Ale takie są przecież możliwości naszej armii. Stać nas na finansowanie nie więcej niż 4 tysięcy żołnierzy poza granicami kraju jednocześnie. Decydują o tym i nasze możliwości finansowe, i potencjał operacyjno-rotacyjny części bojowej naszej armii – przede wszystkim Wojsk Lądowych. Właśnie w oparciu o te parametry powinniśmy byli zdefiniować cele polityczne i wojskowe do osiągnięcia w Afganistanie. O ile jednak cel polityczny jest stosunkowo łatwy do identyfikacji, o tyle wojskowy po prostu nie został zdefiniowany.

Reklama

Cel polityczny to wzięcie udziału w operacji militarnej w ramach sojuszu lub koalicji. To zrobiliśmy. Jaki jest natomiast cel militarny? Wojskowi formułując zadania, określają cele do osiągnięcia przez wojska jako końcowy stan oczekiwany. Cele jasno sformułowane, których kwintesencją może być opanowanie i kontrolowanie wyznaczonego obszaru. Wspieranie lokalnego rządu i legalnej administracji. Ochrona ludności.

To analiza otrzymanego zadania powinna być podstawą do oceny potrzeb w zakresie sil i środków potrzebnych do jego wykonania. Czyli – do wysłania do Afganistanu. Sądzę, że do tej pory takie analizy po prostu nie były przeprowadzane.

A dotychczas siła naszych kontyngentów wynikała dotychczas jedynie z decyzji politycznych, opartych na zdefiniowanych ad hoc potrzebach. Skąd wzięły się wielkości Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku – najpierw 2500 żołnierzy, potem przy tym samym rejonie odpowiedzialności 1500, aby wreszcie zakończyć misję na liczbie 900 ludzi? Skąd wielkość PKW w Afganistanie, wcześniej 1600, teraz 2000 żołnierzy? Czy są to siły na miarę zadań?

Nie. Bo jeżeli stanem oczekiwanym jest pełna kontrola nad prowincja Ghazni, wykracza to poza nasze operacyjne możliwości. Posiadany potencjał pozwala nam mieć kontrolę tylko nad wybranymi rejonami i obiektami mającymi wpływ na żywotność naszego kontyngentu i jego zaopatrzenie. Ale nie jesteśmy w stanie zapewnić bezpieczeństwa w rejonach, gdzie nas nie ma lub jesteśmy w nich okazjonalnie. A tam gdzie nas nie ma tam są talibowie lub sprzyjająca im ludność. Bo ta ludność nie ma innej alternatywy. Klinicznym przykładem niezrozumienia tego była nieudana próba kontrolowania dystryktu Adziristan, zakończona tragiczną w skutkach zasadzka połączona ze zdradą policji afgańskiej.

Zatem, czy jesteśmy w stanie utrzymać całkowitą kontrolę nad prowincją? Jeżeli nie, to co możemy zrobić? Co jest celem naszego pobytu w Ghazni? Wojskowi dyskutujący o tym w mediach ograniczają się do argumentacji na poziomie taktycznym. Pisze się o patrolach, konwojach, pomocy humanitarnej. Mniej o operacjach z rozmachem przeciwko większym zgrupowaniom przeciwnika, które są faktem w naszym bezpośrednim sąsiedztwie. Nie ma zaś już wcale słowa o tym, co ma właściwie być finałem naszego pobytu w Ghazni, co jest naszym celem strategicznym.

Co zatem robić? Skoro są w Ghazni dystrykty poza jakąkolwiej naszą kontrolą, powinniśmy albo wzmocnić kontyngent (ale nie o 200- 300 żołnierzy), albo zaprosić do współdziałania inne wojska. Tkwiąc natomiast w Ghazni z obecnym potencjałem godzimy się z brakiem pełnej kontroli nad prowincją. Czy to jest cel naszej operacji?

To pytanie powinno stać się przedmiotem szczegółowych analiz – byśmy mogli jednoznacznie określić, co i jak dalej robić w Afganistanie. Bez odpowiedzi na analogiczne pytanie nie zaczynajmy też żadnej dyskusji o ewentualnej kolejnej misji z udziałem Wojska Polskiego.