Za obopólną zgodą – Ankary i Moskwy – w rejonie północno-zachodniej Syrii pozwolono na powołanie parapaństwa i tym samym przeniesiono znaną od początku lat 90. XX w. koncepcję zamrożonych konfliktów na nowy poziom. To już nie jest tylko twór terytorialny, taki jak Abchazja, Osetia Południowa, Naddniestrze czy Donbas. Nie jest to też republika separatystyczna, którą ktoś bezpośrednio i w pełni kontroluje. To raczej temat, który za pomocą intensywności działań wojskowych można otwierać lub zamykać. Rosja, zawierając z Turcją nieformalne porozumienie wokół Idlibu, udowodniła, że jej specjalizacja w polityce międzynarodowej – zamrażanie i odmrażanie konfliktów – ma duży potencjał kreatywnej ewolucji.
Idlib i droga M4 na zachód od Sarakibu to tereny, których nie kontroluje syryjski dyktator Baszar al-Asad. Zajmują je islamiści, w pewnym stopniu współpracujący z Turcją i pełniący rolę sił proxy niczym pakistański ruch talibski. Okolice Idlibu i samo miasto były przedmiotem rywalizacji turecko-rosyjskiej w 2019 i 2020 r. Ankara nie jest zainteresowana, by ta quasi-republika fundamentalistyczna padła łupem Asada, bo wówczas straci wpływ na to, co dzieje się na tym odcinku granicy z Syrią. Rosja – formalnie wspierająca Damaszek – nie jest zainteresowana dorżnięciem Idlibu, aby dyktator nie poczuł się zbyt silny i aby móc sterować temperaturą potencjalnego kryzysu migracyjnego, który może zostać wywołany, jeśli dojdzie do walk (z woli Rosji) o miasto.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama