"Lech Kaczyński nie ma najmniejszych szans na reelekcję" - pisze prosto z mostu Eckardt na swojej stronie eckardt.pl. I zaraz wyjaśnia, dlaczego. Jego zdaniem, prezydent nie zdobył nowego poparcia, a nawet więcej - stracił znaczną część dotychczasowego elektoratu "zdegustowanego miałkością upływającej kadencji, znaczonejpartyjnym uwikłaniem i nieznośną małostkowością, która powinna być obca głowie państwa".
Eckardt bardzo dokładnie wylicza porażki kadencji Lecha Kaczyńskiego: "Lech Kaczyński przegra, bo nie potrafił w porę przejrzeć się w lustrze własnych ułomności. Przegra, bo nie ma już <ciągu> na twardego szeryfa z Warszawy, którym był jeszcze cztery lata temu. Przegra, bo nie wiadomo, co tak naprawdę pozostawia po swojej pięcioletniej kadencji".
Wicemarszałek z nadania PiS wskazuje też na podobieństwa między Lechem Kaczyńskim a jednym z jego poprzedników, Lechem Wałęsą, który przegrał walkę o reelekcję. "Obu nie udało się wypracować języka komunikacji ze współczesnym światem. Obaj grzęźli w personalnych utarczkach oraz infantylnej pamiętliwości. Obu nie udało się też zdystansować swojego urzędu do polityczno-partyjnej bieżączki, w którą niepotrzebnie się angażowali, stając na przegranej pozycji, bo pozycja prezydenta w polskich warunkach konstytucyjnych jest dość licha" - pisze.
Ale im dalej, tym ostrzej. Maciej Eckardt mówi wprost: "Lech Kaczyński nie jest moim kandydatem. Jego prezydentura rozczarowała". I zaraz wyjaśnia, dlaczego, wyliczając listę wad prezydenta: "groteskowe uzależnianie podpisania traktatu lizbońskiego od wyników irlandzkiego referendum, toczenie trzeciorzędnych bojów o czwartorzędne sprawy, nadpobudliwa proamerykańskość, mała zwartość intelektualna i niespójny przekaz intencji". Wytyka też Lechowi Kaczyńskiemu sojusz z prezydentem Gruzji MicheilemSaakaszwilim, którego nazywa satrapą i ewidentnym oszołomem.
W PiS panuje oburzenie. "To skandal" - grzmią politycy partii Jarosława Kaczyńskiego. "Ten stos inwektyw i frustracji pan Eckardt mógł zachować dla siebie. Ktoś, kto powinien być lojalny wobec partii i prezydenta, nie powinien używać takiego języka politycznego. Dziwi mnie, że zachował się tak wobec obozu, który go wspierał. Zastanawiam się też, dlaczego ktoś, kto do tego stopnia nie utożsamia się z działaniami ugrupowania, tak chętnie korzystał w przeszłości z różnych propozycji" - mówi Tomasz Latos, poseł PiS.
Sam Eckardt nie rozumie zamieszania. Wyjaśnia, że tylko tłumaczy, dlaczego nie będzie już głosował na Lecha Kaczyńskiego. "Jeśli ten wpis nie wszystkim się spodobał, trudno - taki urok demokracji" - wyjaśnia.