- "Ja ci mówię… chyba naćpana jest" - miał rzucić prezydent do premiera podczas pogowędki, jaką ucięli sobie podczas szczytu UE. Niezależnie od tego, jaki jest koszt moralny i polityczny tego lapsusu, dla mnie bilans wymiany zdań między prezydentem a premierem jest pozytywny. Ze wzruszeniem obserwuję komitywę między tymi dwoma panami. Od ich relacji zależy przecież los Polski. A to wymaga szczególnego rodzaju konfidencji.

Reklama

Spróbujmy sobie wyobrazić tę sytuację. Nie ma wątpliwości, że określenie "naćpana" było metaforą. Czasami takie rzeczy mówi się o osobie, która podczas ważnego spotkania zaczyna tracić nad sobą kontrolę lub sprawia wrażenie nieprzygotowanej. Jestem pewien, że prezydent nie powiedziałby czegoś takiego na serio, sugerując, że ktoś jest pod wpływem narkotyków.

Samemu nie zdarzyło mi się, by podczas konferencji uznać kogoś za naćpanego. Pewnego razu nabrałem wątpliwości, czy niektórzy uczestnicy spotkania są trzeźwi. Bardzo wielu przedsiębiorców i menedżerów, z którymi pracuję, nie stroni od alkoholu, a może nawet trawki czy innych specyfików. Z drugiej strony często ludzie dostają "małpiego rozumu", gdy są bardzo zmęczeni. To zjawisko można wytłumaczyć psychologicznie i fizjologicznie. Objawia się niepohamowanym śmiechem. I wtedy można powiedzieć, że człowiek zachowuje się jak naćpany. Szczególnie kiedy do tego dochodzi niewyspanie.

Wygląd może być jednak też mylący. Moja wczorajsza troska była bardziej związana z premierem Tuskiem. Jego ziemista twarz i podkrążone oczy informują, że pozostaje on na debecie energetycznym. Patrząc na obrazki z Brukseli, wysłałem nawet SMS-a do gen. Petelickiego, czy nie zna kogoś, kto mógłby się zająć premierem i pomyśleć o odmianie psychofizycznej. Nie może być bowiem tak, żeby człowiek podejmujący tak odpowiedzialne decyzje był w stanie wyczerpania. Już po wysłaniu SMS-a okazało się, że to ktoś zupełnie inny stracił nad sobą kontrolę podczas szczytu. Cóż, wszyscy jesteśmy ludźmi. Podobno nawet Dalajlamie zdarzyło się nie utrzymać nerwów na wodzy, gdy pewna dziennikarka po raz czwarty pytała go o to, dlaczego nie jest w Tybecie.

Reklama