"Odwołanie przez pana premiera Tuska pana ministra Kamińskiego - poza treściami prawnymi, brakiem przesłanek w moim osobistym przekonaniu, czyli złamaniem prawa po raz pierwszy i nieuwzględnieniem konieczności opinii prezydenta, czyli złamaniem prawa po raz drugi - jest także czymś więcej. Przykro mi to mówić, ale to jest swego rodzaju przyznanie się do winy" - powiedział Jarosław Kaczyński.

Dodał, że to była decyzja "przekraczająca zwykłą praktykę i decyzja, która wpisuje się w operację obrony tych, którzy dopuścili się różnego rodzaju nadużyć, a nie decyzja, która służy zachowaniu praworządności".

Według prezesa PiS zarzuty prokuratury wobec byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego dotyczące przekroczenia uprawnień w ramach działań Biura ws. tzw. afery gruntowej są akcją polityczną, za którą odpowiada premier Donald Tusk.

"Stan praworządności w Polsce pod rządami Donalda Tuska jest bardzo niedobry. W tych ramach są stawiane zarzuty ludziom, którzy powinni otrzymywać ordery za swoją odważną działalność pro publico bono, dla dobra Rzeczypospolitej" - powiedział J. Kaczyński.

Szef PiS podkreślił, że wszystkie czynności w operacji prowadzonej przez CBA ws. tzw. afery gruntowej musiały być zatwierdzane przez prokuraturę i sądy. "Trzeba by też postawić zarzuty prokuratorom i sądom" - dodał. "Mogę zakładać ze stuprocentową pewnością, że chodzi nie o praworządność, ale o pewną akcję polityczną. Tak uważam, że dzisiaj tego rodzaju rzeczy są możliwe i że to bardzo obciąża nie tylko ten rząd, ale osobiście Donalda Tuska" - podkreślił.

Co więdział o firmie GTech

Kaczyński zeznał też , że o roli firmy Gtech przy ewentualnym wprowadzaniu wideoloterii dowiedział się w zeszłym roku. Ocenił, że uruchomienie tej gry byłoby korzystne dla budżetu państwa.

Według koncepcji rozważanych w rządzie PiS zyski z uruchomienia wideoloterii miałyby finansować budowę obiektów Narodowego Centrum Sportu. Monopol na organizację tej gry miał Totalizator Sportowy, jednak z powodu zbyt wysokiego podatku (45 proc.) nie było to opłacalne i wideoloterie nie zostały uruchomione.

Z materiałów, które ma hazardowa komisja śledcza, wynika, że w początkowym okresie na wprowadzeniu wideoloterii najwięcej zarobiłaby prywatna spółka Gtech, która miała umowę z Totalizatorem Sportowym na dostarczanie sprzętu i oprogramowania potrzebnego do tej gry.

J.Kaczyński zaznaczył, że w jego rządzie był spór, kiedy inwestycja związana z uruchomieniem wideoloterii zacznie przynosić efekty (dzięki czemu będą pieniądze na inwestycje sportowe). Przyznał, że wówczas, gdy on podejmował decyzje czy obiekty NCS mają być finansowane przez Totalizator, czy z budżetu państwa, nie wiedział o sprawie Gtech.

Pytany przez Bartosza Arłukowicza (Lewica), kto byłby beneficjentem inwestycji związanej z wprowadzeniem wideoloterii, ocenił, że byłoby to państwo, bo miałoby w perspektywie większe dochody, Fundusz Kultury Fizycznej, a także Totalizator Sportowy, który by umacniał swoją pozycję na rynku.

"A czy znał pan premier, gdy podejmował pan te wszystkie decyzje, umowę między Totalizatorem a jego podwykonawcami prywatnymi, którzy mieliby wprowadzać te wideoloterie w sposób już fizyczny?" - dopytywał poseł Lewicy. Były premier przyznał, że nie znał wówczas tej sprawy. "Nie przypominam sobie, żeby w tej dyskusji, która była zacięta, ktoś to podnosił" - powiedział.

Zaznaczył, że o roli firmy Gtech podczas ewentualnego wprowadzania wideoloterii dowiedział się dopiero po wybuchu tzw. afery hazardowej w październiku 2009 roku.

Arłukowicz pytał o Gosiewskiego

Arłukowicz pytał też o spotkanie z 9 marca 2007 r., w którym poza J. Kaczyńskim brali udział wicepremier Przemysław Gosiewski, wiceminister skarbu Paweł Szałamacha, wiceminister finansów Marian Banaś. Ze spotkania tego Banaś sporządził notatkę, w której napisał, że na prośbę premiera prosi o uwzględnienie przez międzyresortowy zespół pracujący nad rządowym projektem noweli ustawy hazardowej rozwiązań zakładających wprowadzenie preferencyjnej stawki podatkowej dla wideoloterii oraz likwidacji dopłat do tego rodzaju gry. Z dotychczasowych ustaleń komisji wynika, że te rozwiązania proponował Totalizator Sportowy.

Były premier mówił, że to on był inicjatorem tego spotkania. Tłumaczył, że był to moment, gdy był przekonany do koncepcji, by Narodowe Centrum Sportu było budowane przez Totalizator (i w związku z tym TS musiał mieć dodatkowe wpływy, a ich źródłem mogłoby być uruchomienie wideoloterii).

Arłukowicz zwrócił uwagę, że gdyby dzięki obniżeniu podatków od wideoloterii Totalizator miał możliwość uruchomienia tej gry, to musiałby w to najpierw zainwestować - według różnych analiz - od 1,8 do 2,5 mld zł. Arłukowicz pytał zatem skąd zdaniem Jarosława Kaczyńskiego Totalizator miałby jeszcze pieniądze na inwestycje sportowe związane z NCS.

Były premier odpowiadał, że Totalizator dysponował różnymi zapasami, miał też zdolność kredytową, w szczególności jeśli wykazywałby przyszłe zyski z nowo uruchomionej gry.

J. Kaczyński zaznaczy jednak, że w jego rządzie powstał spór, czy koszty wprowadzenia wideoloterii nie będą zbyt duże i - jak podkreślił - "była to jedna z bardzo poważnych przesłanek" zmiany także jego decyzji w sprawie finansowania NCS. Już wcześniej były premier zeznał, że pierwotnie był za tym, by NCS budował Totalizator Sportowy, a potem jednak przychylił się do tego, by ta budowa była finansowana z budżetu państwa.

Pytany, czy wprowadzenie wideoloterii byłoby korzystne dla budżetu państwa, były premier powiedział, że tak. Dopytywany przez Arłukowicza przyznał natomiast, że można nazwać "błędem" jego pierwotne przekonanie, iż dochody z wideoloterii mogłyby finansować budowę NCS.

Prezes PiS dodał, że wie o tym, iż istniały analizy finansowe dotyczące opłacalności wprowadzenia wideoloterii. "Miałem to relacjonowane ustnie, gdy sprawą się zajmowałem" - zaznaczył.







































Reklama