Pokusa jest wielka. Wystarczy mała, bezbolesna dla wyborców zmiana i budżet zyska 13 mld zł rocznie. Stanie się tak, jeśli wygra forsowana przez minister pracy Jolantę Fedak i Jacka Rostowskiego, ministra finansów, obniżka składki do OFE – z 7,3 proc. do 3 proc. pensji. Doraźnie zyska budżet, bo zmaleje dotacja do ZUS. Nie trzeba na tę kwotę emitować obligacji, co obniża o 1 pkt proc. deficyt sektora finansów publicznych. Przekracza on 7 proc. PKB. Jednak rząd nie chce obniżyć nam składki na emeryturę. Różnica (4 proc. pensji) ma trafić do ZUS. A to oznacza, że przesuwamy kłopoty finansów publicznych na przyszłość. Zamiast ujawniać tzw. ukryty dług emerytalny, tj. zobowiązania wobec przyszłych emerytów, znowu zamiatamy go pod dywan. Teraz do ZUS trafia 63 proc. składki, a ma być 85 proc. W przyszłości roszczenia wobec ZUS, który finansuje świadczenia z bieżących składek pracujących, będą więc wyższe. To może oznaczać konieczność podnoszenia podatków lub składek. ZUS już teraz winien jest przyszłym emerytom 1,8 bln zł. To 130 proc. PKB! Jeśli przesuniemy składkę do ZUS, zobowiązania będą rosnąć szybciej.
Obniżka składki do OFE nie musi oznaczać oszczędności w budżecie. Kto zagwarantuje, że zaoszczędzone pieniądze posłużą do obniżania deficytu czy długu publicznego? Obawiam się, że zostaną one przejedzone. A wtedy zostaniemy z takim samym zadłużeniem i większymi zobowiązaniami ZUS. Wyższy stan wirtualnych kont emerytalnych w ZUS zwiększa też ryzyko, że politycy, którym będzie brakować pieniędzy, nie dotrzymają w przyszłości słowa i nie wypłacą emerytur odpowiadających poniesionym kosztom. Jeśli pieniądze mamy zgromadzone w OFE, jest to zdecydowanie trudniejsze. Zbieramy tam kapitał na podstawie umowy cywilnoprawnej między członkiem OFE a zarządzającym nim PTE. Jeśli PTE nie dotrzyma umowy, członek OFE może poskarżyć się w sądzie. Politykom, którzy odpowiadają za ZUS, zdecydowanie prościej taką umowę jest zerwać. Wystarczy, że przegłosują, że ze względu na kłopoty budżetu trzeba obniżyć wysokość przyznawanych świadczeń z ZUS.
Niższe emerytury – to kolejne zagrożenie. W długiej perspektywie opłaca się oszczędzać na rynku kapitałowym. ZUS waloryzuje obecnie kapitał emerytalny, uwzględniając inflację i dynamikę wpływu składek. Ale nie musi to trwać wiecznie. Jeśli sytuacja finansowa się pogorszy, waloryzacja może być mniej hojna. Nawet jednak gdyby została utrzymana, to z symulacji wynika, że emerytura osoby, która całe życie oszczędza w I i II filarze, będzie pochodzić, mniej więcej, po połowie z ZUS i OFE. A przecież do OFE trafia mniej pieniędzy. Mniej pieniędzy w funduszach osłabi też polski rynek kapitałowy. Ulokowały one na giełdzie 63 mld zł. Stanowią też je stabilizator, bo inwestują długofalowo. Obniżają też, zgłaszając popyt na polskie obligacje, ich rentowność. A to oznacza, że mniej płacimy za obsługę długu publicznego. Obniżając składkę do OFE, rząd wytrąci też sobie z ręki argument, aby w Brukseli zabiegać, by Polska nie była karana za wprowadzenie reformy emerytalnej. Obecnie wlicza nam ona do deficytu transfer pieniędzy do OFE. Mamy przejść do ofensywy, aby tego nie robiła, bo przecież ujawniamy, jako jedyny kraj w UE na taką skalę, ukryte zobowiązania wobec emerytów. Jak prowadzić tę ofensywę, kiedy wycofamy się z tej ścieżki? Raczej będzie to mało przekonujące.