Warunkiem wyjątków od ochrony praw nabytych jest: „Ocena dopuszczalności wyjątków od zasady ochrony praw nabytych wymaga, zdaniem trybunału, rozważenia, na ile oczekiwanie jednostki dotyczące ochrony praw nabytych jest usprawiedliwione, ponieważ zasada ochrony praw nabytych chroni wyłącznie oczekiwania usprawiedliwione i racjonalne”.

Reklama
Otóż właśnie, seria naruszeń praw nabytych – od sprawy emerytur osób pracujących ostatnio po pospieszne zmiany w ulgach budowlanych sprzed kilku lat – prowadzi do podważenia „oczekiwań racjonalnych”. Nasze życie wbrew temu, co zwykliśmy sądzić, dalekie jest od racjonalności. Przede wszystkim dlatego, że musimy współistnieć z innymi ludźmi i nigdy nie możemy być pewni racjonalności ich zachowań, ponadto jesteśmy istotami pełnymi emocji, a wreszcie olbrzymią częścią naszego życia rządzi przypadek, los czy – jak kto woli – fortuna. Ale jest pewna sfera, która w decydującym stopniu podlega racjonalności, a jest to sfera finansów.
Naturalnie nie należy sądzić, że racjonalność ta dotyczy sfery makroekonomicznej, a już pewni co do tego jesteśmy po ostatnim kryzysie ekonomicznym. Ale im bardziej w dół, tym szansa na decyzje racjonalne staje się większa. Budżet gminy można rozdysponować całkiem racjonalnie (o ile nie zdarzy się nieszczęście takie jak powódź czy susza), a budżet domowy czy jednostki można rozważać w kategoriach niemal całkowicie racjonalnych (znowu wyjątkiem jest pech, czyli choroba lub inne zdarzenie losowe). Racjonalność ta polega na planowaniu wydatków odpowiednio do spodziewanych dochodów. Do dochodów zaś należy wliczać nie tylko wpływy, ale także ulgi rozmaitego rodzaju. Być może w naszych czasach – inaczej niż w XIX w. – nie da się myśleć o pieniądzach racjonalnie w kategoriach kilku pokoleń, ale na pewno musimy myśleć racjonalnie w kategoriach kilku lat, czyli planować.
I tu pojawiają się nagle ustawy i rozporządzenia państwowe, które uniemożliwiają nam takie racjonalne myślenie, sprawiają, że nie możemy żywić „oczekiwań racjonalnych”. Państwo wtedy przestaje być państwem prawa i narusza nasze prawa nabyte, a wobec tego uniemożliwia nam planowanie naszego życia. Większego przestępstwa państwo prawa i zarazem państwo demokratyczne nie może uczynić.
Oczywiście bywają sytuacje podbramkowe. Na przykład na skutek kryzysu trzeba podwyższyć podatki lub obniżyć płace w sferze budżetowej, żeby się dostać do sfery euro, jak to ostatnio uczyniła Estonia. Jednak zabiegi te, mające niewątpliwie charakter naruszenia praw nabytych, poprzedzono wielką kampanią, informując, o jakie cele się walczy i większość społeczeństwa zgodziła się na wyrzeczenia oraz na naruszenie reguł państwa prawa. To są jednak wyjątki, które mogą się pojawiać jedynie w sytuacjach nadzwyczajnych i bardzo poważnych, kiedy to gra idzie o wszystko. Obywatele wiele zrozumieją i zniosą działania w zasadzie niekonstytucyjne, jeżeli będą przekonani, że idzie o cele wielkie i niezbędne.
Zupełnie czym innym jest skubanie obywateli polegające na naruszaniu ich praw nabytych, a czasem tylko na pozbawianiu niewielkich finansowo przywilejów, ale dla niektórych stanowiące działania bardzo dotkliwe. Rozumiem, że mamy trudną sytuację budżetu, ale zamiast w wielu drobnych miejscach pozbawiać obywateli przywilejów (jak na przykład zmiana zasad zwrotu pieniędzy za pracę osób niepełnosprawnych), lepiej byłoby ogłosić państwowy plan oszczędzania i nie sięgać nam do kieszeni niemal niezauważalnie, jak wprawny złodziej, ale otwarcie, to byśmy rozumieli sens naszych poświęceń. Można naruszać prawa nabyte, ale trzeba się do tego jasno przyznać, a nie sądzić, że sprawa jakoś się przedawni. Można rządzić niezgodnie z prawem, ale trzeba wyjaśnić racjonalność takich działań. W przeciwnym razie obywatele będą coraz bardziej podejrzliwi wobec władzy. I słusznie.