Anna Wojciechowska: Kilka miesięcy temu zasugerował pan, że z Platformą nie jest dobrze, i wzywał do refleksji programowej. Debaty programowe dawno się odbyły, a pan milczy. Co to milczenie oznacza?
Andrzej Olechowski*: Nie wypowiadałem się już, bo jestem zadowolony, będę głosował na tę partię i zachęcam innych do tego. W trakcie tej dyskusji został ustalony program, z którym się zgadzam. Przesłanie ideowe Platformy stało się bardziej jednolite i bardziej bliskie temu, co ja chciałem osiągnąć.

Czyli Platforma przesunęła się na lewo?
Myślę, że znalazła się bliżej swych źródeł: stała się znów partią obywatelską, a nie mówiącą o państwie, narodzie i duchu dziejów, jak to było przez moment. Uderzający był w tych debatach przedwyborczych fakt, że Tusk mówił cały czas o Polakach, podczas gdy Kaczyński powtarzał słowo Polska, a u Kwaśniewskiego pojawiało się ciągle słowo lewica.

Ale koniec końców w tej kampanii Platformy nie ma ani pana, uznawanego za symbol lewego, liberalnego skrzydła tej partii, ani Jana Rokity uosabiającego przeciwległy prawy, konserwatywny biegun. To przypadek?
Przede wszystkim ja nie czuję się żadnym skrzydłowym. Nie podnoszę za bardzo głosu, bo jestem zadowolony. Wsparłem kilka osób w kampanii. Jutro jadę wesprzeć lubelską Platformą.

Czyli Janusza Palikota, który nie chciał w partii Rokity.
Opowiadam się za Palikotem jako za tym politykiem, który bardziej chciałby modernizować, a mniej konserwować. Pod tym względem jest mi bliższy. Rokita, którego uważam za człowieka bardzo ciekawego, w swoich priorytetach programowych był mi bardzo odległy.

Zatem nie żałuje pan, że nie ma go w tej kampanii PO?
Przypominam, że ja dużo wysiłku kiedyś poświęciłem, żeby pana Rokitę do Platformy wciągnąć. Dużym nakładem sił i nerwów, bo to nie jest łatwy człowiek, wciągałem go niemal za uszy. Żałuję, że odszedł w tym sensie, że to postać nietuzinkowa, człowiek, który niewątpliwie byłby dobrym kandydatem na wiele stanowisk państwowych. Tacy ludzie jak on nie rodzą się na kamieniu, nie ma ich w nadmiarze, również w Platformie. Ale z drugiej strony bez niego przekaz Platformy zyskał: jest mniej kakofoniczny, mówimy teraz wyraźnie jednym głosem. Nie ma sytuacji, w których słychać kogoś, kto nie za bardzo wiadomo, z jakiej jest partii. A takie miałem wrażenie w przypadku Rokity.

A może chodzi o to, że bez Rokity łatwiej będzie o koalicję z LiD?
Ja akurat na ten temat miałem okazję z nim w przeszłości rozmawiać. I wiem, że Rokita był akurat jednym z tych polityków, którzy w przeszłości nie mieli żadnych obaw, by w razie czego uczestniczyć w rządzie z SLD czy nawet stanąć na czele rządu SLD. Nie był człowiekiem tępo uprzedzonym, dla którego istniały tabu polityczne. Uważam, że jeśli chcemy, by przyszły rząd wniósł do politycznego życia więcej skuteczności i spokoju, to musi to być rząd, który w jakiś sposób będzie współpracował z LiD. Inaczej nie będzie mógł poradzić sobie z wetem prezydenta. Lech Kaczyński już przecież zapowiedział, że będzie wetował wszystko. Dlatego jeśli dziś ktoś oczekuje, że PO nie będzie mogła zawrzeć jakiegoś porozumienia z LiD, to nie ma sensu głosować na Platformę. A sylwetka Rokity wskazuje, że on byłby w stanie stanąć na czele rządu gromadzącego szeroką koalicję.

