Prezydent nie kryje, że po kryzysie gruzińskim jest jeszcze większym sceptykiem wobec traktatu, który tworzy wspólną politykę zagraniczną Unii. "Wydarzenia gruzińskie pokazały, że polityka zagraniczna Unii ustalana jest tylko między dwoma stolicami - Paryżem i Berlinem" - mówi "Newsweekowi" Lech Kaczyński. "Ten mechanizm jest bardzo niekorzystny z punktu widzenia naszych elementarnych interesów" - dodaje.

Reklama

"Polska nie będzie tym krajem, który nie dopuści do ratyfikacji, ale muszą jej dokonać wszystkie państwa" - zapewnił Lech Kaczyński.

"W sprawie ratyfikacji traktatu zawarłem pewną umowę z prezydentem Francji" - wyjawił Lech Kaczyński. "Każdy miał swoje zadania. Ja swą część w istocie wykonałem, Sarkozy'emu się nie udało" - mówi tajemniczo.

Nieoficjalnie wiadomo, że Sarkozy wziął na siebie przekonanie Irlandczyków, którzy odrzucili traktat w referendum, aby zagłosowali jeszcze raz. A Kaczyński po decyzji Irlandii miał ratyfikować traktat, ale też przekonać do tego prezydenta Czech Vaclava Klausa, zdeklarowanego eurosceptyka.

Problem w tym, że jak dotąd Sarkozy nie przekonał Irlandczyków.

Prezydent domaga się także od rządu obiecanej ustawy kompetencyjnej, regulującej współpracę prezydenta z premierem w sprawach unijnych.