenie narastającego stanu nieważkości po nadmiernym spożyciu. Z każdą minutą widać było, że jej bezpośrednim autorom od wojen napoleońskich bliższy jest Cyrk Monty Pythona. A zwłaszcza skecz o meczu piłkarskim Grecji z Niemcami. Ci, którzy go widzieli wiedzą, że na boisko wychodzą grać m.in. Leibniz, Nietsche i Hegel przeciwko m.in. Platonowi i Demokrytowi. Po 89 minutowej debacie filozofów w samej końcówce Archimedes wpadał na pomysł, że po prostu należy kopać piłkę do bramki. Po czym rozstrzyga wynik meczu w błyskotliwej akcji, wymieniając się podaniami z Sokratesem.
Tymczasem okazało się, że gdy doszło do szczepionek prezydent Duda nie wykrzyknął wzorem Archimedesa widzącego piłkę - „eureka!”. Nie poszedł też śladem Krzysztofa Bosaka deklarującego dwa razy „nie”. W sumie odpowiedział tak, jak Rafał Trzaskowski - acz być może to Trzaskowski odpowiedział jak Duda. Obaj główni faworyci do zwycięstwa wili się w niezwykle podobnym stylu, obiecując Polakom szczepionki, jednak bez bolesnego kłucia. Przed wojną oglądając kolejny beznadziejny spektakl teatralny Antoni Słonimski na łamach „Wiadomości Literackich” recenzował go zdaniem: „nie warto oglądać, ale jeśli się już ogląda, to nie warto słuchać”. Ten w TVP, pomimo fascynujących wątków, nie spełnił oczekiwań, bo aktorzy zawiedli (z najbardziej promowanym bohaterem na czele). Każde przedstawienie da się jednak uratować.
Jeśli dojdzie do kolejnej debaty należy po porostu rozwinąć wątki dające wszystkim największe pole manewru. Następnie dorzucić nowe. Już widać że, uchodźcy i euro nudzą. Pierwsze komunie z powodu epidemii poszczególne parafie poprzenosiły na jesień. Z lesbijkami i gejami też jest kłopot, bo ostatnio zauważono, że w Warszawie egzystuje amerykańska ambasada. Wprawdzie Georgette Mosbacher nie ma zamiaru nikogo pouczać (a zwłaszcza rządu i prezydenta RP), lecz podkreślając swą niechęć do pouczania sojusznika przypomniała na Twitterze, że „USA potępiają dyskryminację i nienawiść na tle rasowym, religijnym, pochodzenia lub orientacji seksualnej”.
Oczywiście debatować można o pandemii i jak zniwelować jej skutki. Ale to akurat jest zbyt przygnębiające dla widzów. Po tej pobieżnej selekcji widać, że kolejna debata co najmniej w połowie musi dotyczyć nieistniejącej szczepionki. Jednocześnie spece z TVP powinni zainteresować się szerszym wykorzystaniem bytów teoretycznych. Czyli takich, które istnieją albo i nie istnieją. Jak to się robi niech za drobną podpowiedź posłuży zapominana historia imć pani Malwiny Gromadzińskiej. Gdy na Zachodzie zapanowała moda na seanse spirytystyczne obrotna mieszkanka Lwowa w 1869 r. zaczęła wydawać czasopismo o wdzięczny tytule „Światło Zagrobowe”. Oprócz praktycznych porad, jak nawiązać kontakt ze światem duchów, w każdym numerze ukazywała się rozmowa ze sławnym Polakiem cieszącym się już życiem wiecznym. Podczas seansów spirytystycznych Gromadzińska przeprowadziła wywiady m.in. z: Tadeuszem Kościuszką, Juliuszem Słowackim i Adamem Mickiewiczem. Publikując następnie ich przemyślenia na temat bieżącej sytuacji ojczyzny. Wieść o tym podekscytowała Polaków nie tylko w Galicji, ale też na terenie zaboru rosyjskiego. I to tak mocno, że carskim ukazem zabroniono kolportowania tam „Światła Zagrobowego” bojąc się, iż może wzniecić nowe powstanie.
Aż strach pomyśleć, jak wiele zyskać mogłaby kolejna prezydencka debata, gdyby zaprosić do zadawania pytań kandydatom duchy wielkich rodaków. Wprawdzie można by podejrzewać, iż niekoniecznie zjawy Piłsudskiego, czy Dmowskiego są prawdziwe, lecz oglądałoby się to tak - że mucha nie siada.