W Polsce zaczął funkcjonować pewien mit dotyczący PR-owskiego mistrzostwa gabinetu Donalda Tuska. Niekoniecznie mający odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bo czy słyszane zewsząd opinie o zręcznym rozegraniu przez rząd kwestii OFE to aby do końca prawda? Nie chodzi tu wyłącznie o końcowy plan zmian w systemie emerytalnym. Tylko o to, w jaki sposób do tego dochodzono. Naprawdę trudno tu znaleźć ślady precyzyjnej strategii.
Przecież nawet dla średnio zainteresowanych było widoczne, że cały projekt rodzi się w gigantycznych bólach. Pierwszy pomysł na zmiany w OFE pojawił się półtora roku temu. I przez ten czas go maglowano. Przy okazji w rządzie ujawniły się głębokie podziały. Nie było jasne, kto tym wszystkim ma się zajmować. Nie było wiadomo, kto ma rację. Swoje koncepcje przedstawiali minister finansów i pracy, minister Michał Boni, dokładała się jeszcze Rada Gospodarcza. Premier zmieniał zdanie. A na koniec już ewidentnie wyszło na jaw, że w tym wszystkim nie tyle chodzi o usprawnienie i wzmocnienie efektywności systemu emerytalnego, ile o poprawę wskaźników dotyczących finansów publicznych.



Czy tak wygląda mistrzowski PR? Niekoniecznie. Paradoks polega jednak na tym, że z powodu tej całej burzy słupki poparcia dla rządu i tworzących go partii zapewne nie spadną. Rząd uratowały bowiem dwie rzeczy. Słuszne przekonanie, że ludziom los OFE jest dosyć obojętny, a ZUS, jak wskazują badania, jest kojarzony dobrze, budzi zaufanie i poczucie pewności. I po drugie – wystąpienie premiera po posiedzeniu rządu, w którym wzięła górę jego zdolność przekonywania do odważnych posunięć.
Reklama
Problem w tym, na jak długo wystarczy i obojętności Polaków, i charyzmy premiera. Nie chodzi o to, że tę całą sytuację może wygrać słabiutka opozycja. Raczej o to, że gabinet Tuska swoją zachowawczością doprowadził do swego rodzaju buntu elit. Przecież od paru dni za decyzje w sprawie OFE na rząd sypią się gromy. I to bardzo często ze strony tych, którym z PO było dotychczas po drodze. Owszem, pewnie nie jest to krytyka, która napełnia obawą szerokie masy i zmusza je do myślenia, co nam rząd zrobił z tymi OFE. Tylko że to samo rząd spotyka za brak reform, stan finansów publicznych, służbę zdrowia, a ostatnio drogi... Czy naprawdę do elektoratu, jak to określają politycy, w końcu nie dotrze, że ten rząd może nie do końca sobie dobrze radzi?
Do wyborów zostało pewnie z dziesięć miesięcy. Wyścigu między trzeszczącym PR i krytyką rozczarowanych. Pytanie, czy to drugie nie okaże się mocniejsze od pogrążonych w kryzysie przeciwników ze świata polityki.