Cezary Michalski napisał wczoraj na pierwszej stronie, że konferencja Mariusza Kamińskiego była wyjątkowa "nawet jak na standardy tej kampanii". Zarzucił CBA, że ujawniło dowody przeciw Beacie Sawickiej, choć nie zaszły żadne wyjątkowe okoliczności, które by to uzasadniały. Zdaniem Dorna, pisząc ten komentarz, Michalski stał się "Piotrem Stasińskim i Piotrem Pacewiczem". Obaj są zastępcami redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej".

Dorn dla wzmocnienia swojego przekazu pokazał dziennikarzom nie tylko wczorajszy numer DZIENNIKA. Sięgnął też do numeru z 3 października tego roku. I do komentarza "Uwaga na sukces CBA" autorstwa szefa działu śledczego. Według marszałka Paweł Reszka domagał wówczas pokazania dowodów winy Sawickiej. "Przecież musiał to robić w uzgodnieniu z wicenaczelnym DZIENNIKA" - przekonywał marszałek. Poniżej publikujemy odpowiedź autorów obydwu komentarzy, które wywołały tak wielką irytację Ludwika Dorna.



Paweł Reszka
szef działu śledczego DZIENNIKA


Ja, Reszka, przepraszam Ludwika Dorna
Każda konferencja prasowa Ludwika Dorna jest jak ludowy festyn. Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać, ale ubaw po pachy gwarantowany. Jako że marszałek ma do dyspozycji biuro prasowe kancelarii Sejmu, które zaprasza dziennikarzy na jego występy za pomocą esemesów, Ludwik Dorn ma pewność, że zawsze znajdą się chętni, by posłuchać jego dykteryjek: czy to o Sabie, czy to o pożeraniu mebli. Wczoraj polityk PiS zafundował wszystkim ucieszną historię o tym, że to ja (czyli Reszka z DZIENNIKA) razem z Donaldem Tuskiem (tym z PO) upolityczniliśmy akcję CBA w sprawie Beaty Sawickiej. Tusk Tuskiem, ale dlaczego ja? Bo 3 października napisałem, że skandal z udziałem posłanki trzeba dokładnie zbadać i że dopóki nie będzie dowodów, lepiej być ostrożnym w ferowaniu wyroków. I jeszcze dlatego, że zadałem publiczne pytanie: Czy to przypadek, że akcja antykorupcyjna CBA miała finał właśnie w czasie kampanii wyborczej?

Otóż - Szanowny Panie Marszałku - zrozumiał mnie Pan opacznie. Pisząc o tym, że sprawę Sawickiej należy dokładnie zbadać, nie miałem na myśli:
1. Organizowania - cztery dni przed wyborami - konferencji Mariusza Kamińskiego i wciągania służby antykorupcyjnej do politycznych rozgrywek.
2. Ujawniania wynurzeń byłej posłanki na temat prywatyzacji służby zdrowia, które zupełnym przypadkiem pasują do telewizyjnych klipów przygotowanych przez Pana partię.
3. Używania jej wypowiedzi przez polityków PiS w walce wyborczej z Platformą.
4. Zmieniania programu publicznej telewizji (łącznie z opóźnianiem emisji serialu Klan!), żeby przy jak największej widowni dokopać politycznej konkurencji.
Jeśli to wszystko stało się z powodu mojego tekstu, to zapewniam, że nie o to mi szło! Serdecznie przepraszam za nieporozumienie!



Cezary Michalski
zestępca redaktora naczelnego DZIENNIKA


Ideowcy poza kontrolą
Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej marszałek sejmu Ludwik Dorn powiedział, że DZIENNIK obniża standardy polskiego dziennikarstwa, a ja osobiście w niszczeniu dziennikarskiego warsztatu jestem co najmniej tak zasłużony jak wicenaczelny Gazety Wyborczej Piotr Stasiński. Porównanie DZIENNIKA do Wyborczej, a mnie do Stasińskiego nie jest jakimś gigantycznym komplementem ani dla Ludwika Dorna ani dla mnie. Na tym jednak podobieństwa między nami definitywnie się kończą. W przeciwieństwie do marszałka sejmu widzę związek wtorkowej pokazówki CBA z kampanią wyborczą PiS, bo nie sposób tego nie dostrzec. W przeciwieństwie do Dorna uważam, że prowokowanie i uwodzenie czterdziestoletniej mężatki i matki przez agenta CBA po to, by w apogeum kampanii wyborczej móc ją sfotografować z plikiem banknotów i bukietem kwiatów, jest przekroczeniem granicy zezwierzęcenia. Szczególnie smutnym w wydaniu ludzi, którzy do polityki trafili w moralnym odruchu antykomunizmu.

Premier Kaczyński i marszałek Dorn są przekonani o własnej ideowości, która w ich mniemaniu sprawia, że każda metoda, którą się posłużą, staje się metodą szlachetną i usprawiedliwioną. Nie wątpię w ich ideowość, ale nie akceptuję ich metod. Właśnie dlatego, że uważają się za ludzi służących wyłącznie idei, Kaczyński i Dorn przestali się kontrolować. Ich współpracownicy też przestali ich kontrolować. Zwolennicy stali się wyznawcami. A naprawdę nie wiem, czy władzę w państwie można powierzyć komuś, kto utracił kontrolę nawet nad sobą.
























Reklama