"Jestem oczywiście rozczarowany treścią listu, bo liczyłem na to, że i ja, i opinia publiczna dowie się tak naprawdę o co chodzi, jeśli mówimy o jakichś pretensjach, czy zastrzeżeniach pana prezydenta, czy jego brata, do Radosława Sikorskiego" - powiedział premier, który przebywa z wizytą w Budapeszcie.

Reklama

Jak dodał, "mamy wszyscy w Polsce dość poważny problem z politykami, którzy puszczają takie publiczne sygnały, że wiedzą coś straszliwego na temat polityków konkurentów, a później się okazuje, że nie wiedzą nic takiego, co mogliby przedstawić, czy mnie, czy opinii publicznej".

"Nie mam w zwyczaju powtarzać rozmów, w których zamiast faktów pojawiają się emocjonalne oceny. Pan prezydent w tej rozmowie oceniał ministra Sikorskiego, ale raczej pod kątem swoich sympatii i antypatii politycznych. Nie mogę państwu przedstawić faktów, bo ich nie było" - podkreślił Tusk.Premier oświadczył, że jest gotów ujawnić każdy szczegół, "pod warunkiem, że on jest".

Odnosząc się do zawartej w liście Lecha Kaczyńskiego propozycji spotkania, Tusk powiedział, że "skończył się czas prywatnych rozmów, z których później robi się taki insynuacyjny użytek w kampanii politycznej". "Ja między innymi po to nie kandyduję, żeby w tego typu przedsięwzięciach dość dwuznacznych nie uczestniczyć" - zaznaczył szef rządu.

Lech Kaczyński napisał w liście do Donalda Tuska, że zastrzeżenia dotyczące Radosława Sikorskiego nie odbiegają od tych, o których mówił premierowi w listopadzie 2007. Prezydent zadeklarował w liście, że jest gotów do ponownej rozmowy z Tuskiem na ten temat.