Wybitny rosyjski literaturoznawca Wiktor Szkłowski przed ponad stuleciem wprowadził do teorii literatury pojęcie „ostranienia” – w Polsce tłumaczy się to jako „udziwnienie”, ale niezupełnie (choć również) o dziwność tu chodzi, raczej o chwyt literacki wywołujący u odbiorcy nagłe poczucie obcości. Ów zabieg, dzięki zakłóceniu stereotypowych wzorców myślenia i postrzegania, pozwala ujrzeć to, co znane, w nowym świetle. Efekt ostranienia da się uzyskać na różne sposoby: odwracając przyczyny i skutki w znanych schematach sytuacyjnych, wprowadzając w oswojoną rzeczywistość całkiem do niej niepasujący element, nadając inne znaczenia typowym zwrotom i popularnym słowom, zakłócając standardowy wizerunek ról społecznych. Ostranienie – rzecz jasna – musi przemawiać czytelnym kodem danej kultury i najmocniej działa tam, gdzie siła naszych przyzwyczajeń jest największa. Atomową moc uzyskuje zaś, gdy do przyzwyczajeń dochodzą konwencjonalne wartości, zwłaszcza te związane z moralnością, tożsamością i grupową (na przykład klasową albo narodową) autodefinicją.
Ostranienie przynależy do obszaru szeroko pojętych tekstów kultury (literatury, filmu, teatru, malarstwa), lubi z niego korzystać – w celach prowokacyjno-transgresywnych – awangarda artystyczna, ale nigdzie nie jest powiedziane, że z podobnych narzędzi nie może skorzystać historyk. W istocie historia danej społeczności (czy też raczej: zbiorowe, skonwencjonalizowane wyobrażenie tej historii) to sfera tak wrażliwa, najeżona wartościami i przywiązana do jednowymiarowych wykładni, że efekt defamiliaryzacji osiąga się na jej terytorium względnie łatwo, delikatnie tylko przesuwając akcenty i redefiniując pojęcia. Naturalnie historyk postępuje inaczej niż pisarz bądź filmowiec – musi trzymać się źródeł i faktów zgodnie z regułami historiografii.