Również z LiD?
A dlaczego nie?! Przecież kiedyś z wieloma z tych ludzi był w jednej partii. Co to za wstyd stanąć w jednym szeregu z panem Geremkiem, Onyszkiewczem czy Lisem?

Tylko tam jest jeszcze wiele zupełnie innych postaci.
Są dziesiątki nazwisk, jak Olejniczak, Dubaniowski, o których nie można powiedzieć, że są czy byli komuchami.

Pana koledzy chyba widzą LiD inaczej. Dla wielu myśl o takiej koalicji jest odpychająca.
Mówię z pozycji liberała, któremu jest po drodze z umiarkowanymi socjaldemokratami, a nie z socjalistami, kolektywistami z PiS. A dzisiejszy LiD jest na dobrej drodze do tego, by stać się solidną socjaldemokracją w europejskim rozumieniu. Część z moich kolegów, którzy traktują temat LiD jako tabu, to konserwatyści. Oni ze swoimi biografiami, ale też uprzedzeniami, nie wyobrażają sobie, by ich nazwiska mogłyby zostać powiązane z szyldem SLD. Nie patrzą nawet, że może w tym słoiku dżem już się zmienił. Ale ja ich szanuję i rozumiem ich dylemat. Ale jest też część ludzi, którzy po prostu nie mówią głośno o potrzebie współpracy z LiD w obawie, że stracą jeden głos.

Czyli zwykła strategia wyborcza. Ale w rzeczywistości rząd PO - LiD jest realny?
Wierzę, że to Platforma będzie tworzyć rząd. I ten rząd natknie się na kontrę prezydenta Kaczyńskiego. I albo uzna na samym początku, że jest nieskuteczny, albo podejmie współpracę z PiS lub LiD. Ten drugi wariant wydaje mi się o wiele bardziej sensowny i prawdopodobny.

A nie bierze pan pod uwagę prawdopodobieństwa pęknięć w PO lub w PiS?

A co się ma rozlecieć? Jakby miało, to by się już rozleciało przez dwa lata. Transfery kilku osób są możliwe, ale dużych grup nie. Te spekulacje to tylko efekt ordynarnego ataku Kaczyńskiego. A potem inni duzi chłopcy z kogutami na głowie, bo tacy są politycy, podłapali to.

Nie musi chodzić o transfery. Mówi się o powstaniu nowej partii. Po jednej i drugiej stronie są cały czas sieroty PO - PiS-owskie.
Dziś ludzie PiS i ludzie PO nie mieszkają już, jak przed poprzednimi wyborami, dom w dom, tylko w różnych dzielnicach. W PO nie ma już nikogo, kto by się podpisywał pod projektem IV RP. Badania jasno dowodzą, że elektoraty obu tych partii już się nie stykają. Poza tym po prawej stronie nie ma już miejsca. Jak czytam spekulacje, cóż to byłby za hit, gdyby Rokita, Marcinkiewicz, Płażyński i Olechowski założyli wspólną partię, to włos mi się na głowie jeży.

Bo miał pan podobno pomysł na założenie partii na lewo od PO. Słychać było o rozmowach z tzw. piskorczykami i środowiskiem Aleksandra Kwaśniewskiego.

Nie. Nigdy nie miałem wątpliwości, że moje miejsce jest w Platformie. W pewnym momencie podjąłem jedynie działania zmierzające do jej przeorientowania. I z efektów jestem zadowolony. Żałuję jedynie, że nie wycofała się z hasła Nicea albo śmierć.

Ale też nie wycofuje się zupełnie z postulatów, jakie przyświecały idei IV RP. Tusk mówi na przykład, że CBA pozostawi.
I dobrze, bo byłoby głupotą, żeby je likwidować. Dodatkowa służba w tak drażliwym obszarze jest potrzebna, tylko musi być elementem sprawnego systemu. Walka z korupcją była jednym z głównych wątków mojej kampanii prezydenckiej. Ale to dziś dopiero zmieniła się wrażliwość ludzi na tym punkcie. To jest jedyna zasługa panów Kaczyńskich, że udało im się pobudzić tę wrażliwość.

