Prezydent zamierza uczestniczyć w unijnym szczycie poświęconym walce z kryzysem jako obserwator. "Nie należy się spodziewać, że będzie występował z własnymi propozycjami, raczej chce się dowiedzieć, co chce robić Europa z kryzysem. Na razie każdy kraj działa na własną rękę" - wyjaśnia szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki. Jak zapewnia, żadnego dysonansu nie będzie.
Politycy PO, choć nie kryją zaskoczenia i nie widzą prezydenta na szczycie zbyt chętnie, to do sprawy podchodzą pojednawczo. "Prezydent nie uprzedzał pana premiera o wyjeździe na szczyt. Jesteśmy może nieco zaskoczeni, ale mamy nadzieję, że wszystko będzie przebiegać pomyślnie" - mówi DZIENNIKOWI wicepremier Grzegorz Schetyna.
Sam Donald Tusk deklaruje, że jeśli prezydent postanowi uczestniczyć w szczycie, to nie będzie stawiać żadnych przeszkód. "Odpukać, bo jeszcze opatrzność ma coś do powiedzenia, ale jeśli chodzi o nas, to żadnych problemów komunikacyjnych nie przewiduję" - żartobliwie nawiązał do kłopotów przy poprzednich szczytach.
>>> Jak prezydent nie dostał rządowego samolotu
Żartują także współpracownicy premiera. Jeden z nich na pytanie, czy do Brukseli prezydent i premier polecą jednym samolotem, odpisał: "Nie. Czterema".
>>> Lot do Brukseli: Dwie godziny bez słowa
Ale choć obaj politycy zapewne polecą razem, to nie wiadomo, czy uzgodnią wspólne stanowisko. "Będziemy chcieli wcześniej się z prezydentem porozumieć, by ustalić wspólną strategię" - zapowiada Grzegorz Schetyna. Tyle że już widać, że mimo iż z obu stron padają słowa o gotowości do spotkania, to żadna nie przejawia inicjatywy. Na razie wszystko rozbija się o brak zaproszenia.
>>> Premier gotów stawić się na każde życzenie prezydenta
"Wiadomo, jaka jest hierarchia. Jestem do dyspozycji prezydenta, niezależnie czy przed szczytem UE, czy po nim" - mówi premier.
Prezydent odbija piłeczkę: "Czy premier jest nieśmiałym chłopcem?" - odpowiadał na pytanie, czy wyśle zaproszenie do Tuska. Podkreślił jednak, że chce porozmawiać z premierem o kryzysie gospodarczym.
To na pewno będzie ciekawa rozmowa, bo recepty na kryzys obu polityków są zupełnie różne. Premier zapowiada oszczędności, nie chce zwiększać deficytu budżetowego, co więcej - podtrzymuje wejście do strefy euro w 2012 r. jako strategiczny cel rządu. Prezydent nie tylko otwarcie podważa realność tej daty, ale w ogóle całą politykę gabinetu określa jako "neoliberalną". "To recepta, która może nawet była dobra, ale w latach 80." - nie krył krytycznego spojrzenia na rządowe plany.
Coraz bardziej też widać, że Lech Kaczyński nie ogranicza się do recenzowania polityki rządu. Zapowiedział zwołanie szczytu społecznego w Dębicy. Zaproszeni na niego zostaną pracodawcy, związkowcy, samorządowcy, przedstawiciele banków i - jak podkreślał Lech Kaczyński - przedstawiciele rządu. Premier przyjął ten pomysł z rezerwą. "Jesteśmy świadkami takiej kreatywności prezydenta i liderów opozycji, a nawet powiedziałbym nadaktywności, w tym sensie, że każdego dnia pojawia się jakaś nowa idealna inicjatywa" - mówił Tusk.