Trendy to zjawisko występujące w wielu dziedzinach życia, także w prywatyzacji. Dziś powszechnym trendem w dziedzinie sprzedawania państwowych firm jest ich sprzedaż innym państwowym firmom.
O tym, że jest to zjawisko dosyć powszechne, świadczy przykład Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Ten wielki dostawca ciepła w Warszawie, nienależący wcale do państwa, ale do władz stolicy, właśnie szuka kupca. Firma jest dosyć interesująca, bo to monopolista – w ogrzewaniu warszawskich mieszkań nie ma prawie żadnej konkurencji. Może więc robić niewiele, a i tak dobrze zarobi.
Kto by nie chciał czegoś takiego kupić? Według nieoficjalnych informacji warszawską firmę chcą przejąć dwaj giganci, w których karty rozdaje państwo: Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo i Polska Grupa Energetyczna. Oferta podoba się podobno Ministerstwu Skarbu, urząd miasta też pewno spojrzy na nią przychylnie. Stanie się to, co ostatnio jest regułą: spółkę przejmą państwowe firmy.
Owszem, pewną przeszkodą mogą być związki zawodowe, dość brutalnie broniące swoich pracowników, ale dla władzy nie jest to wielki problem, bo kolejna cecha charakterystyczna obecnych trendów w prywatyzacji to dawanie załodze sprzedawanej firmy wszystkiego, co jej się zamarzy.
Reklama
W sprzedaży SPEC nie byłoby pewnie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że przykład idący z góry dociera do coraz niższych szczebli państwa. Pewniakami, którzy zawsze coś kupią od rządu, są tacy państwowi potentaci, jak PGE, PGNiG, KGHM. Grono nabywców pozostaje mniej więcej stałe, przetasowania następują tylko w przejmowanych obiektach – przedsiębiorstwa kontrolowane przez państwo kupują już nie tylko firmy państwowe, ale także należące do miast i samorządów.
Oczywiście, nie jest to cecha każdego miasta i każdej gminy, ale tylko tych, w których w grę wchodzą duże pieniądze. To zrozumiałe, bo wielkie miasta powielają problemy całej gospodarki – potężnie zadłużonej i upolitycznionej.
Taką polską gospodarką w pigułce jest Warszawa. Miasto potrzebuje pieniędzy tak samo jak budżet państwa. Podnosi więc podatki, mnoży opłaty, sprzedaje. A ponieważ kasa miasta jest rzeczywiście w potrzebie, pod młotek idzie SPEC – firma, której każda władza wolałaby pozbywać na końcu, bo można sobie na niej połamać zęby, tak mocne ma organizacje związkowe. Jej zaletą są jednak olbrzymie pieniądze. Jeżeli transakcja się powiedzie, miasto może dostać nawet 1,5 mld zł.
Wygląda na to, że prywatyzacja jest coraz bliżej finału mimo ostrych protestów opozycji. Problem polega tylko na tym, by sprzedając spółkę, nie wywołać potężnego konfliktu. To skądinąd słuszna taktyka, bo po co miastu i rządowi wojny? Jeżeli się da, trzeba ich unikać. Polska i tak trzeszczy od napięć.
W takiej sytuacji niezawodne okazują się państwowe firmy. Spełnią oczekiwania załogi, a przy okazji zamkną usta protestującym politykom. Bo co można zarzucić takiej prywatyzacji? Że miasto wyprzedaje narodowe srebra, nawet jeżeli są to tylko zardzewiałe rury SPEC? To śmieszne. Przecież i tak SPEC pozostanie w naszych rękach.