Obserwując publiczne wystąpienia premiera Donalda Tuska a propos zwalczania dopalaczy, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że kapitan Stankiewicz – legenda polskiej marynistyki i wielki państwowiec, którego postać opisał Karol Olgierd Burchardt w kultowej książce „Znaczy kapitan” (właśnie wznowionej) – przypatruje się z chmurki premierowi i jego szczęka niebezpiecznie wysuwa się do przodu. Jakby chciał zapytać: Znaczy pan, panie Tusk, wiedział i powiedział, czy pan nie wiedział, a powiedział? I jeszcze: Dlaczego nie zrobił pan tego porządnie?
Zdrowie i życie polskiej młodzież – ważna rzecz. Premier Tusk tę powszechną troskę wykorzystuje dla wzmacniania swojego wizerunku i pozycji politycznej, a jestem ostatnią osobą, która by mu z tego tytułu czyniła zarzut. Jednak jako premier powinien zdawać sobie sprawę z tego, co mówi i robi. Oraz kontrolować, co robią jego urzędnicy. A powinni stać na straży demokratycznego państwa prawa.
Tymczasem nasz premier najpierw oznajmia publicznie, że będzie działał na granicy prawa, a potem cała Polska z zapartym tchem obserwuje, jak prawo – w imię prawa – jest łamane. Funkcjonariusze państwowi robią naloty na sklepy zaopatrzeni w zeskanowane niechlujnie postanowienia i zajmują towar, którego sprzedaż jest wciąż dozwolona.
Tymczasem nowe prawo właśnie się pisze – na kolanie. I już widać, jest dziurawe. Spójrzmy na definicję „środki zastępcze” – czyli każdy syntetyk czy środek naturalny, który służyć może ludziom do oszałamiania się. Przewiduję, że jeszcze będzie z tym sformułowaniem sporo kłopotów i niewykluczone, że trzeba będzie wycofać ze sklepów trochę towarów – od klejów i rozpuszczalników rozmaitych poczynając, skończywszy na gałce muszkatołowej.
Reklama
Kolejny problem w tym, kto i w jaki sposób będzie decydował, że nowy, pojawiający się na rynku produkt jest potencjalnym dopalaczem, który trzeba na 18 miesięcy wsadzić do prawnej zamrażarki i wszechstronnie badać. Minister zdrowia „na oko”? Szef MSWiA „na nos”? Jakoś dziwnie pewna jestem, że to nie handlarze dopalaczy dostaną popalić, a prędzej producenci chemii użytkowej.
Żeby zamknąć ten wywód pointą, wrócę do osoby kapitana Stankiewicza, legalisty i wybitnego wychowawcy młodzieży. Powiedziałby, że – znaczy – nie da się nauczyć nikogo szacunku do prawa, samemu je łamiąc czy „tylko” nadwyrężając.
Walcząc ze złem, trzeba mieć dobre narzędzia prawne. Zamiast więc ulegać pokusie, by samemu zachować się jak gangster, napiszmy to nowe prawo. Znaczy, porządnie.