Tusk dobrze prowadzi Platformę w tej kampanii?
Do czasu debat z Kaczyńskim i Kwaśniewskim myślałem sobie, że jest bardzo niedobrze. Ale po nich zostałem oczarowany, pomyślałem sobie, że to będzie wielka przyjemność mieć po Kaczyńskim premiera Tuska. Tusk pokazał się jako bardzo obiecujący premier. Pokazał, że Platforma jest bardzo poważną alternatywą dla PiS.

Kwaśniewski mówi co innego.
Mówi, tylko nie może tego udowodnić. Powtarzał, że PiS i PO to ta sama prawica, a on jest lewicą. Ale czym ta lewica miałaby się wyróżniać, nie potrafił powiedzieć. Tusk szybko zajął pole socjalne: obiecał podwyżki budżetówce i większe dopłaty rolnicze i zostawił Kwaśniewskiego na golasa. A w sferze obyczajowej Kwaśniewski nie jest już młodzikiem, więc staje się bardziej konserwatywny i w odróżnianiu się wypada bardzo mało wiarygodnie.

Nie udał mu się powrót na scenę polityczną?
Nie moja gęba, nie moje buraczki. To nie był mój projekt, więc trudno powiedzieć. Sądzę, że jeśli LiD osiągnie powyżej 15 proc., to będzie znaczyło, że się przydał. Trzymam kciuki za powodzenie socjaldemokracji.

Łącznie z perspektywą: premier Kwaśniewski?
Jest doświadczonym politykiem. Więc ja przy premierze Kwaśniewskim czułbym się względnie bezpiecznie. Nie uważam, by pan Kwaśniewski był tak kompromitujący jak Lepper czy Giertych, więc nie mam z tym dużego problemu.

To jaki jest najbardziej prawdopodobny scenariusz powyborczy?
Platforma będzie tworzyła rząd. Jest prawdopodobne, że uda się z PSL. Nie będzie to jednak rząd przełomu, będzie bardzo trudny, ponieważ naprzeciw będzie miał brutalną i silną opozycję PiS i wrogiego prezydenta. Nie wróżę więc nowemu parlamentowi długiego bytu. Nowy rząd przyniesie nam dużo satysfakcji w dziedzinie gospodarki. W innych będą małe postępy. Boję się myśleć, co będzie w polityce zagranicznej, co będzie się działo na styku szefa MSZ i prezydenta. Koalicja z PSL nie wystarczy, by obalać weto prezydenta, i wtedy pojawi się perspektywa na jakąś twórczą formułę szerszej współpracy.

I co dalej?
Może powstać straszny bałagan. I po sekwencji ostrych starć koalicji z prezydentem i z PiS możliwe są podziały. Pod presją ludzi, przed następnymi wyborami parlamentarnymi, które mogą się odbyć przy okazji prezydenckich, bardzo prawdopodobne jest zrekonfigurowanie sceny politycznej.

A co będzie, jeśli PiS nie zostanie odsunięte od władzy, jak pan chce? Przypominam, że wciąż popiera Kaczyńskich blisko 30 proc. ludzi. Czy Tusk nie za szybko wystartował po władzę?
Jestem przekonany, że rozsądek dyktował czekanie i stworzenie komisji śledczej do sprawy ministra Kaczmarka, by jednoznacznie wyjaśnić, czy miejsce Kaczyńskich jest w polityce, czy w kryminale. Było jasne jak słońce, że PiS posunie się do wykorzystania służb z kampanii. I właśnie wczoraj stało się: zobaczyliśmy pierwszą po 1989 roku taką jawną interwencję. I Donald Tusk ma ją niejako na własne życzenie.



*Andrzej Olechowski, jest jednym z założycieli PO, członkiem tej partii






























































Reklama