"Homofobiczna agresja w Polsce wzrasta, ponieważ jest wzmacniana przez rządzącą partię, która uczyniła z mniejszości seksualnych kozła ofiarnego, nie troszcząc się o bezpieczeństwo i dobrostan tych obywatelek i obywateli. Margot jest de facto ofiarą politycznych represji, aresztowaną za odmowę bycia poniżaną" – napisali w liście do szefowej Komisji Europejskiej wybitni twórcy i intelektualiści, m.in. Margaret Atwood, Timothy Snyder i Slavoj Žižek. Podpisałby się pan pod tym?

Reklama
Z jednej strony myślę sobie: "Michał, powinieneś się podpisać, tam jest dużo uznanych ludzi, dobrze byłoby się znaleźć wśród nich, byłbyś w odpowiedniej lidze”. Ale z drugiej strony – ten list wyraża specyficzny punkt widzenia liberalnej inteligencji – nie tylko polskiej, lecz także światowej – która dramatyzuje rzeczywistość i widzi ją w kategoriach apokaliptycznego starcia między dobrem a złem. Idzie ona nieświadomie śladem archaicznych religii, które ściśle łączyły przemoc i sacrum oraz tworzyły rytuały wokół kozłów ofiarnych. W tym liście tym kozłem ofiarnym zostaje ustanowiona mniejszość. Staje się ona czymś świętym, swego rodzaju totemem, znakiem rozpoznawczym, wokół którego inteligencja może się na powrót zgromadzić.
Ale co konkretnie pana w tym liście uwiera?
Konkretnie uwiera mnie to, że nie zostałem zaproszony do jego podpisania (śmiech). Wolałbym, żeby liberalne centrum broniło sfery wolnej debaty i autonomii uniwersytetów, a nie stawiało się po którejś ze stron. Bez tego pochłonie nas zaraz wojna wszystkich ze wszystkimi. W swojej pracy i życiu usiłuję wyjść poza schemat, który obecny jest w tym liście: my jesteśmy dobrzy i bohaterscy, wspieramy tych, którzy są bez skazy, a tamci są źli, homofobiczni itd. Choć ten list podpisali najwybitniejsi współcześni intelektualiści, wyczuwam w nim dużo nieświadomości.
Reklama
Nieświadomości?
Intelektualiści czasem dużo wiedzą, ale mało widzą. W sytuacji konfliktu i przemocy, z jaką mamy do czynienia, stale zwiększa się nasz niepokój i panicznie próbujemy zrozumieć to, co się dzieje. Podstawową, nieświadomą reakcją staje się wtedy wyłonienie z chaosu trzech grup: bohaterów, ofiar i sprawców, które razem tworzą trójkąt dramatyczny. Kiedy to zrobimy, niepokój na chwilę ustaje. To moment olśnienia, bo wiemy już, co jest grane i po której stronie stanąć. Te trzy pozycje – bohaterów, ofiar i sprawców – możemy następnie intelektualizować i ogrywać w postaci prac naukowych, ustanawianych praw czy też – z drugiej strony – mitów i bajek, które mają taką samą funkcję. Zawsze jest tam jakiś dobry Czerwony Kapturek, zły wilk i bohaterski myśliwy.
I ten list to powiela?
Tak, reprodukuje nieświadomą strukturę: ruch LGBT to ofiary, PiS to wilki, a my – liberalna inteligencja – jesteśmy bohaterami. Ale przecież życie społeczne to o wiele bardziej skomplikowana gra, w której często jesteśmy sprawcami, strojącymi się w szaty bohaterów czy ofiar. Co więcej, jak pokazują badania naukowe na temat tzw. dobrotliwego rasizmu (benevolent racism) białych, liberalnych elit, tego typu symboliczne akcje są często przeciwskuteczne i utrwalają nierówności. Elity skupiają się często na działaniach symbolicznych, pomijając kwestie codziennych wyrzeczeń, które mogłyby poprawić sytuację mniejszości. Bohaterowi nierzadko zależy na tym, by ofiara pozostała ofiarą. Jej status bowiem jest źródłem jego kapitału moralnego. Jestem pewien, że każdy z sygnatariuszy listu mógłby stworzyć bardzo wnikliwą analizę tego, co się dzieje.