Kompetencyjny „spór o krzesła”, jak nazywały go media, był de facto powtórką „sporu o flagę” wciąganą 1 maja 2005 r. z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej.

Reklama

Czy zmiany w konstytucji naprawdę są konieczne? Wydaje się, że problem, jak daleko sięgają kompetencje premiera i prezydenta, przynajmniej w kwestii polityki zagranicznej i europejskiej, został ostatecznie rozwiązany przez Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że prezydent pełni funkcje reprezentacyjne, a stanowisko Polski na szczyty unijne ustala rząd. Od czasu tego orzeczenia spięć o politykę zagraniczną nie było. Zdaniem konstytucjonalisty dr. Ryszarda Piotrowskiego to najlepszy dowód na to, że konstytucja się sprawdza. – Ten konflikt zyskał wyjaśnienie właśnie w trybie przewidzianym w konstytucji. Ona przewiduje konflikty i określa metody ich rozwiązywania, i to jej najważniejsza zaleta. W Polsce nie mamy kryzysów konstytucyjnych, bo z tym mielibyśmy do czynienia dopiero wtedy, gdyby konstytucja nie opisywała wyjścia z tych problemów, które w każdej demokracji są czymś normalnym – podkreśla ekspert.

Ale polityka zagraniczna to niejedyna oś sporu na linii rząd – prezydent. Najmocniejszą bronią polityczną kolejnych głów państwa w politycznym starciu z gabinetami jest prawo weta. Dwa najbardziej znane weta Aleksandra Kwaśniewskiego jako prezydenta to odmowa podpisania zmian w podatku PIT autorstwa rządu AWS – UW i ustawy reprywatyzacyjnej tego samego rządu Jerzego Buzka. Za czasów tamtego rządu prezydent wykorzystał prawo weta wobec 28 ustaw. Ale gdy rządziła lewica – tylko pięciu. – Obecna konstytucja gwarantuje silną władzę premierowi przy dużym udziale prezydenta, który jest bardziej hamulcowym niż inicjatorem pewnych zmian. Mimo wszystko byłbym ostrożny przy zmianach. Jeśli już powinny być dokonane, to w sposób klarowny i całościowy – przekonuje konstytucjonalista prof. Marek Chmaj.

Podczas kadencji Lecha Kaczyńskiego posługiwanie się instrumentem weta nie odbiega od standardów poprzednika. Gdy do władzy doszła PO, na prezydencki opór natrafiły jej sztandarowe pomysły. Tak było w przypadku części reformy zdrowotnej czy zmian w mediach publicznych i to dwukrotnie.

Reklama

Od samego początku weto służyło też jako polityczna broń do wymuszenia porozumień z opozycją. Strasząc wetem, Kwaśniewski doprowadził do sojuszu AWS i UW z SLD w sprawie liczby województw. W tej kadencji PO, by wprowadzić zmiany w emeryturach pomostowych, musiała porozumieć się z SLD. Podobnie było w przypadku ustawy rozdzielającej funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.

Ale ostra walka polityczna między Donaldem Tuskiem i PO z jednej strony a Lechem Kaczyńskim i wspierającym go PiS z drugiej doprowadziła do powstania jeszcze innego zjawiska. Platforma zaczęła odkładać wiele sztandarowych pomysłów na półkę, usprawiedliwiając to pewnym wetem i brakiem wsparcia SLD. Reforma podatków, reforma finansów publicznych – katalog niezrealizowanych zapowiedzi rośnie, a rozwiązaniem problemu według PO ma być przejęcie pełni władzy lub zmiany w konstytucji. To, czy prezydent skorzysta z prawa weta, czy nie, stało się jednym z podstawowych kryteriów doboru politycznych posunięć. Przy czym biorąc pod uwagę stan „zimnej wojny” między ośrodkami władzy, nikt nawet nie sonduje, czy jakieś rozwiązanie ma szanse czy nie.

Właśnie z powodu politycznego pata pomysły zmian w ustawie zasadniczej mają wielu zwolenników, także wśród konstytucjonalistów. – Nie mogą istnieć dwa faktycznie konkurujące ze sobą mechanizmy władzy wykonawczej, jak wynika z uregulowanego w obecnej konstytucji systemu sprawowania władzy. Pomysł wprowadzenia elementów systemu kanclerskiego oceniam pozytywnie. To byłoby dobre rozwiązanie, jeśli chodzi o skuteczność i sprawność rządzenia – tłumaczy dr hab. prof. Ryszard Majak z UJ. A zdaniem politologa dr. Wojciecha Jabłońskiego, kształtując nową konstytucję, powinniśmy brać przykład z bardziej dojrzałych demokracji niż nasza. – Zapomnijmy o polskiej tradycji konstytucyjnej. To w gruncie rzeczy tradycja liberum weto – mówi. Eksperci są zgodni co do jednego: proponowane przez premiera zmiany nie mogą być przeprowadzone doraźnie. I to niezależnie od tego, czy chcemy wzmacniać rząd czy prezydenta.