Co dowodzi, że sztuka wypowiedzi politycznej, sztuka obietnic budzi dziś największe emocje ze wszystkich sztuk wyzwolonych.

O mowie Tuska wypowiedzieli się niemal wszyscy, którzy potrafią mówić i pisać. Wypowiedzieli się wszyscy, których poproszono, i wielu nieproszonych. Oceny były rozbieżne - od euforii i entuzjazmu po sceptycyzm i szyderstwo. Jak zazwyczaj, kiedy każdy słyszy to, co chce, a nie to, co słyszy.

Reklama

Nie będę dokładał własnej recenzji do tego potopu słów. Posłużę się klasykiem, żeby pokazać, jak stare i ciągle te same są problemy z politycznymi wystąpieniami, kiedy gadulstwo nie tylko zaledwie zapowiada, ale też i zastępuje działanie.

"W dawniejszych czasach lud, jako że nie miał doświadczenia ani kultury, łatwo znosił długie i najbardziej powikłane mowy, a nawet to pochwalał, jeśli ktoś na przemawianiu cały dzień strawił. Nadto długie, przygotowawcze wstępy, szereg z dala zaczerpniętych opowiadań, pokaz licznych podziałów, niezliczone stopnie dowodów i wszelakie inne przepisy najbardziej jałowych ksiąg Hermagorasa i Apollodora przynosiły zaszczyt; a jeśli wydawało się, że ktoś powąchał nieco filozofii i z niej jakieś ogólniki do swojej mowy włączył, wynoszono go pochwałami pod niebiosa. Nic w tym dziwnego; wszak było to czymś nowym i nieznanym, a nawet spośród samych mówców tylko bardzo niewielu znało przepisy retorów albo nauki filozofów. Lecz dziś, kiedy naprawdę wszystkie te rzeczy spowszedniały, kiedy w gronie słuchaczy trudno byłoby znaleźć takiego, który by nie był z elementami wiedzy, jeśli nie dokładnie obznajmiony, to przynajmniej obyty - potrzeba wymowie nowych i starannie dobranych środków, za pomocą których mówca zdołałby zapobiec znudzeniu słuchaczy, zwłaszcza przed takimi sędziami, którzy wedle swojego wpływu i władzy sprawę rozstrzygają (...) Nawet tłum obecnych oraz przygodny i niestały słuchacz zwykł już wymagać, aby mowa posiadała wdzięk i piękno...".

Reklama

Ten fragment pochodzi z liczącego prawie dwa tysiące lat "Dialogu o mówcach" rzymskiego historyka Tacyta. Lektura, którą polecam naszym politykom. Nie żebym oczekiwał, że zaraz zaczną przemawiać jak Marek Antoniusz nad zwłokami Juliusza Cezara, to znaczy zmieniając słowami bieg historii. Ale mogliby przynajmniej mówić, nie wygłaszając już referatów.