Magdalena Rigamonti: Śpi pani?
Oksana Czerkaszyna: Mam nowy schemat spania. Nowy, od tej piątej rano 24 lutego.
Od inwazji na Ukrainę.
To nie jest inwazja na Ukrainę, to jest inwazja na Europę, na wolny świat.
Reklama
Co ze snem?
Reklama
Wracam do domu po spektaklu ok. godz. 22. Kładę się i nastawiam budzik na drugą nad ranem.
Po co?
Żeby sprawdzić, co się dzieje w Ukrainie, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku z moimi rodzicami i siostrą w Charkowie, z moim partnerem w Kijowie.
Nie chcieli uciekać?
Proszę pamiętać o lęku, o tym, że się zostawia wszystko - to bardzo trudne decyzje. Mój tata jest chory na serce, bał się długiej drogi, nie wiedział, czy wytrzyma. Cały czas sprawdzam, co z nimi. Po drugiej znowu się kładę i nastawiam budzik na piątą rano. Żeby znów sprawdzić. Potem trochę śpię, ale zaraz wstaję. Zdarza się, że całą noc jestem na telefonie, pomagam ludziom, którzy przekraczają granicę. Dziś czekałam na kobietę z synem. Przyjechali. Są u mnie.
Nie ma pani wyrzutów sumienia, że nie ma pani tam, w domu, w Ukrainie?
Mam. I dlatego działam, pomagam. Ale jeśli będę tam, w Charkowie, potrzebna, pojadę. Na razie jestem potrzebna tu. Rozmawiam z moimi przyjaciółmi o tym dziwnym poczuciu winy, które wyrzuca nam, że nie przygotowaliśmy się do wojny, że nie było w nas napięcia. Napięcie było. Na pewno na miesiąc przed inwazją to napięcie się czuło. I choć zwykli ludzie odpędzali myśl o wojnie, to jednak ukraińska armia, co widać było każdego dnia, przygotowywała się do niej. Naprawdę wierzę, że ta wojna szybko się skończy, że zaraz wrócę do mojej wolnej ojczyzny. Taki sam plan ma wielu Ukraińców, którzy uciekają.