Ile jest kilometrów z Przemyśla do polsko-ukraińskiej granicy?
Około 10. Zależy, jak liczyć - od granicy miasta czy od centrum.
Czy kiedykolwiek myślał pan, że będzie musiał się mierzyć ze skutkami toczącej się tak blisko wojny?
Nie. Nawet w najczarniejszych scenariuszach nie myślałem, że wybuchnie konflikt zbrojny na pełną skalę, a w pierwszy dzień rakiety spadną na Lwów, 80 km od Przemyśla, co spowoduje masowy napływ uchodźców. Choć w ramach planów zarządzania kryzysowego, które przygotowują miasta, mieliśmy i taki scenariusz.
I okazał się jak lekcje przysposobienia obronnego z dawnych czasów - teoretyczne szkolenie, które trzeba odbyć i które nigdy się nie przyda?
Trochę tak. Sytuacja szybko zweryfikowała nasze przygotowanie. Stało się jasne, że plany zarządzania kryzysowego muszą być jak skrypt, do którego łamie się pieczęć i krok po kroku realizuje zawarty w nim scenariusz. I powiem tak: na własnej skórze przerobiliśmy, co z tych planów zadziałało, a co nie.
Czyli?
Sprawdziło się to, że na wypadek masowego ruchu ludności musimy utworzyć miejsca tymczasowego schronienia. Szkoły były na to przygotowane. Wystarczył sygnał, by miejski wydział edukacji skontaktował się z dyrektorami placówek oświatowych, którzy stali się odpowiedzialni za utworzenie noclegowni. A co nie zadziałało - a przynajmniej nie od razu? Nie mieliśmy opracowanych zasad koordynowania pracy wolontariuszy. I nie mówimy o kilkunastu osobach - w Przemyślu mającym 60 tys. mieszkańców dziennie pracowało ponad 2,5 tys. wolontariuszy.