Tego dnia nic nie zapowiadało wielkiego dramatu premiera. Wprawdzie na pewno wiedział wcześniej z nieoficjalnych danych, że sytuacja wymyka się z pod kontroli, to jednak trzymał się twardo. Dopiero gdy wybiła godzina 22.55, a PKW ogłosiła wyniki, na wieczorze wyborczym PiS, zapadła głucha cisza - pisze "Fakt".

Reklama

Premier też milczał. Specjalnie dla niego, jakby przeczuwając, co się wydarzy z odległego o prawie 400 kilometrów Słupska, przyleciała jego wierna przyjaciółka Jolanta Szczypińska.

"Przyleciałam do Warszawy specjalnie dla niego. W takich sytuacjach powinno się być przy przyjacielu, bo przyjaźń to być przy kimś na dobre i na złe" - tłumaczy "Faktowi" Jolanta Szczypińska.

Głównie za jej sprawą Jarosław Kaczyński doszedł do siebie, po ciosie wymierzonym przez Platformę Obywatelską.

"To prawda, premier to człowiek walki. W polityce jest twardy, ale jako człowiek jest wrażliwy, ma gołębie serce. Było mu przykro, gdy ogłoszono wyniki, choć przyjął to dzielnie i ze spokojem" - opowiada gazecie Jolanta Szczypińska. "Premier szybko jednak okrzepł i swoim wystąpieniem przed wyborcami pokazał że ma klasę. Potem był już rozluźniony" - dodaje z uśmiechem, choć przegrana PiS pokrzyżowała jej matrymonialne plany.

Reklama

Co dalej ze ślubem z premierem? "Wszystko jest zapisane w gwiazdach, a może i bliżej" - mówi "Faktowi" Jolanta Szczypińska. "W tej chwili łączy nas wielka przyjaźń i rolą przyjaciela jest być z nim w dobrych i złych momentach".

Ślub więc został przełożony na inny, jeszcze niesprecyzowany termin. "Na razie nie ma na to czasu, ciągle się coś dzieje. Ale spokojnie, na wszystko przyjdzie czas" - zapowiada Jolanta Szczypińska.